Kiedyś pewna kobieta powiedziała mi, że nie ma się wpływu na dziecko. Że dziecko rodzi się albo dobre, albo złe. Pozwolę sobie tego głębiej nie komentować. A skupić się tylko na tym, że tak jak ludzie są inni i w co innego wierzą i czym innym przejmują się i nad czym innym skupiają myśli, tak samo ich życia są inne. Ich mieszkania, samochody, pamiętniki i relacje.
I tak samo co innego z dni swoich czerpią i co innego z nich czynią. Inaczej je widzą. Czym innym namaszczają.
I niech każdy żyje jak mu się podoba. Chce być wesoły, niech będzie. Smutny chce być, proszę bardzo. Chce ponarzekać, to niech sobie narzeka. Zużywać na to chce energię, to niech zużywa. Choć ja nie namawiam ;-) to jednak w pełni rozumiem! Wiem, że wiara we własną siłę i własny wpływ musi przyjść w innym dla każdego momencie i żadne wykłady z mojej strony niczego nie zmienią. To trzeba poczuć. Oszukiwanie samej siebie, że jest dobrze, jak dobrze się nam nie wydaje, nie ma sensu.
Jedyne co ma sens, to spojrzenie na swoje życie z dystansu. Jakby było życiem kogoś innego.Wtedy łatwiej jest widzieć. I wypisanie sobie plusów i minusów. A potem przy każdym minusie zastanowienie się, czy ja jestem w stanie coś z tym zrobić… bo może okazać się, że na przykład jeden z tych minusów aż prosi się o naszą uwagę. A co, jak okaże się że połowa?
Bo inna kobieta kiedyś powiedziała, że to, co do tych szufladek (naszych dzieci) włożymy przez całe nasze rodzicielstwo, to dokładnie to z nich potem wyjmiemy.
A ja jeszcze dodam, że tylko raz zdarza się każdy dzień.
Raz jeden jedyny.
Tylko raz ten dzień możemy zagospodarować, przebimbać, przepić, przemierzyć, przekłócić się lub prześmiać.
Tylko raz naprzeciw możemy wyjść lub schować się pod kocem.
Ludzi nie omijają kłopoty, problemy, załamania, nerwice, katastrofy…choroby, odejścia.
Nie omijają ich także dzikie radości i wielkie uniesienia. Po równo każdy dostaje?
Oczywiście że nie! Tak samo jak po równo nie stara się każdy.
Nie dbamy po równo i nie martwimy się po równo. Nie zabiegamy i nie oddajemy resztek zdrowia.
Sprawiedliwie jest? To zależy. Większość pewnie powie że nie. Powie też, że nie jest logicznie i adekwatnie i nie jest proporcjonalnie i nie jest tak jak się marzy…
I można nasz dzień przeznaczyć na to by to roztrząsać. By zastanawiać się i myśleć, że to niesprawiedliwe i takie krzywdzące! I poopowiadać i ponarzekać koleżance.. pokrzyczeć sobie na kogoś jak się akurat nawinie.
Wyciągnąć wnioski można, że po co się starać jak ten świat i tak niczego nie jest wart! I tak Malinowska będzie wiecznie ładniejsza i będzie jeździć lepszym samochodem bo ma kontakty (może nawet nieetyczne!) z samym prezesem. Po cholerę ja się starać mam.. na nic to!
Tylko, że przy tym należy pamiętać, że ten dzień zdarza się tylko raz.
Z jedną tylko szansą na wszystko i jedną na nic nowego.
Jedną na to by myśleć o Malinowskiej i jedną by myśleć o samej sobie i swojej rodzinie.
To my, dziewczyny (i chłopaki) decydujemy co zaprząta nasze głowy! To my porównujemy się wiecznie do kogoś. Próbujemy komuś dorównać, dopędzić, mając w głowie takie szczęściary Malinowskie … i żyjemy bezwiednie ich życiem. Tracąc nasze. Godne przecież pozazdroszczenia jak się głębiej pomyśli :-)
No ale pewnie to zupełnie nie trafia do tych, którzy uważają, że nasze dni są zbiorem przypadków. Ja tam w przypadki nie wierzę :-) Ale szanuję tych, którzy wierzą, bo przecież każdy z nas jest tak inny … i niech każdy żyje jak chce.
Miałam już kończyć ale jeszcze parę słów…
Kiedyś próbowałam sprostać oczekiwaniom innych, żyć goniąc. Obejrzałam się w pewnym momencie, że gonię sama nie wiem co. Bo na pewno nie to co czuję. Na pewno nie to, co jest najważniejsze dla mnie.
I pomyślałam sobie, że moja rodzina, moje córki przede wszystkim, zasługują na szczerość. Że chcę by były wychowywane w prawdziwości.
By teoria pokrycie miała w praktyce. Bo mówić mogę i powtarzać i prosić i oczekiwać, że zrozumieją, ale to czynem a nie słowem uczę dziecko tak naprawdę. A wiarygodna nie byłam, ucząc dziewczyny, że najważniejsze w życiu jest życie zgodne z własnym sercem. Że najważniejsze jest, że nam się coś podoba i nie ma sensu przejmować się tym, co inna dziewczynka myśli o twojej nowej opasce.
Nie byłam wiarygodna zupełnie. A one zasługują na to bym była. I ja zasługuję na to tak samo bardzo. Bo mam jedno życie tylko. I jeden tylko dzień każdego dnia. Z jedną szansą.
A że rok ma 365 dni … wychodzi na to że życie aż roi się od szans ;-)
Ale niech każdy żyje jak chce - po raz trzeci powtarzam dziś.
Bo przecież znajdą się wyznawcy teorii, że życie jest złe lub dobre "z urodzenia". Wtedy to już tylko zostaje podeprzeć się łokciami o stół i włączyć telewizor. I tym ludziom życzę żeby los uśmiechnął się do nich gdzieś.. kiedyś… przypadkiem :-)
A pozostałym życzę zrobienia listy i przyjrzenia się jej :-)
Dziś oprawa zdjęciowa mojego męża. Ja nie przepadam za śniegiem i nie bardzo lubię marznąć robiąc zdjęcia. On uwielbia.
Zapraszam was także po wyniki szpilkowego konkursu
do zakładki KONKURSY :-)
do zakładki KONKURSY :-)
i.w.
Przypominam że nie wszystkie komentarze, które wpisujecie są widoczne na pierwszy rzut oka. Jeżeli ich nie widać, wciśnijcie na końcu strony "wczytaj więcej". Jak komentarzy jest ponad 100 trzeba kliknąć "wczytaj więcej" dwukrotnie. Moje odpowiedzi też często ukrywają się i dopiero po kliknięciu "wczytaj więcej" wszystko staje się widoczne :-) Jak nie widać opcji komentowania proszę odświeżyć stronę. Więcej informacji w zakładce "problemy techniczne"
Iwonko też kiedyś było dla mnie ważne co inni powiedzą, co pomyślą. Co wypada, co nie. Będąc tutaj w UK przestało mnie to całkiem obchodzić. Tutaj dopiero odkryłam, że to moje życie, i mogę je przeżyć na swój sposób, tak jak ja sama chcę. Dzieci mogę wychowywać na mój sposób...i tak jak napisałaś co włoże im do szuflad to po latach wyjmę...
OdpowiedzUsuńŚciskam
K.
Ja ciebie też ściskam Kasiu :-) wiesz coś w tym jest.. bo W USA mi też łatwiej o nieprzejmowanie się :-)
UsuńCoś w tym jest.. Mieszkając w UK, nie przejmowałam się tym co inni powiedzą i co sądzą np o mnie. Niestety w Polsce naprawdę starałam się też tak podchodzić do tego, ale się nie da, po prostu się nie da.
UsuńZgadzam się z Tobą, każdy dzień to szansa by żyć lepiej, nie oglądać się na innych tylko robić swoje dla siebie i rodziny :)
OdpowiedzUsuńKażdy dzień to szansa by nad sobą pracować :-) tak bym to podsumowała :-) I czy go wykorzystamy na chcenie więcej, czy na chcenie tyle samo. Czy na to by wychować dzieci lepiej, czy na coś innego.. to już tylko od nas zależy :-) A co inni powiedzą to sprawa drugorzędna .. tylko że ciężko to osiągnąć niestety. Pozdrawiam Cię Beti :-)
UsuńNic dodać nic ująć tylko wziąć pod pachy kolejny dzień, kolejną szansę i wykorzystać to :-)
OdpowiedzUsuńUjąć to by się chyba przydało co nieco bo jakoś za dużo myśli jak na jeden post ;-) Pozdrawiam serdecznie :-)
UsuńJa się wciąż przejmuję - tak już mam. Ale uczę się nie przejmować - to już postęp. Bo najważniejsze, to zdać sobie sprawę, co należy zmienić. W sobie, otoczeniu. By nie żyć toksycznie. Tylko czerpać z życia to co dla nas, naszych rodzin najlepsze. By na starość, usiąść w fotelu i mieć się do czego uśmiechać.
OdpowiedzUsuńA co do szuflad, to ja już widzę, mimo że synek ma dopiero 14 miesiecy, że ja dla niego studnia. Wiedzy od świecie, zachowań, uczuć, gestów. Obserwator z niego jest niesamowity.
Joasiu, to wielki krok do przodu :-) Że uczysz się nie przejmować i że zdajesz sobie z tego sprawę :-) To podstawa ważna od której wiele dobrych rzeczy się zaczyna :-) Pozdrawiam Joanno Ciebie i synka :-)
UsuńAmen!
OdpowiedzUsuńja uważam że to jaką przyszłość będzie miało Nasze dziecko,jest w Naszych rękach,to jaki przykład i jaką miłośc mu damy,taką będzie mieć:*
No ja też tak uważam :-) choć to bardziej pewnie skomplikowane bo jest i szkoła i koledzy.. ale wierzę, że my, rodzice stanowimy wielką podstawę emocji i zachowań naszych dzieci w przyszłości. Ja bardzo mocno w to wierzę, choć oczywiście wszystko w koło ma wpływ większy lub mniejszy :-) Całuję was :-)
Usuńale pewnie jest tak, że jeśli dziecko ma silną, silną podstawę w rodzicach, to i ci koledzy, tak ważni aż nie będą. Tak mi się wydaje.
UsuńMoże ważni będą.. w wieku nastoletnim to nawet od rodziców ważniejsi, ale jak wiek nastoletni ucichnie to wszytko z głębi na wierzch wypłynie. Ja mocno w to wierzę :-)
UsuńDziś podczas gdy stałam na światłach mój wzrok przykuł człowiek na wózku inwalidzkim -człowiek bez nóg z niezwykłym optymizmem na twarzy,siedziałam sobie w ciepłym samochodzie i pomyślałam sobie "boże jakie nieszczęście go musiało spotkać,jak musi być mu ciężko,nogi czasem bolą zdrowego człowieka ,a tu żeby się przemieszczać musisz machać rękami za brudne koła i nie ma,że boli".A później uprzytomniłam sobie co człowiek w tej sytuacji może zrobić,co ja bym zrobiła?Można zamknąć się w domu i rozpaczać,odciąć się od świata i cierpieć w samotności ale co to da...? Można też z tym swoim nieszczęściem wyjść do świata do ludzi i nadal jakoś żyć.
OdpowiedzUsuńa ja mysle,ze on sobi w duchu mysli dzieki bogu,ze mam te rece,ktorymi ten wozek moge popychac
UsuńI tu jest potwierdzenie. Człowiek w wózku mógłby siedzieć i mówić, że wiara w siebie jest bzdurą, bo przecież jak być szczęśliwym bez nóg, z brudnymi wciąż rękoma?.. jakie to życie ma niby dla niego szanse dnia każdego?.. ale inny człowiek w podobnej sytuacji będzie sobie tym wózkiem wywijał i penetrował życie. Jesteśmy inni. I to od nas zależy bardzo wiele. Choć pewnie nie wszystko. A wiesz Marta, ja myślę, że może on wcale nie wyszedł do świata z nieszczęściem, może wręcz przeciwnie, wyszedł ze szczęściem :-) To że nie ma nóg nie znaczy, że musi być nieszczęśliwy przecież :-) Pozdrawiam was dziewczyny :-)
UsuńDużo można by na to, co napisałaś, Iwonko Kochana, odpowiedzieć... Bardzo wiele poruszyłaś ważnych kwestii tym jednym wpisem, dość chaotycznym zresztą ;) A może to ja dziś chaos mam w głowie? Zmęczona jestem, jak nie byłam dawno. Ale muszę to napisać, ja, emocjonalna ekshibicjonistka ;)
OdpowiedzUsuńCo mnie dotknęło najmocniej to prawdziwość w wychowaniu. Bo wiesz, moja mama zawsze powtarzała, że najbardziej na świecie nienawidzi kłamstwa. Po czym kłamała nas, ojca, a przede wszystkim swoją mamę, czyli moją babcię. I ja kłamałam na potęgę. Mówię w czasie przeszłym, bo Twórca zmienił moje życie w każdej płaszczyźnie. Kłamstwo nie przechodzi mi przez usta, nawet takie, które czasem warto byłoby wypowiedzieć. Dzieci są naprawdę bardzo mądre, częstokroć mądrzejsze od nas - swoją prostotą, wrodzoną logiką...
Miałam odnieść się do komentarza na facebooku, ale już widzę, że Ty zrobiłaś to świetnie. Co oznacza "dobry dom"? Nikt nie wie, co w tym "dobrym domu" psychopaty działo się za zamkniętymi drzwiami, prawda?
Ile ja bym jeszcze chciała napisać... ale nie mam już siły! Dobranoc, to znaczy miłego wieczoru :)
Hahaha Paulina nawet nie wiesz jak mnie rozbawiłaś tą moją chaotycznością ;-)) Bo wiesz ja niby jestem chaotyczna choć jednocześnie bardzo poukładana. A ten wpis na pierwszy rzut oka jest chaotyczny i zawiera wiele informacji pozornie niepowiązanych ale dla mnie powiązanych absolutnie .. ale to prawda że tematu to ja się dziś trzymałam tak, że lepiej nie mówić ;-) Z tą prawdziwością to u mnie jest bardzo poważnie. Bardzo mocno strzegę granic tej prawdziwości :-) Co do psychopaty, zgadzam się w 100% Paulina ;-) Pewnie inni czytający ten komentarz zastanawiają się - do cholery jaki psychopata?? ;-)) Pozdrawiam całą rodzinkę :-)
UsuńPięknie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój szyk wyrazów w zdaniu.
Każdym.
osobiście się nie zgadzam! Z tym: "Wiem, że wiara we własną siłę i własny wpływ musi przyjść w innym dla każdego momencie i żadne wykłady z mojej strony niczego nie zmienią." - Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak Twój komentarz gdzieś kiedyś kogoś przekonał do czegoś. Wprawił dodatkowo w zakłopotanie i zawstydzenie, że tak dłużej być nie może, pomógł.
Dziękuję Ci pięknie!
I masz rację.Z tym każdym dniem z osobna.
I że każdy niech żyje jak chce. Ale proszę Cię jak zauważasz, że ktoś sobie żyje jednak nie tak jak powinien - napisz mu kilka słów - "one mają siłę".
Dobranoc :*
Le PetitKo jak mi tu miło teraz :-) Nie wiem wręcz co powiedzieć i jak tą odpowiedź namaścić, by jakoś zabrzmiała ;-) To ja Ci dziękuję. Za obecność Twoją. i za przyjemność wypowiadania Le PetitKa od czasu do czasu :-) Pozdrawiam Cię i dobrej nocy życzę :-) Dnia znaczy :-) U mnie noc, u was już ranek za pasem :-)
UsuńMasz rację Iwonko, że to właśnie tak jest, że każdy sam musi do tego dojść... Ja tak naprawdę zaczęłam tak w pełni doceniać i każdym dniem się cieszyć odkąd Maja się pojawiła i też wcześniej miałam długą drogę do zrozumienia tego...
OdpowiedzUsuńa ja jeszcze później chyba.. dzieci jak już troje miałam! ale lepiej późno niż wcale :):)
UsuńOj Iwonko ile myśli w tym poście zawarłaś:) Myśl goni kolejną, niekiedy następna skończoną już prawie wyprzedza:) Bardzo podobają mi się te Twoje słowa i podpisuję się poni nimi! Wyłącznie my sami kreujemy nasz los i naszą rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńA dzieci... Dzieci nasze to nas zczytują jak z mapy każdego dnia!:)
Ja absolutnie to wierzę :-) Pomijając oczywiście nieprzewidziane wypadki losowe.. bo często mi to inni zarzucają, że co jakbym miała chore dziecko.. a przecież ja zupełnie nie to mam na myśli. ALe mniejsza z tym ;-) Pozdrawiam Ada :-)
UsuńDzieci to taki domowy barometr, czyta się je jak z otwartej książki. One nie muszą widzieć jak rodzice się kłócili, nawet gdy zachowają pozory, to dziecko to wyłapie. Dziecko widzi i czuje więcej... i zapisuje to w sobie, zapisuje na zawsze.
OdpowiedzUsuńPierwsze zdanie: dziecko rodzi się albo dobre, albo złe. NIE ma złych dzieci, nie ma złych ludzi. To czas wszystkich kształtuje, naznacza. To doświadczenia, napotkani ludzie, złe i dobre zdarzenia. Nikt nie rodzi się by być złym i nie ważne czy to niemowlę okrywane było jedwabiami czy zwykłą pieluszką. Dorosły kształtuje dziecko, nie tylko rodzic... to dorośli, bo oni pokazują miłość, nienawiść, zazdrość, żądze.
Życie jest jedno, można się zapatrzeć i wiecznie wpatrzonym w te cudze okna być, ale można też wstać z tego fotela, upiec z dzieckiem szarlotkę, przeczytać mu bajkę, pójść na rozmowę o pracę, zrobić kurs, iść do kosmetyczki, czy przytulić się do męża/partnera/chłopaka. Otworzyć oczy na to co blisko a nie po przeciwnej stronie ulicy.
:)))
Iza wszystko zawarłaś w tej wypowiedzi. Wszystko co istotne. Ja nawet komentować nie chciałam tego dziecka rodzącego się złym. Nie ma sensu. I tak nie trafiłoby nic co ja mam do powiedzenia do kogoś, kto taki pogląd ma. Ale zostawmy już to :-) Ja też myślę że dziecko to barometr :-) Pozdrawiam Iza :-)
UsuńNiech każdy żyje jak uważa....
OdpowiedzUsuńTeraz patrzę wstecz i myślę sobie że goniłam goniłam a nie widziałam tego co ważne... Wystarczyła chwila by to co goniłam straciło swe znaczenie. Po prostu. Teraz podziwiam innych ale już nie chcę ich naśladować, nie chcę. Teraz chcę być! Żyć! I cieszyć się! Choć tyle straciłam, mam wiele jeszcze!
I to prawda że dla dzieci robimy to co istotne, dla nich się staramy i to im dajemy wzorce.
I nie warto marnować życia na podglądanie innych i ich naśladowanie.
Ściskam Iwonko mocno! I dzięki za słowa Twe!
Cieszę się Iza z tego Twojego komentarza bardzo :-) Trzymam kciuki i ściskam mocno :-)
UsuńHej Iwona, ja bardzo często spotykam rodziców, którzy traktują swoje dzieci jakby były głuche i ślepe , i roztrząsają przy nich różne, nie koniecznie na miarę dziecka, sprawy. Niestety oni tez myślą, że dostali "gotowca" i zbyt wielkiego wpływu nie maja , a juz na pewno jak dziecko się stoczy to nie ich wina. Smutne. Ktoś ich nie nauczył brac odpowiedzialności za swoje życie, dostali zewnątrzsterowność w posagu. A mój mąz mówi, że nie mieli tyle szczęścia co np. my, żeby urodzić się w "zdrowej rodzinie" ... i tu nie będę pisać, bo wiadomo co w tym można schować :-)
OdpowiedzUsuńJa 10 lat temu, wbrew konwenansom, i woli rodziców :-) ... niestety , wybrałam swoją drogę, nie było łatwo, ale dziś wiem to na pewno że było warto :-) Staram sie żyć w zgodzie ze sobą i innym daję takie prawo
Buziaki Kochana!
Iwona no jak ja czytam takie rzeczy to mnie trafia szlak! z tym że dziecko się stacza a rodzic obwinia cały świat tylko nie patrzy na siebie! a przecież zwykły brak zrozumienia przez rodzica może już zachwiać dzieckiem bardzo! i ten dom może być piękny i na oko "dobry" a ten brak zrozumienia spowoduje rzeczy niewyobrażalne.. a potem ktoś powie: z takiego dobrego domu pochodził/a ... no nie mogę tego pojąć że niektórzy nie starają się szukać odpowiedzi w sobie i pomagać dzieciom gdy jeszcze na to czas.. ale tak ja mówiłam.. każdy jest inny.
Usuńzapomniałam uściskać i przesłać pozdrowienia :-)))
UsuńZ dobrych domów wychodzą źli ludzie, ze złych dobrzy. Na każdego człowieka może mieć wpływ w każdej chwili jakiś człowiek inny, lub zdarzenie. Mogą odmieniać chwilowe refleksje, lub na trwale wpisywać się w w schemat naszego postępowania. Wiesz, nie dzielę ludzi na dzieci i dorosłych, chociaż pewnie dorosłego trudniej przekonać, niż dziecko - to i jedno i drugie jest do przekonania. Światem rządzi manipulacja. Manipulacja społeczna, o której piszesz "co inny powiedzą". Manipulacja domowa, kiedy silniejszy wywiera presję i swoje wartości chce utrzymać nadrzędnymi. Pomiędzy ludźmi nieustannie zachodzą jakieś procesy. Zauroczenia. Rozczarowania. Podziwy. Wątpliwości.
OdpowiedzUsuńKażdego dnia, coś może zawrócić nasze myślenie, nasze spojrzenie, nas samych.
Ale też nie poddaję się temu, że drugi raz ten sam dzień się powtórzy. Nie, że to nie prawda. Tylko powodowałoby to we mnie osobiście za duży lęk. A ja wierzę, że na ten drugi dzień możemy też coś zmienić. Że jeśli ten drugi dzień nam jest dany i jest szansa na jego ulepszenie - to minione nie mają wpływu. Chcę prze to powiedzieć, że nie ma dla mnie procesów nieodwracalnych. Że można i ludziom i sobie wybaczać, że można chcieć się zmieniać. Oczywiście najtrudniejsza jest ta szczera rozmowa z samym sobą. To ustalenie własnych potrzeb, sensu i oczekiwań. Ale nie niemożliwa :)
Bo ja wszystko traktuję z nadzieją :)))
p.s. dziękuję za konkurs! Był dla mnie cudowną zabawą i nawet nie wiesz ile miałam radości, wymyślając, a potem układając, a potem ciesząc się z Twojego śmiechu na widok moich szpilek hihihi - uwielbiam te chwile małych radości, które nas spotykają w życiu. Jak potem na ich wspomnienie oczy same się śmieją :)
Maryś ale piękny, mądry komentarz :-) WIesz ja też wierzę, że nie tylko rodzice.. że w każdej chwili może nastąpić coś lub ktoś nadejść kto nas odmieni. ALe bardzo mocno wierzę, że dajemy dziecku podstawy bardzo dla rozwoju potrzebne. I że człowiek może być szczęśliwy (ten ze "złego" domu) ale nadal pozostaną w nim lęki, zachwianie bezpieczeństwa np.. a te rzeczy zależą absolutnie od nas rodziców. Nie jestem tak naiwna że uważam, że tylko i wyłącznie rodzic ma na dziecko wpływ. Nie nie nie. Ale nadal upieram się że spokój ducha, lub jego brak, że uczciwość taka naturalna .. i tym podobne kształtują rodzice. :-) A co do dni... no masz rację Maryś .. niby masz rację .. ale ja jakoś trochę inaczej na to patrzę. Nie umiem nawet opowiedzieć dokładnie o co mi chodzi :-) na pewno o to, że każdy dzień zdarza się raz i jest to niezaprzeczalne ;-) i w każdym możesz coś zrobić lub nie zrobić. to już od ciebie zależy. no i ja nie mówię że jak nie zrobisz to jest źle. Tylko że jak siedzisz i narzekasz na życie to może wejdź w ten dzień z chęcią uczynienia z niego czegoś. I że to zależy od nas i tego, czego pragniemy i co chcemy z naszymi dniami zrobić. Ty chcesz spokojniej je toczyć i brawo :-) A ktoś inny chce inaczej.. oj zawiły i trudny temat .. Buziaki i czekam na zdjęcie :-)
UsuńA wiesz, że wbrew pozorom (tego jak się nawzajem czytamy) - to ja myślę o tych dniach dokładnie TAK SAMO, ja tylko sobie samej podkreślam, że "nic straconego", wiesz... Żeby przetrwać, żeby psów nie wieszać na minionym, dla dobra duszy własnej skołatanej tysiącami wątpliwości przecież :)
Usuńp.s. wiem, wiem "robią się" pieką!
oh, znowu wkradasz mi się w myśli Iwonko. Jestem właśnie w takim momencie swojego życia, że czuję, że gonię coś ulotnego i tak się ostatnio pomału przestawiam na inne myślenie, przestawiam się z oczekiwania na działanie... I tak jak napisałam w pierwszym zdaniu wkradłaś się w moje myśli z dzisiejszym wpisem. Dziękuję, bo ubrałaś w słowa to, co ja czuję sercem :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Agi :-)) I pozdrawiam serdecznie :-)
Usuń:) no cóż Iwonko ... któraż z nas nie ma swojej Malinowskiej :))) lub nie miała ... no nikt nie rodzi się mądry od razu ... i stąd zdarza się popaść w kompleks Malinowskiej ... i pół biedy gdy to kompleks bo jak wiemy kompleksy się leczy :) ... sprawa jest beznadziejna gdy wyhodujemy sobie syndrom Malinowskiej ... bo syndromem trudniej bywa :) ... ja też kiedyś miałam swoja Malinowską ... i wiem, że dla kogoś taką Malinowską byłam ... ja wyrosłam :) ... co z tamta nie wiem ...
OdpowiedzUsuńw zyciu fajniej jest gdy patrzymy na szklankę do połowy pełną :) ...
co do dzieci i naszego w ich życiu udziału ... no trochę się nam Iwona udało ... juz o tym pisałam i odsyłam tu :) http://nazakreciemarzen.blogspot.com/2010/09/bede-szczesliwa-pidzamowa-decyzja.html ... będzie krócej :)
i tu trochę o tym jak dobrze się zatrzymać i poustalać sobie sama z sobą parę pweników :)
http://nazakreciemarzen.blogspot.com/2010/08/przemijanie.html
buźka :)
Oczywiście do Ciebie zajrzałam od razu, przeczytałam 3 zdania i w rozproszeniu musiałam odejść.. potem kolejne podejście i kolejne ;-) Ale wrócę na pewno :-)
UsuńZ tą szklanką to prawda najprawdziwsza i najtrudniejsza chyba.. ale jak ktoś chce pracować nad sobą to i szklanka będzie pełniejsza przecież. Uściski przesyłam :-)
Sporo czasu mi zajęło uświadomienie sobie, że początek leży we mnie, że początek to ja. Że to ja decyduję jak będą wyglądały moje relacje z innymi ludźmi, że to ja wyznaczam granice lub ich brak, że to jaka ja jestem będą obserwowały moje dzieci i wyciągną swoje własne wnioski na mój temat, bo one zauważą, że mama powtarza, że rozmawiać trzeba, bo rozmowa pomaga a sama z chęcią by gdzieś przed trudną rozmową uciekła na drzewo, zauważą, że mama mówi to a robi tamto..zauważą wszystko.. Są w tym doskonałe :)
OdpowiedzUsuńBardzo mocno się zastanawiam nad sobą, nie cierpię kłamstwa pod każdą pustacią, nawet najdrobniejszą i to wiedziałam zawsze ale to, że muszę sobie pod tym względem się przyjrzeć odkryłam stosunkowo niedawno.. taka szczerość u podstaw;) To cały czas proces u mnie...
Nie wiem czy na temat się wypowiedziałam haha ale tak jakoś a propos szczerości myśli mi popłynęły.
Zdjęcia piękne!! Pozdrowienia dla fotografa;)
Julitka piękny komentarz i mądry jak zawsze.. ale wybacz.. hahaha ja nie mogę się skupić!! bo myślę tylko o tym jak uciekasz na drzewo przed rozmową hahahahaha Bardzo obrazowo to odebrałam :) :):) Buziaki :-)
Usuńtak, ten post to z moich ust.. zwyczajne, popularne "jesteśmy kolwalami swojego losu".. choć w przypadki wierzę, ale takie bez większego znaczenia. wierzę też , że wszystko w życiu jest po coś.. nawet to bardzo złe jest po to, żeby dobre się pojawiło. Zdecydowanie każdy z nas raz na jakiś czas powinien popatrzeć na siebie z dystansu, choć to bardzo trudne, no bo jak być obiektywnym wobec swoich zachowań? przecież o wiele łatwiej jest nam samych sobie wytłumaczyć, usprawiedliwić.. jak to mówią drzazge u kogoś a u siebie kołka nie widać.. ale cóż.. świata nie naprawimy... ale gdyby każdy z nas choć się starał, choć próbował...
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Ludzie czasem nie widzą, że starania i próby podejmowane kiedyś zaowocują. Często siedzą i narzekają i płaczą nad losem ..obwiniają wszystkich wkoło, tylko na siebie nie chcą spojrzeć inaczej. Z zastanowieniem, z zapytaniem, z przemyśleniem, z nadzieją... No nie chcą podejmować wysiłku.. bo tak jest łatwiej. Ale kto chce to jest szczęśliwy. Bez względu na trudy życia. Ja właśnie tak uważam :)
Usuńi też myślę jak Maryś.. że złe dzieci z dobrych domów i odwrotnie... ale dobry dom to niepodważalna konieczność... to jest taki temat co mnie najbardziej zastanawia.. jaki wpływ ma na dziecko dom.. kiedyś był super artykuł w National Geographic o bliźniakach jednojajowych rozdzielonych po urodzeniu, które poszły do różnych domów. dobrych i złych. i artykuł mówił o tym ,że po latach jak ich odszukali to byli identyczni. wszytsko tak samo.. nawet papierosy palili takie same i dzieci tak samo nazwali.. super był ten reportaż..
OdpowiedzUsuńJa słyszałam takie opowieści o bliźniakach rozdzielonych. I wierzę, że bardzo duże znaczenie ma to że są jednojajowi. I też nie myślę, że do końca dziecko rodzi się jako tabula rasa. Rodzi się bez cech owszem ale z pewnymi skłonnościami. Np. ja mam duże większe predyspozycje do przesady w życiu niż mój mąż, do paniki, do frustracji. Ale przecież mogłoby być tak że to mój mąż byłby życiowo sfrustrowany a ja oazą spokoju bym była. BO on wyrósłby np. w domu gdzie dostawał lanie 5 razy dziennie. I ja się ciągle upieram że my nasze dzieci tworzymy. Nie w całości. Ale w podstawie. W fundamencie tym najważniejszym. Uściski Julka :)
UsuńTeż kiedyś starałam się dla innych, aby coś komuś udowodnić i pokazać... niestety im bardziej się wtedy "starałam" tym mniejsze rezultaty to przynosiło. A dlaczego starałam napisałam w cudzysłowie?! Bo te starania nie były prawdziwe, nie było w nich przekonania, szczerości. Ciągle powtarzałam sobie, że coś muszę, a ja przecież nic nie muszę... Ja chcę :) Ja chcę posprzątać, bo lubię porządek, ja chcę upiec ciasto, bo mam na nie ochotę, ja chcę tworzyć... bo lubię... Chcę też mieć dobre dzieci i chcę żeby ona miały dobre życie i jako rodzić muszę pokazać im jak mogą sprawić aby to osiągnąć... Masz rację... każdy dzień to nowa szansa :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńI to jest podstawa. Żeby nauczyć się więcej chcieć a mniej musieć. Używać słowa "chcę" częściej niż słowa "muszę". "Muszę" niesie ze sobą już jakąś dawkę negatywnych emocji. Chcę - brzmi pięknie i optymistycznie :-) Pozdrawiam serdecznie :-)
UsuńJa myślę że to przychodzi z czasem..gdy byłam nastolatką bardzo mnie obchodziło jak mnie inni postrzegają, czasami miałam przez to mega kompleksy..ale dorastałam, zaczęłam nabierać coraz więcej pewności siebie..potem rodzina, dzieci..czasami jestem zła na siebie że coś zrobię dopiero później pomyślę bo nerwus i raptus ze mnie czasami...ale staram się żeby tak nam mijał czas, żeby dzieci, ja byliśmy szczęśliwi...Jedno co tylko bym chciała mieć większy spokój i tak łatwo się nie denerwować, ale może to też przyjdzie z czasem...Wierzę jednak że to właśnie dzięki nam zależy czy nasze dzieci są dobre, lub złe, że nasze życie jest lepsze lub gorsze..Ściskam Iwona :-) Asia
OdpowiedzUsuńJa też tak Asiu myślę. TZn poza tym może że dzieci mogą być złe.. bo ja myślę, że nie ma złych dzieci w ogóle. Są pogubione. Wystraszone. Bez wyjścia. Ja też jestem raptus i nerwus :):) Pozdrawiam Asiu :)
UsuńBardzo lubie twoje wpisy:-)
OdpowiedzUsuńa tym razem przesylam specjalne wyroznienie:-)
Bardzo dziękuję :) Miło mi niezmiernie :)
Usuńdrugi raz czytam Twój wpisi drugi raz w głowie bałagan...wszystko przez tą Malinowksą;)
OdpowiedzUsuńzatrzymam się przy tych wzorcach..moja Mama bardzo mocne nam dawała, tak myslę...spokój, cierpliwość, prawdomównośc, pokora - tej to nawet za dużo..i wiesz?ona nie była sobą...dzisiaj w okolicach sześdziesiątki wszystkie te wartości na mych oczach zmieniają się w ruinę!i słyszę, że ona dla nas to robiła. że dosyć już ma , że sobą chce być przez chwilę.....i nie znam jej wcale mi się wydaję i oczy czasami otwieram szeroko ze zdumienia..i wcale dobrze mi ztym nie jest...ale może dobrze, że teraz...gdy ja swoje dziecko mam...żebym tych samych błędów nie popełniała..choc pewnie innych mnóstwo poczynię;)
a niepopularne decyzje i zachowania to moja specjalność;)mam alergie a schematy;)
Oj Alicja każda sytuacja na pewno jest indywidualna. Najważniejsze w wychowaniu dzieci jest chyba serce :) ono najlepiej podpowiada :) A błędy.. zawsze będą .. a nawet jak będą minimalne to dzieci po latach i tak je nam wytkną pewnie ;-) Pozdrowienia przesyłam ty podła Malinowsko ty ;)))
UsuńHej Iwonka, to ja Twoja siostra ruda malpa:)
OdpowiedzUsuńPojade cytatem:
"Jaki ranek, taki dzień - nie dziwi nic
Jaka woda, taki brzeg - nie dziwi nic
Jaka pościel, takie sny - nie dziwi nic
Nawet to co jest
Jakie serce, taki lęk - nie dziwi nic
Jaka słabość, taki grzech - nie dziwi nic
Jaka kieszeń, taki gest - nie dziwi nic
Nawet to co jest
Jaka róża, taki cierń - nie dziwi nic
Jaka zdrada, taki gniew - nie dziwi nic
Jaki kamień, taki cios - nie dziwi nic
Jakie życie, taka śmierć"
Ja moim chłopakom "wkładam" do głowy: Trzeba być dobrym człowiekiem!
To dobro do nas wróci z dwojaką siłą, ja to wiem, ja się o tym przekonuje.
Jesteśmy kowalami własnego losu...
Buziaki!
Asia ale się cieszę że cię tu widzę :):) znaczy czytam :) Przepięknie podsumowane! Nic dodać nic ując. A na Twoim przykładzie Aśka najbardziej jest to widoczne. Ja i ty przed laty. Dwa różne podejścia, dwa różne wyniki, dwojakie konsekwencje wszystkiego... Buziaki przesyłam ogromne :-))
UsuńPoźno w zyciu doszlam do wniosków jakie tu opisałaś, ale jak Edith Piaf moge zaspiewac "niczego nie zaluje"... najwazniejsze, ze teraz WIEM i wiedze ta ucze sie wykorzystywac...
OdpowiedzUsuńtak Edytko tak :):) i nie ważne że późno! ważne że :)
Usuńpiękne i mądre słowa:) to prawda, że nie łatwo jest "przebudzić" się do życia, dni przecież mijają z naszym udziałem, czy bez niego. i to nas rozleniwia, usypia. a tymczasem każdy z tych dni jest najważniejszy, bo wydarza się tu i teraz:)
OdpowiedzUsuńco do wychowania, dzieci bardzo szybko wychwytują najmniejszy fałsz, rozłam pomiędzy naszymi słowami, a zachowaniem, które czasami tym słowom przeczy... dlatego najskuteczniejsza metoda, to wychowywanie przez przykład, tak myślę:)
oraz trzecia bardzo istotna kwestia, którą poruszyłaś, to o czym pisałam niedawno i ja - nie uzależniajmy poczucia własnej wartości od opinii innych ludzi:) nigdy nie zadowolimy wszystkich, szkoda na to życia;-)
pozdrawiam gorąco!
ps. zdjęcia świetne, wyrazy uznania dla męża:)
Dziękuję :) za piękny komentarz i za Twoją obecność :) pozdrawiam bardzo gorąco :)
UsuńCzytając wszystko to co piszesz, dochodzę do wniosku, iż praktycznie każdy mój dzień poświęcam na analizowanie tego co już się zdarzyło, oraz tego co jeszcze przede mną, bardzo mało jest mnie 'teraz', a przecież tyle razy wspominasz powyżej o tym że każdy dzień zdarza się tylko raz i że należy to doceniać i cieszyć się tym. Ja już jak widać nie potrafię tego robić, mimo iż dni spędzonych na świecie mam mniej niż więcej. Aczkolwiek jest gdzieś we mnie jeszcze ta wiara, że w końcu zacznę docenić to co jest obecnie, a może to właśnie dzięki Tobie mi się uda! ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam gorąco i trzymaj się ciepło z rodziną gdzieś tam za oceanem :)
Jeżeli Ci się uda, to na pewno nie dzięki mnie :) a dzięki tobie samej :) bo to ty do tego doprowadzisz.. i nie ważne czy po przeczytaniu czegoś, czy po zobaczeniu, czy usłyszeniu. Bo to, co zrobisz z tym co zobaczyłaś, usłyszałaś czy przeczytałaś, zależy tylko od Ciebie :) Trzymam kciuki! I to nie koniecznie za to żeby zmieniło się u ciebie na lepsze, bo czasem nawet nie wiemy jak nam jest fajnie, czasem musimy to zauważyć i tyle :):) pozdrawiam cię równie gorąco :)
Usuń