10 maja 2014

ale aby w bajce naszego życia było więcej dobrego niż trudnego...



Są takie rzeczy, o których się nie mówi. Które zgniata się zapachem kwiatów w ogrodzie. 
Które spycha się głęboko do środka. Zapija kawą z koleżanką. Zamalowuje makijażem. 
Są takie rzeczy, o których nie mówi się z szacunku, z bólu, z wielu różnych powodów. 
Pewnie każdy z nas takie chwile przeżywa. Chowa je przed światem. Każdy z nas doświadcza dobra i każdy z nas czasem mierzy się z ciemną stroną życia. 
Podobnie i ja. Ostatnio przyszło mi w sobie ćwiczyć emocje mocniej niż kiedykolwiek. 


Są takie rzeczy o których się nie mówi. Są granice. Posiadanie bloga jest w pewnym sensie twórczym ekshibicjonizmem, ale te granice istnieją. I dla mnie są one bardzo ważne. 
Ale dziś jedną z nich przekroczę. 

Naszą rodzinę dotknęła choroba. Ciężka. Taka, w której oprócz osoby chorej cierpi całe bliskie otoczenie. Cierpią i zastanawiają się nad sensem istnienia dzieci. Cierpi mój mąż. Cierpię ja. Cierpią nasze niedzielne spotkania...plany, myśli, marzenia ...

Rak to nie wyrok. Udowodnił to mój teść 2 lata temu. Wygrał walkę z nowotworem czwartego stopnia.
Rak to nie czekanie na śmierć. To walka każdego ranka tuż po otwarciu oczu. To wsparcie, które jest najbardziej w świecie potrzebne bliskim. To zaangażowanie. To nietracenie nadziei mimo że zapatrywań na przyszłość brak. 

Dziś o swoje życie dzielnie walczy moja teściowa. Krucha, cicha i spokojna kobieta. 
Jest jej niezmiernie ciężko leczyć się w "języku angielskim", którego nie umie. Być na ciągłej łasce kogoś kto go umie. 
Jest jej ciężko bo sama nie prowadzi samochodu, a tu wszędzie daleko. Bo to jeden z najcięższych nowotworów. 
Bo wszystko miało być inaczej.

Przylecieli tu oboje do nas. Nie do Ameryki a do swojego jedynego syna. Powiedzieli nam kiedyś, że żyć w Polsce mogliby. Mimo, że ciężko niejednokrotnie bywało. Ale przynajmniej można dogadywać się ze wszystkimi bez problemu. Załatwiać sprawy samodzielnie. Chodzić do polskiego lekarza, fryzjera, oddawać odkurzacz do naprawy po polsku. Mogliby tam żyć jak najbardziej. Ale bez swojego syna i jedynych wnuków jakie mają, tego życia w Polsce sobie nie wyobrażają.
Tu spraw sami nie załatwiają. Nie mają polskiego języka na ulicach. Polskich parków, księgarni, koleżanek... pasterki w święta. 
To tu jednak postanowili zostać. Osiedlili się blisko nas. Zabierali dzieci do siebie na weekendy. Przyjeżdżali do nas na grilla. Wyjeżdżali z nami na wakacje. Podlewali kwiaty jak byliśmy na wakacjach sami. 
Moje dzieci mają dziadków na wyciągnięcie ręki, dzięki tej ich decyzji. 
A oni mają tupot małych stópek na swoich schodach w niektóre sobotnie popołudnia. I oto właśnie im chodziło.
Choć stron ciemnych tej decyzji jest tysiące! To jednak jedna najważniejsza dla nich strona, jasna jak słońce, przysłoniła wszystko inne. 
I są tu. Z nami. 

Mieliśmy tyle pomysłów na przyszłość. Tyle planów. Tyle przemyśleń wspólnych. 
Wszystko układało się .... tak pięknie. 

A potem Ania zaczęła chudnąć. 

Ale nigdy w życiu nie poddamy się w tej walce. Zrobimy wszystko co w naszej mocy by ona tę walkę wygrała. Będziemy płakać wspólnie i wspólnie się śmiać. (Wiecie, że ona w poczekalni lubi sobie żartować? czasem pękamy ze śmiechu razem czekając na wyniki...) 
A ja i mój mąż będziemy stać na straży nawet jak zabraknie nam sił.
Tak jak ona stała na straży mojego porodu. Mojego odpoczynku tuż po urodzeniu dziecka. Moich nieprzespanych nocy. 
I te ciągłe jej:  idź się połóż, zostaw ja to zrobię, daj mi ją na noc jak będzie głodna to Ci ją przyniosę...

Tak jak ona zabierała niemowlę i dodatkową dwójkę naszych dzieci na cały weekend, byśmy ja i mój mąż mogli popatrzeć sobie przez chwilę w oczy we włoskiej restauracji. 
Tak jak ona była na każdą naszą prośbę. Nasz każdy wymysł. Tak teraz my będziemy na jej. 

I nie dlatego, że jesteśmy jej to winni. Ale dlatego przede wszystkim, że na tym polega prawdziwa rodzina.

Moja teściowa walczy już rok. Kolejny rok przed nami.

Ale aby w bajce naszego życia było więcej dobrego niż trudnego, musimy czasem posłuchać echa takich postów...
Posłuchajcie dziś echa tego postu.
Idźcie się zbadać. 
Namówcie swoich mężów. Żony. Rodziców. Teściów. Przyjaciół. 
Ja bym nawet pokusiła się o słowo: szantażujcie. Zróbcie wszystko, by kiedyś nie przyszedł moment, w którym będziecie analizować, czy można było zrobić więcej. 
Moment, który będzie wlókł się za wami całe życie. 

A na stwierdzenie " i tak będzie co ma być" odpowiadam: 
Będzie co ma być. Każdego dosięgnie śmierć. Ale ja nie godzę się by ta śmierć nastąpiła z głupoty. Z tak błahego powodu jak zaniechanie wizyty u lekarza. 

I dlatego z całego serca popieram kampanię "Policzmy się".  
"To akcja, która ma na celu promowanie wiedzy na temat chorób nowotworowych i pozytywnego przesłania, że rak to nie wyrok! Poprzez przykład osób, które wygrały z chorobą, organizatorzy namawiają wszystkich Polaków do profilaktyki, a chorych - do aktywnej walki o zdrowie.
W zeszłym roku z rakiem policzyło się ponad 176.000 osób! Wystarczy w dniach 9-16 maja wejść na stronę http://policzmysie.pl/ i przez jedno kliknięcie pokazać swoje wsparcie dla chorych. Kampanię wspiera wielu ambasadorów, a w tym roku dołączyli do nich także POLSCY BLOGERZY, którzy nagrali spot wideo"




Tak jak powiedziałam. Nie godzę się na śmierć z powodu zaniechania. Mamo proszę, jeżeli nie dla siebie, to zrób to dla swojego dziecka - idź do lekarza. Bo profilaktyka jest zdecydowanie mniej bolesna niż walka o życie. 
Bo jak przychodzi co do czego, to każdy chce żyć. 
Nawet ten, co jak mantrę powtarza "Będzie co ma być". 


iwona wisniewska









72 komentarze:

  1. Bardzo madry post... szczerze Wam kibicuje w walce z choroba !
    Pozdrawiam, I zostawiam pierwszy komentarz, chociaz czytam bloga od dawna....

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja odkładam wizytę u lekarza... Życzę dużo siły do walki z chorobą dla Was wszystkich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja życzę Ci wizyty u lekarza... i dziękuję!

      Usuń
  3. Kolokwialnie: trzymam kciuki. Ale naprawdę, całym sercem.
    Z racji profesji, badam całą rodzinę bezwzględnie. Ale jak w tym przysłowiu o szewcu, o sobie rzeczywiście zapomniałam. Właśnie mi to uświadomiłaś. Dzięki. Do akcji się przyłączam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie to przysłowie jest prawdziwie.. na każdym kroku to widać... życzę Ci wizyty u lekarza!

      Usuń
  4. Jestem z Wami całym sercem. I z Twoją Teściową. Ja ją rozumiem. Rozumiem jej wybór i rozumiem jej pogodę, i rozumiem jej zgodę, i rozumiem jej chorobę. Warto się badać, warto walczyć o siebie, ale są wybory, gdy wybiera się innych świadomie rezygnując z siebie. I ona tak wybrała, a Wy musicie to uszanować i jej na to pozwolić. To trudne, to boli, ale tak już jest! Ona jest mimo wszystko szczęśliwa i ja ją rozumiem. Po prostu kocha. Cieszcie się, że możecie być razem, ona to robi:) Pozdrawiam najserdeczniej i przesyłam siłę do przetrwania tych trudnych chwil. To trudne doświadczenie, ale ile w nim piękna. Mimo wszystko. Tyle Miłości!!! Nie każdy ją dostaje. Pozdrawiam MAMĘ:) Zasłużyła sobie na to nazwanie. Wiesława.

    OdpowiedzUsuń
  5. To wszystko,co napisałaś to najprawdziwsza prawda.Wiem o tym doskonale,bo dzięki profilaktyce,a właściwie "wrodzonej upierdliwości" udało mi się w porę wychwycić chorobę i wygrać.Dobrze wiem,jak ważne w takich momentach jest wsparcie rodziny,dlatego to cudowne,że jesteście razem i możecie być dla Mamy podporą. bożena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wsparcie jest najważniejsze w chorobie. Ogromnie dużo daje. Bez niego mnóstwo ludzi pewnie poddałoby się.

      Usuń
  6. Tule i od siebie dla Was mikroczastke sił potrzebnych do walki wysyłam ..... I chęci do życia dla Babci Ani! Bo ona działa cuda!!!! Moja Babcia Józia jest tego doskonałym przykładem ...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babcia nie poddaj się. Ma w sobie chęć.. tylko czasem sił brak..

      Usuń
  7. Wspaniała kampania.. i Twój post...
    chyba czas "zaszantażować" rodziców, których już proszę i błagam o pójście do lekarza od ponad roku..
    Wam życzę mnóstwo siły, by móc płakać, śmiać się i stać na straży.
    Pozdrawiam i mocno trzymam kciuki za Waszą walkę, by była wygraną!
    KasiaS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kasia! I zachęcam do walki o badania rodziców...

      Usuń
  8. Przeżywałam to wspólnie ze swoją mamą kilka lat temu. Wiem co to strach, niepewność i nadzieja. Udało się. Udało się tylko dlatego, że choroba została wcześnie wykryta. Życzę wytrwałości, nadziei, siły, wiary i szczęścia.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dagmara, skoro tak to zapraszam was do policzenia się z rakiem!! to może pomóc innym! :)

      Usuń
  9. Jestem z Wami i życzę Wam dużo siły i wytrwałości i mimo wszystko uśmiechu na twarzach.
    Marysia

    OdpowiedzUsuń
  10. AgaWP=niesia2312niedziela, maja 11, 2014

    Mój tato walczy z rakiem od 6 miesięcy, my wciąż mamy nadziję, żę wygra choć lekarze już wydali wyrok. Ale cuda przecież się zdarzają i my wciąż wierzymy, że mu się uda pokonać te paskudne choróbsko,...napewno tak będzie :) . Dziękuję Ci za ten post.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój teść miał 40% szans na życie a 60% na nieprzeżycie. Wygrał. Trzymam kciuki!

      Usuń
  11. Oj mocno trzymam kciuki...Mój dziadek jakiś czas temu walczył nie wygrał, ale znam takich którzy wygrali. Więc trzeba być dobrej myśli. Wytrwałości Wam życzę i tego żeby się udało. No i dokładnie ta badajmy się, dbajmy o siebie bo czasami przez naszą nieuwagę, pośpiech, brak czasu okazuje się że jest za późno...

    OdpowiedzUsuń
  12. Życzę Waszym bliskim, z całego serca, wygrania walki z nowotworem.
    Moim Rodzicom się nie udało. Obydwoje zmarli na raka trzustki.
    Masz rację, trzeba wreszcie zadbać o siebie.
    Pozdrawiam
    Katarzyna

    OdpowiedzUsuń
  13. Pieknie to napisalas. Zazdroszcze ci takiej serdecznej tesciowej. Wsciekla jestem na los, ze trafia zwykle wlasnie takich ludzi...I trzymam kciuki, zeby nie trzeba bylo razem plakac...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz ile razy z mężem myśleliśmy o tym, że dlaczego tak cudowna kobieta? dlaczego ona? dlaczego taka serdeczna, najwspanialsza teściowa na świecie...

      Usuń
  14. naszą rodzina tez cierpi- rak zaatakował 16letniego bratanka mojego męża, walczy już drugo rok,( https://scontent-b-fra.xx.fbcdn.net/hphotos-prn2/t1.0-9/10306255_1447957618777771_4605816589933786517_n.jpg ), wierzymy, że wygra tą walkę. Doskonale Was rozumiem i dzięki za post, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Iwonko ja pójdę o krok dalej i napiszę: badajcie swoje dzieci.. usg brzuszka + krew i mocz to tylko 150 zł a warto je zrobić... Moja córka miała usg brzuszka co roku- bo pediatra zalecił po drugich urodzinach, bo brzuszek był zdęty, bo przyplatała się infekcja nerek- rok po roku... w tym roku przebadałam ja przy okazji robienie usg bioderek synkowi... guz na jajniku brzmi okropnie... 6letnia dziewczynka:-( trzymam się mysli ze zmiana jest łagodna i operacja oszczędzi jajnik... operacja za tydzień... pomijam fakt, że po 3 dniach doagnostyki w szpitalu nie wiemy nic - była tomografia, były markery nowotworowe z krwi ( która sie zhemolizowała, wiec pobrali drugi raz) - nie mamy żadnych wyników tych badań, dopiero za tydzień... dlatego naprawde badajcie dzieci... pewnie 99 na 100 bedzie zdrowe jak ryby, ale byleby Wasze nie było tym jednym... mamy taki zwyczaj, ze przed wakacyjnymi wyjazdami wszyscy robimy sobie badania podstawowe + zaliczamy wizyte u dentysty... zeby wakacje były spokojne... moze ktos weźmie z nas przykład...
    A za Twoja teściowa trzymam kciuki, żeby wyzdrowiała, bo każda babcia najbardziej na świeci chce widzieć dorastania swoich wnuków i byc na ich weselu- tego jej z całego serca zyczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Edytka.. nie wiem co powiedzieć. Popłakałam się..
      U nas w USA bardzo się dzieci dużo częściej, dużo więcej badań się wykonuje.. ale nigdy moje dzieci nie miały USG brzuszków..
      Edyta trzymajcie się! Myślę o was od kiedy przeczytałam ten komentarz. Nic już nie powiem bo nie jestem w stanie... Ogromne uściski!

      Usuń
  16. Moj tata,pozniej,moja mama,nastepnie moj brat.........nikt z nim nie wygral.Zycze sily do walki z ,,nim´´.

    OdpowiedzUsuń
  17. Dużo dużo sił one daja moc a czasem ich brak jest odczowalny mój mąż tez wygral (32l)najgorsza choroba naszych czasów nienawidze jej. POWODZENIA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga to że mąż Twój wygrał.. nawet nie wiesz jak dużo treści jest w tych słowach! Jak dużo budującej nadziei... powinno się mówić o wygranych walkach. krzyczeć głośno! to pomaga innym. Czy mąż policzył się z rakiem na policzmysie.pl?? To może pomóc innym.

      Usuń
    2. Na policzmysie.pl minely 2 lata i to ciagle temat tabu nie wiem jak mu powiedziec. 6 lat temu nasz kuzyn zachorowal 42l ciezki,rzadki przypadek bialaczki bylo bardzo zle ale WYGRAL i jest ok oby coraz wiecej takich wygranych pokonajmy go w koncu.Ciocia twierdzi ze w polsce juz by go nie bylo (mieszkaja w niemczech)niestety podejscie rutynowe polskich onkologów mnie przerazilo, pierwsza pani w Gliwicach powiedziala (na szczescie byl to 1wszy st)po co pan tu przyszedl my mamy gorsze przypadki,pan do mojego szwagra ktorego i mama i tata zmarli w mlodym wieku tez zapytal co od niego chce a podobno profilaktyka jest wazna. Twoj tesc i tesciowa maja szczescie ze sa w USA .ZDROWKA

      Usuń
    3. I to jest najbardziej przykre.. bo ja mojemu teściowi też powiedziałam że już by go nie było w Polsce.. Nie chcę tak mówić. Bronię się. A potem słucham ludzkich historii...
      On zasłabł na upale po prostu.. w Polsce pewnie by powiedzieli, że gorąco a pan ciężko pracował to i zasłabł.. odwodnienie.. przemęczenie..
      Tu zrobili mu masę badań od razu.
      Mam jednak nadzieję, że to się zmienia. Nie ma mnie w Polsce, ale mam ogromną nadzieję, że i tę "Amerykę" odkryjemy.

      Usuń
  18. Znamy, dotkneło Nas. Woziliśmy, szukaliśmy, pukaliśmy, czytaliśmy, prosiliśmy ale chyba najważniejsze że Bylimy.Iwono racja gdyby wcześniej, gdyby zwyciężyl racjonalizm nad strachem................

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To "bycie" jest najważniejsze na świecie. Na dobre i na złe. Takie to banalne określenie a takie prawdziwe. Marlena, przykro mi ... przesyłam uściski.

      Usuń
  19. Podczytuję bloga od jakiegoś czasu, ale chyba nie zostawiałam jeszcze komentarza… I tym razem również nie będę komentować posta… chcę napisać coś bezpośrednio do Pani Ani: jeśli to prawda, że pozytywne myśli i słowa mają wielką moc, to wysyłam ich teraz do Pani cały worek. Niech wróci zdrowie, niech zawsze znajdą się siły, niech miłość i troska całej Pani rodziny otuli, stopi strach i odgrodzi od każdej, nawet najmniejszej negatywnej myśli. W załączeniu przytulaki, zaciśnięte kciuki i serdeczne życzenia zwycięstwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i popłakałam się drugi raz. Pierwszy raz wtedy gdy przeczytałam ten komentarz w telefonie, a drugi teraz gdy na niego odpisuję. Ja mam nadzieję że Ania odczuje to Twoje wsparcie tak samo mocno jak ja! Przesyłamy uściski...

      Usuń
  20. Nie często Cię komentuję, ale czytam wszystko... Trzymam kciuki za Twoją teściową... Życze aby nie zabrakło sił Waszej rodzinie... Aby chęć życia zwyciężyła...

    Ja także mam bardzo dobrą tściową, która zmaga się z przewlekłą chorobą... Ale mogę liczyć na nią zawsze...
    Pozdrawiam z Bieszczad :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I my bardzo mocno pozdrawiamy i dziękujemy za słowa wsparcia!

      Usuń
  21. Trudno powiedzieć coś mądrego... Trzymajcie się i nie traćcie nadziei. Wasza wiara, siła i miłość na pewno przezwycięży wszystkie przeciwności, jakie zesłał Wam los. Ściskam mocno kciuki za całą Waszą Rodzinę... Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Hmmmm........bardzo mi przykro:( ale....ja nie mogę się otrząsnąć z......chodzi o śmierć młodej osoby, w moim wieku, odeszła w zeszłym tygodniu mająć jedynie 41 lat, zostawiając córki 16 i 12 lat:( nie wiem....ja już czasami pytam gdzie jest Bóg, sorry ale tak mnie to ruszyło, sama jestem matką, pijak, łajza marnuje swoje zdrowie i żyje a tu matka potrzebna dzieciom odchodzi:(:( nie kumam tego i już!!!!!!!!!!!!:(

    P.S.
    Zazdroszczę takiej teściowej, moja rzadko odwiedzała swoje wnuki jak były małe, nie przyszła nie wzieła na spacer żebym odpoczęła itd. a teraz ma problem, że ja do niej nie przychodzę, cóż za krótka pamięć:( Edyta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pomyślę o czterdziestolatkach którzy odchodzą to zimny pot oblewa mi plecy.. już nie wspomnę jak z rakiem walczy dziecko.. Zupełnie nie wiem gdzie sens tego wszystkiego....

      Usuń
  23. Ta choroba tak bardzo dotyka ostatnio, tylu ludzi... bliskich i tych mniej... znam tych co wygrali i znałam też tych, którym się nie udało. Teraz zdałam sobie sprawę jak rak się rozpanoszył. Badajmy się! Jeśli w rodzinie wystąpił to tym bardziej! Nie zostawiajmy bliskich!
    Z nadzieją przesyłam ciepłe myśli dla Pani Ani... I dla Was wszystkich wiele szczęśliwych chwil i wiele pozytywnych myśli!
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  24. Iwonko, ale ty to pięknie wszystko napisałaś.
    Moja babcia odeszła mając 44 lata, niestety w tamtych czasach nikt nie pomyślał o profilaktyce, teraz jej nie ma i mimo tego że jej nie poznałam bardzo mi jej brakuje bo wiem że była niesamowita osobą,
    Trzymam mocno kciuki za Twoją teściową, mamę Twojego męża i babcię Twoich dzieci, wierze, że Tam ma dobrą opiekę i wygra tak jak wygrał Twój teść. Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję Ada. 44 lata... Boże ja za 7 lat będę tyle mieć...

      Usuń
  25. Dawno nie pisałam bo mój rak wrócił ale znów walczę. Życzę wytrwałości Twojej teściowej .Wam również. Powiedz tej dzielnej kobiecie że może tam ma większe szanse. Ja w naszym Grajewie kiedy są powikłania nie mam żadnych. Muszę jeździć po 100 km. A to po chemii nie jest przyjemne. Modlę się za was. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ania nie wiem co powiedzieć... słowa stoją mi w gardle.. trzymaj się dzielna dziewczyno

      Usuń
    2. Ania - walcz!!! trzymam kciuki za Ciebie i mama nadzieję, że niedługo napiszesz, że wygrałas

      Usuń
    3. Dziękuję za miłe słowa i wierzę że niedługo napiszę że wygrałam .

      Usuń
  26. Iwciu,przeczytaj swojej mamie-tesciowej moje słowa,jeśli możesz bądź zechcesz: pani Aniu,nie znam Pani,nigdy nie spotkalysmy się,dzieli nas pokolenie,dzielą tysiące kilometrów,ale jedno na pewno nas łączy,jesteśmy kobietami, matkami,pani babcią pieknych wnucząt i powinnyśmy Żyć,musimy,chcemy,należy nam się.Wierzę z całego serca,że ta choroba-inaczej nie umiem o niej myśleć,będzie niedługo za Panią,jeszcze tylko kilka wizyt,badania kontrolne i wróci Pani z dalekiej podróży.Pomodle się za Panią z moimi coreczkami (one tak mądrze i szczerze modlą się,mają dziecięcą wiarę i doświadczenie).Ślę Pani moc ciepła i pozytywnej energii i proszę nigdy nie zapomnieć,że Pani najbliżsi bardzo Panią kochają.Jest im Pani potrzebna...Każda mama jest potrzebna swoim dzieciom.Iwciu-usciskaj swoją mamę.E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewelina powiedz jak to jest że Ty napiszesz E. a ja wiem że to Ty, nawet jak nie piszesz to nic od roku. Zawsze po tym jak składasz zdania poznaję.. i zawsze tak napiszesz, że ja od razu ryczę.. dziękuję Ci mądra, dzielna, kochana kobieto.. uściski przesyłam wielkie!

      Usuń
  27. Myślami i serduszkiem jestem z Wami i telepatycznie przesyłam Twojej Teściowej siłę i pozytywną energię. Z rakiem można wygrać i są przykłady niesamowitych ludzi, którzy swoimi nieprawdopodobnymi osiągnięciami są tego żywym dowodem http://www.maratoninspiracji.pl/inspiracje/piotr-pogon?fbrefresh=1399987139 skoro ona może wygrywać z ta chorobą i Twoja Teściowa też da radę!!!!

    OdpowiedzUsuń
  28. Iwcia,będzie dobrze,zobaczysz...E.

    OdpowiedzUsuń
  29. A dlaczego teście nie mieszkają z wami oni tyle poświęcili żeby być blisko was.Zazdroszczę!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mieszkają bo wolą mieszkać sami. To są młodzi ludzie (ponad 50 lat!) i chcą być niezależni. Póki się da.

      Usuń
  30. Trzymam kciuki za Was! Mam nadzieję, że poradzicie sobie w tak ciężkich chwilach. Najważniejsze, że jesteście razem. Wiem, jak cierpi rodzina i bliscy w takich sytuacjach. Zarówno moja prababcia, babcia jak i mój wujek zmarli na raka... Dlatego tak mocno wzruszył mnie ten wpis. Byłam przy mojej babci, gdy zmagała się z chorobą, zdrowiała po operacji, a później stopniowo odchodziła. Mam nadzieję, że Wam się uda i Pani teściowa wygra z chorobą! Tego Wam z całego serca życzę.

    OdpowiedzUsuń
  31. Zycze Wam sily i wspolnego wspierania sie, to daje tak duzo choremu. Badac sie trzeba!!! Cytologie, badania krwi, to niby nic, a moze uratowac zycie...

    OdpowiedzUsuń
  32. Mam łzy w oczach. Tak płaczę i się tego nie wstydzę. Płaczę bo tak pięknie i zwyczajnie to napisałaś. Dziękuję Ci za to sobotnie wzruszenie i życzę dużo siły. Dobro zawsze wraca. Prędzej czy później ale wraca!

    OdpowiedzUsuń
  33. dzień dobry, trafiłam na Pani bloga wczoraj, lubię czytać od początku, więc dopiero dzisiaj przeczytałam o chorobie. Proszę poczytać o witaminie B17, ja wierzę, że działa... Dorota

    OdpowiedzUsuń
  34. :) swego czasu interesowałam się niekonwencjonalnymi metodami leczenia nowotworów, oprócz wspomnianej witaminiy B17 (letril, amigdalina) czytałam o kapsaicynie zawartej w ostrych papryczkach, dużo informacji znalazłam w internecie, ale również w książkach, Ci co drązyli temat na pewno słyszeli też o terapii dr Gersona, czy diecie dr Budwig, moim zdaniem wszystko jest warte rozważenia! Efektem mojego zainteresowania tymi tematami jest na pewno zdrowsza dieta (owoce, warzywa, olej lniany, siemię lniane, ryby, minimalna ilość mięsa itp.) oraz przede wszystkim - codziennie zjadamy pestki z jabłek lub moreli... :) Życzę szybkiego powrotu do zdrowia dla Teściowej. Pozdrawiam. Dorota
    Aha, świetny blog, gratuluję wyróżnienia!.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)