13 sierpnia 2012

in somebody's shoes


Widziałam dzisiaj ludzkie nieszczęście.. 
Nieszczęście pod dachem niewielkiego domu.
I choć tym wszystkim ludziom, tam zastanym w nieszczęśliwym domu, z oczu tak dziwnie patrzyło, to serce moje pękało na części 100. 
I potem cały dzień przemyśleń, że jak ja to mam dobrze w życiu, i czego ja jeszcze chcę? Bo jak oni by mieli połowę tego co ja, mówiliby, że w raju żyją. 
Na ławce pod tym domem widziałam dziewczynę śliczną, szczupłą, ze starym modelem telefonu w ręku. Bardzo wytatuowaną. Niby się uśmiechała.. ale chyba w sercu modliła się, żebyśmy szybko sobie poszli, i żebyśmy nie zdecydowali się… nie powiedzieli TAK.
Bo my tam z mężem pojechaliśmy podjąć decyzję.. ale o tym za chwilę. 
W środku tego nieszczęśliwego domu, paru chłopaków. Też wytatuowanych. Bardzo. W domu siedzieli, ale każdy w czapce z daszkiem zakrywającej wzrok. Młodzi byli Ci chłopcy.. może po naście lat. I Duży czarny pies. Tak wielki, że nie wiedziałam, że tak wielki może być pies! I czarny jak piekło. Pasował do tego nieszczęścia tam. 
Nie było normalnej lodówki i pralki, nie było telewizora chyba.. ale mniejsza z tym.. bo tam nie było za wiele nawet ścian.. a jak już była jakaś, to przez dziury w niej można było drugi pokój zobaczyć. 
Śmierdziało bardzo. Zgnilizną, stęchlizną, brudem. Szaf chyba nie było też, bo ubrania wszędzie plątały się pod nogami, pojedynczo, ale też w kupkach większych lub mniejszych. 
I sufity zapadające się. A w oknach zamiast firanek, jakieś szmaty wygięte w paragraf..  ciekawe czy wygięte w zależności od lokalizacji słońca w oknie?

I na górze mama. Mama tych dzieciaków. Niektórych z nich przynajmniej.. bo myślę, że połowa z nich to tylko jakieś "przybłędy". Ta mama, nie taka stara, może około 40-stki, może ciut więcej. Trudno powiedzieć bo bieda czasem i młodość i piękno wytrąca z nas. I ta mama wychylała się tak po ciuchu, nieznacznie. Obserwując nas… 
Bo państwo tu przyszli wiadomo po co… W modnych ciuchach i okularach od projektanta. 
Bałam się tam być. Bałam się czy ktoś się na mnie nie rzuci, żeby np. tego projektanta mnie pozbawić. Albo może i torebkę wyrwie całą. Też akurat od projektanta. 
Ale chodziłam, oglądałam, niby nieprzejęta. Z udawanym luzem, który pewnie aż zionął oszustwem na pierwszy rzut oka mieszkańców strasznego domu.

Przyszłam do tych ludzi, odebrać im dom. Nie dosłownie. Bo przecież ja nic złego nie robię! Ja przyszłam zrobić inwestycję! Dbam o siebie i swoją rodzinę, muszę podejmować trudne decyzje. Nie pracuję w banku, nie jestem komornikiem, ni jak nie zabieram ludziom domów. 
Ja inwestuję pieniądze. Kupuję dom, remontuję go.. sprzedaję itd… Nie myśląc zupełnie o historiach ludzkich.. ale po co znów miałabym myśleć? Tu zupełnie akurat wszystko gra. Chodzi o to, że nigdy nie oglądaliśmy domu z ludźmi w środku. Jednak trafił się pierwszy raz. A był dla mnie refleksją nie tylko. Wstrząsnął. Zalał wyrzutami. 
Przyszła dama zabrać im dom. 
Nie wiem zupełnie czy oni na to nieszczęście zasłużyli czy nie. Czy sami tego nieszczęścia się dorobili. Czy zrobił to za nich kryzys. Nie wiem czy ćpają, piją, kradną i mają za swoje. Czy stają na głowie każdego dnia, by jakoś powiązać koniec z końcem.
A czy to ma znaczenie? Przecież ktoś komuś odbiera DOM. 

I ta kobieta. Uciekłam jak opowiadała agentce nieruchomości, jak to się tego domu wstydzi. Jak jest zażenowana i jak jej przykro, że tak musimy na to patrzeć. Że jak zmarł jej mąż, to dzieci tak wszystko sprzedały i zatraciły, a ona mało ma do powiedzenia.
Podsłuchiwałam z pokoju obok, nie umiałam jej spojrzeć w twarz.
Może źle dzieci wychowała? Może mąż zmarł na złość akurat w kryzysie. Może po śmierci męża zbyt długo się załamywała i dzieciom pole do popisu piękne stworzyła?  A może jest nieporadna życiowo… ? Albo i głupia.. 

Życie ludzkie. Jakie to skomplikowane.
Jak mało czasem widzi taka dama z wyższych sfer…
Przecież ona  zarabia uczciwie, nie oszukuje, nie naciąga.. i myśli, że taka przecież w porządku jest. Zapewnia dzieciom swoim i sobie.. i może na lepsze prezenty pozwoli sobie w tym roku na Święta. Och dzieci padną z zachwytu! I przecież ona nie może myśleć, że tamte inne dzieci… że jak te ich Święta wyglądają, i czy w ogóle mają jakiekolwiek? 
Przecież to nie ona tym dzieciom zgotowała ten los. Ona swoim zapewnia i dba. To nie jej wina! To przecież takie życie. Każdy sobie tą przysłowiową rzepkę skrobie. 

I takie mam pytanie w przestworza rzucone.. czy można swoim tylko życiem żyć? Czy można nie widzieć? A może trzeba? Czy ile to trzeba mieć by ile komuś dać? I czy takie dać to załatwia sprawę? Czy chwilowe dać oby nie przeszkadza bardziej niż pomaga?
Pytam dziś ja. W zasadzie to nie tylko dziś. Pytam siebie od lat. Może, ktoś mi na te pytania odpowie? Bo ja prawd odkrywam w życiu, może i wiele. Tej jednej odkryć nie umiem, może nie chcę, może nie jestem gotowa. 

A ta śliczna dziewczyna, na tej nędznej ławce uśmiechała się, gładząc swój, na moje oko, zaokrąglony brzuch.

i.w.

Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.


44 komentarze:

  1. To była sytuacja "namacalna", żyjąc sobie w jakimś bezpiecznym własnym świecie mało dotykamy takich historii, nie pracujesz, ani Ty, ani ja w OPS-ie, gdzie codziennie ludzie zderzają się z podobnymi historiami, trudno oszacować ilość nieszczęść, ale ja pośród tych wszystkich "wybieram pod serce" (jeśli tak można określić) dzieci... Bezbronne, niewinne, chore, zdrowe, porzucone, zaniedbane - i im w miarę możliwości staram się po drodze życia pomóc. Wszystkich potrzeb zaspokoić nie damy rady. Z tego co napisałaś wywnioskowałam "obawę", ale ona chyba nie jest potrzebna, refleksja zawsze "tak", ale obawa, czy zrobiłaś coś źle? To troszkę jakby obarczenie winą za smutek innych, a przecież wpływu na to żadnego nie miałaś, nic zrobić z tym nie mogłaś, bo każdy niesie swój własny kamień, kamyczek brzemię... Każdy ten swój. Tylko dzieci czasem niosą te nadane im bez sensu cierpienia... Wtedy mi się kraja serce. Ale przecież pokrajanym sercem nie pomogę. Uśmiechem, radością życia bardziej (myślę, bo też nieustannie się nad tym zastanawiam)
    Ściskam zamyślona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, że nic złego nie zrobiłam.. ja tego domu nawet nie kupiłam.. a jak nie ja, to ktoś inny kupi.. i wiesz niby wszystko gra. Niby te obawy są ale sama wiem, że nie potrzebne! Bo nie mogę być odpowiedzialna za każdego, a z tym mi trudno bo ciągle na siebie te różne odpowiedzialności nakładam. To tak jak napisałaś - refleksja .. tyle, że bolesna taka. I ta dziewczyna w głowie mi siedzi, i to jej nienarodzone dziecko. Które od niemowlęcia wejdzie w to piekło i będzie się tak wychowywało i myślało, że mu się nic lepszego nie należy.. że takie życie, taki los, inni mają lepiej a ja mam siedzieć jak siedzę i dziękować bogu, że jeszcze żyję.
      Ja mam życiowy z tym problem. Z tym obarczaniem swoich myśli, takimi historiami. Takie często obarczanie niezdrowe aż. I stąd te pytania ... bo ja często przekonałam się, że nie było warto pomagać.. ale równie często myślę, jakie to podłe jakieś, że w ogóle rozpatruję czyjś los w kategoriach czy temu warto? a tamtemu to nie warto? i że ja o czymś decyduję czasem.. a dla mnie to za wiele często.. no już kończę bo jak zwykle się rozpisałam. Dziękuję za dyskusję Marysiu :-)

      Usuń
    2. Mi jest "łatwo" pisać, bo jestem niemym obserwatorem. Bo wzruszyłam się za Ciebie i w jakiejś trosce nie chciałam, żebyś dźwigała. A z drugiej strony stojąc z boku widzę inaczej. Będąc "sobą" widzę inaczej i jak się te wszystkie spojrzenia poskłada - to wtedy można z cudzego spojrzenia zaczerpnąć. Ty się rozpisałaś? A co ja mam powiedzieć. Ja ja wracam, czytam i dalej się zastanawiam, że przecież na tyle rzeczy nie mamy wpływu, ale jak to dobrze. Boże jak to cudownie dobrze, że nie stajemy się obojętni, że pochylamy się nad trudami i obejmujemy je troskliwie. Nawet jeśli słowem, gestem myślą - to to generuje dobrą energię!
      Lecę kończyć pakowanie i pewnie znów wrócę :)

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciężko jest coś napisać, napisać cokolwiek, co byłoby tym jednym dobrym rozwiązaniem na „takie” problemy tego świata, ja o sobie też mogę napisać ,że żyje w raju, że niczego mi nie braknie, że wszystko co mnie spotyka mam na własne życzenie a to co mam, dla jednych jest „dużo” a dla innych „nic”. Bywa tak, że nie mam na przysłowiowy chleb, ale to nie taki problem jak dla tej rodziny, może tylko nieraz nonszalancki tryb życia,albo coś się spiętrzyło, coś nie zagrało, coś zaniedbałam, ktoś nie zapłacił na czas mi i wyszło jak wyszło, a nieraz jest odwrotnie. To jak żyje ta rodzina, nieraz nam się wydaje, że jest tak źle że sami byśmy tak nie potrafili, a nieraz okazuje się, że nawet ta skrajna bieda jest dla kogoś lepsza aniżeli uszczęśliwianie kogoś na siłę swoim sposobem życia. Można kogo uratować od śmierci z głodu, lub innego nieszczęścia, ale zawsze najlepsze jest pomóc w sposób długofalowy, dać pracę, pomóc ją znaleźć, powiadomić opiekę społeczną, bo tacy ludzie z reguły są pogubieni w życiu, nie przychodzi im do głowy kogokolwiek prosić.
    Rady doskonałej nie ma, nie czuj się winna z powodu tego co robisz, taka masz pracę czy z powodu ich losu, a może jednak, to jest jakiś punkt zwrotny w ich życiu, z jakiegoś powodu sprzedają, agent Cię tam przyprowadził, no po coś to się dzieje.
    Ja jak komuś coś daję, bo potrzeba taka, bo bieda, zawsze lubię wiedzieć coś więcej o tej osobie, nieraz wystarczy porozmawiać, dawanie poprzez jakieś organizacje to dla mnie ostateczność, choć wiem, że taka rozmowa jest niezwykle trudna. Wiem co czujesz, bo spotkałam parę razy na swojej drodze biedę, albo moja mama mi o takiej opowiadała, o swojej też...ale wina to nie twoja, każda bieda jest po coś, to jest moje zdanie, moje doświadczenia. Można o tym pisać w nieskończoność, szukać wyjścia, usprawiedliwiać się, czy zwyczajnie nie myśleć o tym, nie ma rozwiązania doskonałego,
    ale powiem Ci, że pomimo, że tekst jest o bolesnych sprawach i o Twoich dylematach, czytałam go z wielką przyjemnością, bo masz niezwykle sprawne i łatwe "pióro" i sposób w jaki piszesz bardzo przemawia.
    uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to skomplikowane jak wszystko w życiu pewnie.. oni tego domu nie sprzedają, bank im ten dom zabiera. I to bank szuka klienta, takiego jak ja. I niby wiem, że jak nie ja, to ktoś inny kupi.. a serce i tak swoje. I ja się w pełni zgadzam, że pomoc długofalowa, pomoc w znalezieniu pracy, powiadomieniu opieki itp .. jest najlepsza i najzdrowsza.. ale jednak jesteś tam i widzisz.. i wiesz że zanim ta pomoc twoja się rozwinie.. a możesz prosto do portfela sięgnąć... ale czy ktoś się nie obrazi, czy ktoś chce... oj długo by myśleć.. dziękuję za komentarz i za przemiłe słowa :-)

      Usuń
  4. W życiu los różnie się układa... Czasami mamy na niego wpływ, a czasem nie... Niektórzy poddają się zbyt szybko, sami oceniając się zbyt nisko, nie wiedzą, że mogliby mieć lepiej... Inni z kolei walczą ile sił, aż potem zatracają się za bardzo, a gdy to odkrywają jest już zbyt późno. Jedni mają lepszy start drudzy dużo gorszy. Niestety wpływu na to wszystko nie mamy. Czasami tysiąc danych szans nie zostanie ani razu wykorzystanych co nie znaczy, że nie trzeba ich dawać bo jest szansa, że następnym razem ktoś wykorzysta je należycie. Najważniejsze to być uczciwym wobec siebie i innych. Nie obrastać obojętnością i doceniać to co się ma całym sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak tak! doskonale powiedziane! Najważniejsze być uczciwym wobec siebie i innych. Nie być obojętnym. Doceniać. I nie poddawać jednocześnie serca. Zatrzymać się czasem :-) Dziękuję za komentarz.

      Usuń
  5. Smutne... Na codzień większość z nas nie spotyka się z takimi sytuacjami. Mnie serce boli kiedy nawet w telewizji widzę cierpienie dzieci lub zwierząt i od razu przełączam kanał, bo co ja mogę? Jak pomóc? Czasem ktoś nawet nie chce pomocy, oburza się, a innym razem idzie na łatwiznę prosząc o nią.
    Pozostaje chyba tylko być wdzięcznym, że nam jest trochę lepiej...i pilnować, żeby przez nas nikt nie cierpiał.

    Jeszcze raz ślicznie dziękuję :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zawsze przełączam kanał!! Nie umiem znieść tych emocji potem! Nie zawsze jednak jak widać da się przełączyć.. Tak wielu ludzi idzie na łatwiznę i ja zostałam wykorzystana też nie raz i nie dwa! Liczę jednak na tą swoją intuicję, która mnie prowadzi.. i choć czasem i omylna, jednak w większości doprowadza dobrze :-) Dziękuję za krótką rozmowę :-)

      Usuń
  6. Za ciezki to temat jak ja dopiero wode na pierwsza kawe zagotowuje... Nie mamy wplywu na te wszystkie nieszczescia obok nas, chociaz serce wyrywa i placze i nawet jak czasami pomagamy, wyciagamy reke to tylko mala kropelka w morzu...Zawsze sie znadzie nowa potrzeba, nowe smutki ciagle wieksze....
    Czasami nawet jak nie pomagamy namacalnie, jak nie mozemy nic zrobic zatrzymujemy sie nad tym losem, nad ta rodzina, nad ta bieda i to jest bardzo wazne. Nie bez znaczenia jak mogloby sie wydawac bo rodzi wrazliwosc, ktora zaraza sie innych. Czasami mimo, ze wydaje nam sie ze nie dajemy nic dalismy slowo. i to slowo, ktore ma taka moc ze pomaga sie podniesc, pomaga zakielkowac jakies mysli...Nie uklada mi sie to pisanie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ciężki temat na rano przed kawą, ale tak samo ciężki na popołudnie, wieczór. To prawda, że cokolwiek nie zrobimy za chwilę będzie nowa potrzeba, nowy smutny dom.. czasem słowo czyni cuda, to też prawda. I ja to wszystko niby wiem. Tylko co z tego jak i tak w głowie mi ta dziewczyna z tym brzuszkiem siedzi. I jak tu osiągnąć dystans? Jak serce swoje wie. Dziękuję Julitko za komentarz :-)

      Usuń
  7. dziekuję za tego posta..czytałam moim dzieciom a one słuchały z otwartymi ustami, Najstarsza otarła po kryjomu łzę - czasami trzeba wstrząsu by dzieciaki zrozumiały i doceniły to co mają - po chwili przyszła i szepnęła mi na ucho - Mamuciku ( tak do mnie mówi)dziękuję i pocałowała mnie w czoło...

    tak na marginesie - cudny blog - zostaję !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci to jednego dnia rozumieją a kolejnego już im z główek wypada .. moim przynajmniej. Ale najważniejsze jest to, żebyśmy my rodzice pokazywali tym naszym dzieciaczkom, że warto zajrzeć czasem tam, gdzie nam z reguły daleko.. że warto pomyśleć o innych. bo to uszczęśliwia nie tylko tych innych, to do granic uszczęśliwia i nas :-) Dziękuję ci za komentarz i za to, że postanowiłaś częściej tu zaglądać :-)

      Usuń
  8. Znam dobrze to o czym mówisz, to moja codzienność, moja praca. Ludzie, których spotykam są w większości nieszczęśliwi, czasem z przyczyny "własnej" czasem problem leży głębiej. Na początku pracy, no to juz kilkanaście lat temu, reagowałam tak jak Ty - analizowałam, dociekałam, przeżywałam, noi przynosiłam to wszystko do domu. Kiedy "zabrałam" pierwsze dziecko do placówki, pękało mi serce i odchorowałam to. Dziś wiem, że tak sie nie da. Na wiele sytuacji nie mamy wpływu, na wiele mamy zbyt mało czasu. To nie znaczy, że jesteśmy mało wrażliwi, obojętni, tylko z czasem zmienia sie chierarchia wartości, może metoda pracy, ale nie jej sens- warto pomagać.
    Dzisiaj "poprosiłam" o opuszczenie mieszkania pewnego drania i wiem, że dzisiaj jedna kobieta i jej malutka córeczka, będą spały spokojnie, dzisiaj, bo jutro to już raczej nie.
    Pozdrawiam Cie bardzo ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten piękny komentarz! Mądry taki. I to zdanie, że to nie znaczy, że jesteśmy mało wrażliwi.. tak to zdanie bardzo mi było potrzebne!

      Usuń
  9. W życiu nie wszystkim układa się kolorowo. Duzo zależy od startu, od wartości jakie wpajają nam rodzice.
    Możemy mieć kontrole nad naszym losem (przynajmniej częściowo), można żyć biednie a godnie. Moze te rodzinę przerosło wszystko, może byli nie nazbyt dojrzali,by zatroszczyć się nad swoim bytem, może spotkało ich tyle nieszczęść, ze przybiły je ich do dna? Można pomagać, raz, drugi.. dziesiąty, niestety są tacy co potrafią tylko rękę wyciągać i nadal tkwią w bezradności, są tez tacy, którzy nie znają innego życia i poznać nie chcą. Wiedza jedynie co to zapach alkoholu od rodzica, imprezy, przemoc.
    czy jesteśmy panem swojego losu? po części tak, ale jest wiele spraw niezależnych od nas. Czy ja zasłużyłam na swój los, na córkę z zespołem Downa? a może ona była tu czemuś winna i teraz musi iść z tym przez życie. Nawet nie wiesz ile razy słyszałam szepty: pewnie paliła w ciąży, albo się jakiś narkotyków nabrała. Nikt nie chciał znać mojej historii, miał swoja teorie na temat tego dlaczego młoda dziewczyna urodziła takie dziecko. Staram się nie oceniać ludzi, nie przyklejać im latki, to życie nauczyło mnie nie czuć się lepsza, wszyscy mamy takie same prawa. Od naszych indywidualnych umiejętności zależy kim się staniemy, co będzie na szczycie naszej hierarchii wartości i jakimi ludźmi my sami będziemy.
    Reasumując, nic nie poradzę na cale zło, ale mogę nie być obojętna na to co dzieje się tuz obok. Mogę nauczyć swoje dzieci szacunku do innych, mogę robić coś zupełnie bezinteresownie.

    P.S. To twoja praca... całego świata nie zmienisz.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. To prawda całego świata nie zmienię. I to prawda to taka praca. Tylko, że ja to wszystko wiem. A moje serca i tak pęka. I z tym to mam problem właśnie. Ja kiedyś taki post napisałam o wpływie na nasze życie, o byciu kowalem własnego losu. Tak nie mamy wpływu zupełnego bo tak to jest, że czasem coś na nas spada. Po prostu. Mamy za to wpływ całkowity, moim zdaniem, na to jak taką sytuację, w której się znaleźliśmy postrzegamy, jak poprowadzimy ją dalej. I chyba to właśnie decyduje o poczuciu szczęścia. Bo można być szczęśliwym i z zawalonym dachem. Dziecko ciężko chore też może szczęście dać nieskończone, jeżeli tylko będziemy tego szczęścia wypatrywać. Skupimy się na chwytaniu go. Dziękuję za komentarz długi i treściwy. Przykro mi z powodu tych ludzi, których mijasz i którzy nie starają się wnikać.. tylko przyklejają naszywki od razu na pierwszy rzut oka - bo pewnie piła. Życzę ci szczęścia w życiu droga Izabelo :-) I pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiesz Iwciu, człowiek tak ma, że cierpienie innych go boli. Ja jak słyszę krzyki jakiś rodzin z okna to potem chodzę kilka dni jak nieprzytomna. Myslę otym dziecku, które przy tych krzykach, wyzwiskach dorasta, co mu się w tej małej główce kłębi, co do poduszki wypłakuje.. Dziś czytałam reportaż pt"cała polska bije dzieci"... O czteromiesięcznych gwałconych dzieciach, o tych co im podpalają zapalniczkami pośladki bo twierdzą że bicie nie wystarcza a nie pościelały łózka tak jak powinny... Wiesz, to jest temat rzeka... Czy pomagać.. tak, na tyle na ile możemy. słuchac czy u sąsiadów płacz nie zaczęsty, obserwować, zgłaszać. Wyciągać rękę, ale nie wyręczać. Niestety świata nie naprawimy, ale ten najbliższy możemy polepszyć.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja już jak to czytam od ciebie, ten komentarz, to już wzdycham na te zapalniczki i myślę sobie - po co ja to przeczytałam? po co ona to napisała? bo też mam tak, że potem długo myślę i jeszcze na swoje dzieci patrzę myśląc... boże a jak by je to spotkało??? i nie umiem sobie tego wyobrazić! One żyją w tak bezpiecznym świecie, tak spokojnym i poukładanym... że one to by tego nie przeżyły mi się wydaje. I gdzie po pomoc takie dziecko ma iść? Nigdzie. Bo dramat cały w tym, że to dziecko nie wie, że powinno być inaczej.
    Dziękuję Julka za komentarz, ze pobycie ze mną tu chwilkę. Jeszce dodam tylko, że tu w USA jak żona zadzwoni, że myśli, że ją mąż dziś uderzy... nie że zbił tylko że zamierza... to przyjeżdżają natychmiast! i najpierw męża w kajdanki... a potem dopiero pytają! nie ma tak że mąż powie że to kłamstwo, oni tego nie słuchają. Tu jest dużo bezpieczniej mimo wszystko! W Polce powiedzą nie raz i nie dwa.. że oszalała, zwariowała.. za dużo się naoglądała jakiś psychologicznych bzdur.. . Ale dużo się zmienia. Może nadejdą czasy, gdzie krzywda ludzka nie będzie omijana szerokim łukiem.. Dziękuję raz jeszcze :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Droga Iwono
    Czytam dopiero dziś, Twoje słowa dają tyle do myślenia ...
    Ten świat pełen jest kontrastów,z jednej strony życie pełne przepychu z drugiej niewyobrażalna w tych czasach bieda. I czasem ciężko określić z czyjej winy ...
    Chyba najbardziej cierpią na tym dzieci, czasem nawet nieświadome w pełni otaczającej je rzeczywistości ...
    A czy pomagać ?
    Myślę, że mimo wszystko tak, dobro zawsze wraca często z podwójną siłą ...
    Często zapominamy cieszyć się naszym życiem, bo trafiają nam się gorsze dni, wtedy dobrze jest przeczytać takie słowa jak dziś u Ciebie i docenić to co mamy ....
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to wszystko wielka prawda. A kontrasty zawsze były i są i nic tego nie zmieni. Uspokoić duszę zostaje i próbować rozsądek w jakiś granicach ujarzmić. Dziękuję za komentarz bardzo :-)

      Usuń
  14. eh jakie to nasze życie jest okropne... Czasami kiedy jestem smutna, mąż pyta się mnie czemu "smutam" skoro mam tak dużo! A ja mu wtedy odpowiadam jak ja mogę być tak w pełni szczęśliwa skoro tyle ludzi tyle dzieci dookoła cierpi... Niestety wiem, że na dzień dzisiejszy nigdy nie będę tak na 100% szczęśliwa. Ale stale się tego uczę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "skoro mam tak dużo" ale to mam tak dużo to wiesz, że to kwestia bardzo ruchoma.. mam dużo bo mam co? rodzinę? a jak już mam ją dłuuuugo to wtedy: miałabym naprawdę dużo jakbym jeszcze mieszkanie swoje miała.. ale jak już je mam... ooo jak na wakacje zagraniczne co roku byłoby mnie stać... itd... a uchwycić to nasze szczęście, które jest obok jest niezwykle ciężko, bo człowiek to istota poznawcza.. chce poznawać, polować.. więcej ciągle i więcej.. i dlatego dla mnie tak ważne jest, żeby każdemu momentowi nadawać znaczenie.. no może nie każdemu bo by człowiek oszalał.. ale tym niektórym, najważniejszym.. tylko, że te najważniejsze to często można przegapić i w tym cały ten życia sęk :-) Ja zaczęłam o tym myśleć częściej i to chyba jakiś pierwszy mój krok :-) krok ku nieprzegapianiu :-)

      Usuń
  15. a ja powiem tak..to dobrze ,że tak reagujemy,mamy wątpliwości..świat ,w którym przyszło nam żyć nie jest normalny,,,póki sie dziwimy ,nie zgadzamy....jesteśmy niepewni swego postępowania,myśli ,zamiarów...jest nadzieja...jeśli Iwonko nie będzie na nas to robić żadnego wrażenia...kaplica mówiąc oszczędnie w słowach... staram się pomagać..ale nie wszystkim...bo jak? Niestety jeśli ktoś pije,pali,,,narkotyzuje się ..nie pomogę...bo moje sumienie mi mówi ,że jestem wówczas sponsorem jego nałogów..ale zawsze pomogę znależć i załatwić dobrą klinikę odwykową...no i po prawdzie nigdy nawet pijak jak zapuka do drzwi nie odejdzie bez jedzenia...ale wolę pomagać tym ,kogo znam..choć trochę..wiem ,ze nie oszuka,nie przepije..,że naprawdę jest w potrzebie..a wyrzuty,ze nie pomogłam komuś?...zawsze są...ot taki los....

    OdpowiedzUsuń
  16. no i właśnie i te wybory komu pomagać.. komu nie.. a ja nie czuję się na siłach, być kimś kto ludzkie losy waży na wadze swojego sumienia. i to ten problem właśnie.. ale roztrząsać nie można tego smutnego posta w nieskończoność.. każdy ma intuicję i chyba ona kieruje najlepiej .. ja przekonałam się o tym nie raz i nie dwa. Dziękuję za komentarz. Za to, że też masz wątpliwości... bo i mi wtedy raźniej je mieć.

    OdpowiedzUsuń
  17. smutne , ale tak zyciu jest .... teraz jedynie co mozesz zrobic to na chwile sie zatrzymac , pomyslec ... bo kazdemu z nas moze sie noga kiedys podwinac :(((((.... i pytanie jest , czy wtedy sie ktos nad nami zastanowi : dlaczego ?
    a jak chcesz pomoc , to daj czlowiekowi wedke , a on sam sobie ryb nalowi .... lub jak wolisz daj/pomoz znalezc prace , a On sam sobie pieniadze zarobi :)
    a poza tym co Ci ludzie robili w tym domu ? Nie powinno Ich byc , przeciez jak szukasz takich domow to dobrze wiesz , ze tam tylko biede zastaniesz , ze sa zniszczone , czesto dewastowane przez wlascicieli specjalnie .... i drugie poza tym ... zdarza sie rowniez , ze ludzie tez specjalnie ida po short sale lub najgorzej jak sie da foreclosure , bo nie oplaca sie im domu splacac wiecej ,nawet jesli maja z czego , a sprzedac nie da rady , bo pozyczka wieksza od ceny rynkowej , ale Ty to przeciez wszystko wiesz . Ale cieszy mnie , ze sie na chwilke zatrzymalas ... pomyslalas ... znaczy ze jeszcze sa ludzie , ktorzy uczuleni na krzywde drugiego ... sa .
    p.s ciekawy blog piszesz podgladam :) pozdrowienia .

    OdpowiedzUsuń
  18. To nie jest tak, że w tych domach biedę zastanę.. domy zawsze są puste, wyczyszczone bardzo często.. to był mój pierwszy raz.. choć każdy z nich nie był bez przemyśleń.. ten jednak był szczególny.. tak wiele tych rzeczy, o których piszesz wiem. Tylko, że wiedza nie zawsze oznacza, że wszystko jest jasne, że już wyjaśnione.. wiedza swoje, serce swoje.. tak to ze mną często jest... czasem wygrywam tym sercem, czasem przegrywam. Nie poddaję się jednak.. nigdy. Wiem, że dobrze mnie prowadzi... no chyba wiem.. pewnie na 100% to nigdy nie będę wiedziała.. ale to tak chyba z tym sercem już jest. Dziękuję, że do mnie zajrzałaś/łeś. I dziękuję za bardzo interesujący, dający do myślenia komentarz. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dramat...
    Tych ludzi,którzy przyczynili się do własnego nieszczęścia,ale pewnie należą do tych ,nieudacznych'. Nie potrafią dbać o siebie, o dzieci ,o dom.
    Nikt ich tego nie nauczył, a wyrośli w podobnych sytuacjach.
    Lub nagłe nieszczęście ich zaskoczyło i świat się zawalił.
    Pewnie nikt im nie podaje ręki,są skazami już na beznadziejną egzystencję.
    Gdzie teraz pójdą?
    Odwiedzasz te puste domy i myślisz,że z ich właścicielami/lokatorami było tak samo?
    Jak to pogodzić? Jak z tym żyć?

    OdpowiedzUsuń
  20. Jak odwiedzam domy, niezamieszkałe, nie mam zbyt wiele takich myśli.. czego oczy nie widzą, sercu nie żal.. Ten raz, wstrząsną mną przede wszystkim myślę dlatego, że ta dziewczyna i ten jej brzuszek.. że kolejne pokolenie wrasta w styl życia, tak mi obcy i przerażający.. tak po czasie analizując, to chyba najbardziej w głowie utkwił mi ten maluszek w brzuchu. Dziękuję za odwiedziny :-) A żyć? Żyć mogę dnia każdego bo zdaję sobie sprawę, że nic nie robię złego.. ja tych domów nie odbieram nikomu.. odbiera je bank a ja kupuję od banku np. ale uczucia mam i wrażliwość pewną i dlatego to takie przemyślenia.. a tamtego domu nie kupiłam. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  21. Iwonko, Iwonko.... cichuteńko siedzę i czekam na kolejnego posta.

    OdpowiedzUsuń
  22. ooch to się zestresować można jak ktoś tak tam czeka ;-) Obiecuję, że coś się wkrótce pojawi :-) Rok szkolny tuż tuż i dzieci trzeba przygotować i jeszcze małe przemeblowanie w domu ... Dziękuje bardzo za taki króciutki a jakże miły komentarz :-)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja pewnie nie wytrzymałabym w tym domu minuty.Kilka lat temu spotkało mnie nieszczęście i od tej pory jestem bardziej jak ja to mówię emocjonalna:)
    Współczuje tym ludziom nie ważne czy sami sobie zgotowali ten los czy ktoś im zgotował.Czy matka która nagle zostaję sama z dziećmi ma łatwo?nigdy!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tym ludziom współczuję! W USA matce z dziećmi jest na pewno łatwiej niż w Polsce. Ma pomoc ogromną. I ja myślę (ale nie mam pewności bo przecież nie znam tych ludzi, ale tak mi podpowiada moja intuicja), że tam nie zagrało coś w wychowaniu dzieci.. że gdzieś w którymś momencie te dzieci ustaliły sobie styl zachowania, priorytety.. choć przecież różnie to mogło być.
      Mimo smutnego tematu, cieszę się, że zajrzałaś i dziękuję za komentarz bardzo :-)

      Usuń
  24. o Iwonko! domyślam się co czułaś i jak sie po takiej wizycie... Twoje rozterki, ból serca, kołaczące się myśli przypomniały mi początki mojej pracy jako społecznego kuratora sądowego... po nocach nie spałam... koszmary mi się śniły.... teraz po 7 latach już tak nie jest, nauczyłam się wyłączać emocje i serce w takich miejscach... nie zabierać tego ze sobą... owszem pomagam jak mogę, dzwonię gdzie się da, załatwiam i dalej STOP
    a kiedy po takiej wizycie wracam do domu, całuję męża i córkę i dziękuję im i opatrzności za to co mam :)))
    kiedy mój kolega z pracy również 'wkęcił się' w to kuratorowanie po piewrszych wizytach zadzwonił do mnie i mówi "Sylwia jak Ty dajesz radę z tym, ja nie śpię po nocach, nawet jeść mi sie odechciewa" ... poradziłam mu wtedy, żeby wrócił do domu i powiedział swojej żonie jak bardzo ją kocha i zabrał za rękę na spacer w podzięce za to szczęście...

    .... najbardziej tylko szkoda tych jeszcze nie i już narodzonych dzieci...

    sylwia vel romka
    www.romka.mojabudowa.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za tyle słów, którymi mnie obdarzyłaś. Takie komentarze, roztrząsanie, rozbieranie tematu do samej nagości bardzo mi pomaga! Tyle ilu komentatorów, tyle różnych zdań na dany temat. Mogę sobie przeanalizować, przeczytać po 3 razy.. pomyśleć.. może w którymś kierunku pójść..
      7 lat jako kurator sądowy.. kawał czasu. I mówisz, że można powiedzieć sobie STOP? Dziękuję, wiele dla mnie ten komentarz znaczy.

      Usuń
  25. Czasem jakas katastrofa, na ktora nie ma sie wplywu, odbiera spokoj zycia, a czasem to bledy ludzi, brak ostroznosci czy ogolnie szacunku dla zycia i swiata.
    Najbardziej poraza mnie nieszczescie dzieci i zwierzat. I ja zawsze pytam, dlaczego los taki niesprawiedliwy... Jak to roznie sie w zyciu uklada...
    Zyjemy obok wielu nieszczesc, zauwazamy, poruszaja nas, pomagamy na miare mozliwosci, ale po pierwsze chronimy nasze zycie i nasz dom, nasz spokoj jest najwazniejszy.

    OdpowiedzUsuń
  26. "Na dziesięć osób, które proszą mnie o pomoc,
    wolę być oszukany przez dziewięć,
    aniżeli odesłać z pustymi rękami
    jednego człowieka,
    będącego rzeczywiście w potrzebie."

    OdpowiedzUsuń
  27. piękne słowa.. i ja myślę dokładnie tak samo i to zdanie od zawsze w sobie pielęgnuję. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  28. Czasem źle być aż tak wrażliwym , niestety ja też taka jestem , a może stety? czasem nie cieszą mnie nawet zakupy , widząc później kogoś żebrzącego o parę groszy na bułkę , nie powinno tak być!! Ale wiem ,że nie możemy wszystkim pomóc, ale żyjmy tak żeby nie krzywdzić innych , czasem mały gest wystarczy, by móc komuś odrobinkę ulżyć....

    OdpowiedzUsuń
  29. No ja też nie wiem czy stety czy niestety :-) Czasem ciężko mi z tą wrażliwością .. ale nie wyobrażam sobie taką nie być.. Pozdrawiam Cię :-)

    OdpowiedzUsuń
  30. Jesteś niesamowicie empatyczną osobą. Czytając twoją wypowiedź, przeżywam wszystko z Tobą i uwielbiam to. Twoja zdolność współodczuwania jest godna pochwały, ale i z pewnością nieco obciąża Cię, choćby przez takie właśnie myśli. Smutne, ale przecież potrzebne.
    Nie dowiesz się pewnie, ani ja też, jaka jest odpowiedź na pytanie "dlaczego". Ale dopóki stan, jaki widzisz budzi coś w Tobie, jest dobrze. bo najgorsze, z czym może się spotkać człowiek, to obojętność.
    I ściskam, bo choć "poznałam Cię" dopiero teraz, to mam wrażenie, że jesteś moją pokrewną duszyczką.

    OdpowiedzUsuń
  31. Dziękuję bardzo :-) miło mi niezmiernie. Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do rozgoszczenia się :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)