Pamiętam wielką, zieloną torbę. Zajmowała cały bagażnik. Pakowałam ją ostrożnie, z przemyśleniem mody i wygody. Upchnęłam do samochodu mamy i...
Wyjechałam na studia. Z malutkiego miasteczka w wielki świat. Z domu na Kochanowskiego do domu na Medycznej.
Ciężko było i wesoło na przemian. Imprezy i zakuwanie materiału. A ja jak to ja. Nie pozwalałam sobie na lenistwo i każda impreza odkupiona była potem staranniejszymi notatkami i dłuższymi sesjami nauki... no taka już jestem.
Na tych studiach wiele światów się przede mną otworzyło. Wiele zamknęło rozdziałów i historii.
Nowym wiał każdy poranny wiatr, a ja z przyjemnością wystawiałam twarz w jego stronę. Drzwi otwierane każdego ranka na Medycznej zamykały się wieczorem za kimś jakby innym. To ja ale niezupełnie już. Inna doświadczeniem, przeżyciem, natknięciem się, rozpatrywaniem...
Wszystko pamiętam doskonale. Dni mogę cedzić, przesiewać, analizować…
Ale ja tu w zasadzie nie o tym…
Ja o tym śmiechu ponad aulą, głośnym i konkretnym, o stanowczym kroku, o tych oczach w których całego świata blask.
Z moim wzrostem niespełna 160cm usiadłam na samym końcu sali wykładowej.. osiemdziesięcioosobowej sali.. nic nie widziałam, mało słyszałam, ale czułam się bezpieczniej.. tak sobie tu po cichutku posiedzę i może nikt mnie nie zauważy.
Ze środka sali dobiegał ten śmiech.. unosił się nad tłumem spłoszonych studentów..
Kto się tak śmieje?? Kto ma odwagę, pierwszego dnia?
Moja Ona. Moja Dona. Bo na imię Donata tej dziewczynie, która serce moje zdobyła już pierwszego dnia.
Całe studia razem. Mieszkanie z karaluchami, potem mrówkami, z ciemną kuchnią, z jasną potem. Szczytem luksusu sypialnianego była karimata na podłodze i karaluchy utopione w misce wody..bo ktoś doradził, żeby miski z wodą poustawiać to będą nocą topić się w niej te karaluchy.
Luksusy zmieniały się wraz z każdym zmieniającym się mieszkaniem. Ale który student czy studentka zawracali sobie głowę miejscem do spania?! …No chyba, że Donata. Ona musiała mieć idealną ciszę do spania, idealne łóżko, idealną kołdrę no a ja miałam idealnie nie chrapać ale podobno chrapałam jak chłop po pracy w polu.
Ideał burzyłam każdej nocy a Dona rankami wywody snuła, że skąd tyle siły do chrapania w takim wątłym i szczupłym ciele? Że krzyknąć to ja nie umiem głośniej, ale chrapać….oj chrapać to ja umiem lepiej niż PIJANY chłop po pracy w polu!
A ona często zostawiała okruchy na desce do krojenia. Albo machnęła szmatą dwa razy nie przyglądając się... a ja te smugi z przedpokoju już widziałam.
Przez problemy razem i przez radości największe.
Jej problemy inne niż moje bo i ona inna. Odpowiedzi na pytania świata inne. Ja musiałam przede wszystkim dobrze zjeść. Lodówkę zapełnić, opłaty porobić. O przyszłości pomyśleć choć chwilkę. Ona mogła chodzić głodna, ale cotygodniowy nakład gazet musiał być wykupiony. Bo życie nie kończy się i nie zaczyna na lodówce, studiowaniu czy mieszkaniu z karaluchami w Płocku.. Życie to cały świat i jak można być na niego gotowym, nie podglądając czasem?
Ona podglądała nałogowo. Inteligentna siarczyście, nie wstydziła się nigdy powiedzieć co myśli. Walczyła o swoje. Wiedziałam. Ja zawsze wiedziałam, że nie będę odwiedzać jej w wiejskim domku polskiej wsi. Siebie w tym domku widziałam. Jej nigdy.
Nie bała się. Jedna z pierwszych propagowała w Polsce ideę coachingu jako sposobu podróżowania.
Kaleczyła czasem angielski, ale co to miało za znaczenie?? Ona miała przyjaciół Włochów, Anglików, Czechów, Irlandczyków i nie wiem jakich tam jeszcze.. pogubiłam się już po Włochach ;-)
Ja spokojnie kupowałam pralkę, czajnik.. bo trzeba w życiu się jakoś ustawić, przygotować. Ona przygotowywała się szkoląc angielski, i nawiązując kontakty.
Najmodniejsze jeansy w sezonie zamiast czajnika. Nowy wyjazd zamiast pralki i odkurzacza. Niecierpliwe szukanie, poznawanie, tęsknoty.. zamiast układania menu na weselne przyjęcie.
Swoje szczęście odnalazła .. no oczywiście że nie w Polce :-) We Włoszech znalazła swój dom, świat.
Mąż Włoch. Miłość, złość, śmiech i łzy w języku angielskim… Jedno przekłada "how are you" na włoski, drugie myśląc po polsku odpowiada z polskiego przekładając na angielski by to drugie zrozumiało po włosku .."I'm fine" czy jakoś tak. Po paru miesiącach porzucili angielski bo jaki to problem nauczyć się włoskiego w parę miesięcy? Dla Donaty żaden.
Podobno miłość nie zna granic. Językowych, kulturowych, poglądowych. Nie mówię, że nic to nie znaczy. Ale wszystko jest do pokonania jak się kogoś kocha.
Podobno nie trzeba dobrze mówić po włosku by zrozumieć temperament Włocha.
Podobno Włoch nie musi mówić po polsku, by codziennie recytować "Dona, moja żona kochana" i nie musi do obcych mówić po polsku tym bardziej, ale zawsze jak odbiera telefon powie: "cześć Iwona, moja żona kochana już idzie"
Podobno nie trzeba rozumieć języka by widzieć w oczach pełnych blasku smutek. By w smutnym dniu odkryć nadziei promyk.
Udowodniła to moja Dona. Że miłość jest tam gdzie dłoń spotyka się z dłonią, gdzie cieknącego kranu nie trzeba określić "cieknie" jak nie zna się tego słowa w żadnym z języków. Można ze złością powiedzieć "cholerny kran!"
Ja nie do końca rozumiem wielki świat, nie do końca wiem gdzie kto rządzi (choć niby po politologii to powinnam) i która rzeka którędy płynie. Ona nie do końca wie jak ja ogarniam całe to życie na wszystko mając czas przy trójce dzieci i jeszcze ciasto upiekę i mebel pomogę zrobić i na blogu popiszę i pracy nie zawalę a jeszcze czytam codziennie.
Różnimy się. Za długo będąc w jednym miejscu kłócimy nawet. Bo ona zawsze wszystko....a ja to….. Ale jakie to ma znaczenie?
Skoro po paru dniach bez siebie już tęsknimy. Snujemy nowe plany, umawiamy się na wakacje. Wypytujemy o szczepienia dzieci, o wierszyki z przedszkola i o przepisy na pyszne bułeczki z serem.
I co z tego, że Ona tam a ja tu. Że ona "żona kochana" a ja "ryba" ( a niby to mój mąż powinien lepiej używać języka polskiego;-) )
Są różne teorie relacji na odległość. Różne nastawienia, rozczarowania, pomyślności.
Są różne teorie na temat różnic osobowościowych i jak przetrwać w takim związku.
Moja jest jedna. Podobno miłość nie zna granic. O ile my sami ich sobie nie stawiamy.
Ostatnie wakacje - Włochy :-) Tak mnie naszło przy okazji wspomnień o Donacie :-)
Skoro dziś o studiach po części było, to chciałabym z tej okazji pozdrowić i uściskać (choć tylko wirtualnie niestety) Martynę i Renatę - koleżanki ze studiów, które wiem, że podczytują mój blog :-)
i.w.
Jeżeli masz problem z wstawieniem komentarzu - odśwież stronę!
Jeżeli wstawiony komentarz wyświetlił Ci się kilka razy - nie przejmuj się!
Jeżeli nie widzisz swojego komentarza lub mojej odpowiedzi na niego - kliknij "Load more" (czyli rozwiń listę) na dole pod komentarzami. W razie dalszych problemów odśwież stronę lub skontaktuj się ze mną - skarzynia@wp.pl
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy. Dziękuję.
Jedno wiem. Dnić codzienność codzienność przy Włochu - mmmm :)))))
OdpowiedzUsuńMoże przykładam taką swoją miarkę do tego temperamentu włoskich uczuć, ale ten klimat te temperatury i to wielokrotnie powtarzane BELLA - to trzeba po prostu poczuć :))))
Jak oni się potrafią apetycznie zachwycać życiem, jak potrafią je pełnymi garściami (to życie) smakować... To ja się Donatce nie dziwię!
Ale jak Ona wytrzymała Twoje chrapanie? Musi Cie kochać po prostu. Tak. Miłość nie zna granic. Śliczny skrawek opowieści (skrawek, bo mało i mało). Chcę więcej :)))))))
hahaha TY mówisz, że mało i mało a ja wiecznie skracam i skracam bo wydaje mi się za dużo ;-) Tak zawsze leje mi się z tej klawiatury a potem wykreślać muszę ;-) No nic tylko książkę w końcu zacząć pisać hahaha ;-)
UsuńNo BELLA to wszędzie słychać i ja byłam nawet Bella :-)) Miły kraj bardzo.. spokojniejszy taki, mniej pędzący, pachnący, piękny.. Och mówię Ci :-))
Coś ta Donata z tym chrapaniem chyba zmyślała.. bo mąż mówi, że raczej mi się nie zdarza ;-)
Uściski Maryś :-)
Że Ty byłaś Bella mnie wcale nie dziwi, najlepsze, że ja też byłam wielokrotna Bella :)))))))))
Usuńzacznij, a nie skracasz, było tego nie pisac, bo aż mnie wmurowało... jak można skracać, jak tu kolejka po słowa jak za peerelu w mięsnym
hahahahahahahahahahhaahahahah oj Maryś jak ty potrafisz człowieka ubawić :-))) No dzień dzisiaj taki mam z bólem brzucha i takie tam.. ale od razu człowiekowi lepiej się robi jak takich słów się naczyta :-))
UsuńTy Maryś Bella Bella .. a nawet BELLA i to stuprocentowa :-) Ja to piękno w tobie widzę na codzień.
więcej i więcej i jeszcze garść ... serducho w rytmie lazanii rozbrzmiewa :) ależ dziś apetycznie o miłości i przyjaźni, pyyycha :)))))
OdpowiedzUsuńALeż ty dziś widzę humorem tryskasz :-)) Aż miło tak mi tutaj :-)) Uściski :-)
UsuńIwonka ja nie noge nic napisac bo lzy mi ciurkiem leca... ze Ty to tak pamietasz wszystko.....
OdpowiedzUsuńpamiętam dużo więcej :-) Jeszcze nie raz o czymś wspomnę ;-)
UsuńNie dziwię się wyżej wpisanej Marcyś....
OdpowiedzUsuńPiszesz tak, że chce się czytać i czytać i czytać....
Tyle uczuć, pasji, miłości...
Pozdrawiam serdecznie z niedosytem...bo jeszcze, bo tak pięknie, bo za mało....
Buziaki.
Cedra.
Naprawdę??? A ja Maryś odpisałam właśnie, że ja ciągle skracam bo zawsze wydaje mi się, że za dużo piszę.. że komu będzie chciało się czytać? Ludzie czasu nie mają .. swoje sprawy mają..
UsuńDziękuję Ci bardzo za miłe słowa :-) I pozdrawiam.
Iwonko uwielbiam tu zaglądać. Ten tekst to dla mnie jak dobry początek dnia :)
OdpowiedzUsuńŚciskam
K.
Dziękuję Kasiu :-) Miło mi od razu od rana :-)
Usuńpiekna ta Wasza przyjazn...oj,piekna tez ta milosc...
OdpowiedzUsuń„Są takie wydarzenia, które - przeżyte wspólnie - muszą się zakończyć przyjaźnią...”
buziaki zostawiam i zachecam-zapraszam-nalegam :) bys zajrzala tu:http://choccolla.blogspot.de/
Już zajrzałam.. nie wiedziałam, że masz drugi blog! Jakoś zawsze myślałam, że odwiedzam ale widzę, że odwiedzałam jeden z.. :-) Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :-)
UsuńCudownie opowiadasz,czyta się jak powieść,no i przesłanie jest w Twoim pisaniu
OdpowiedzUsuńDziękuję Iga :-) Ściskam i pozdrawiam :-)
UsuńTak piszesz że ja chciałabym więcej! Więcej wiedzieć co robiłaś i jak żyłaś kiedyś! Wspomnienia to piękna rzecz! I mi się trochę przypomniało jak to przecież mieszkałam z przyjaciółmi. I nie trzeba być podobnym by się rozumieć. A doświadczenia wspólne i tak mocno łączą. Łączą na zawsze!
OdpowiedzUsuńNo na to wychodzi :-) Nie raz jeszcze i nie dwa parę słów wspomnień z siebie wyrzucę :-) Uściski dla Ciebie i Lenki :-)
UsuńIwonko, chyba to tak już jest - przeciwności się przyciągają :)
OdpowiedzUsuńu mnie tak było w szkole średniej moja Iza - pierwsza do wszystkiego, rozlatana, bierze życie garściami,piękna, przebojowa ....
ja tam sobie w kąciku, cichutko, mała, szara myszka ...
A jednak przyjaźń trwa do dziś, widzimy się mało, bo Iz w Anglii, ale siedzi głęboko w sercu na zawsze ....
Wspaniałe są takie przyjaźnie - Wasza cudna i te Włochy ....
i od rana człowiek inaczej na świat patrzy jak się takich cudowności naczyta, napatrzy ...
Buziaki :**
Dziękuję Olga bardzo :-) A czy ta Twoja Iz ma coś wspólnego z drewnem? Tak mi się skojarzyło bo jest w świecie blogowym taka jedna Iz, która cuda wraz mężem wyczynia z drewna :-) Chyba z narzeczonym a nie mężem.. ale mniejsza z tym ;-) Uściski przesyłam i pozdrowienia :-)
UsuńPiękna ta historia i przyjaźń piękna. Cudnie się czyta te Twoje wspomnienia i nawet chrapanie - choć na co dzień doprowadza mnie do szaleństwa - u Ciebie budzi uśmiech i jakieś takie rozrzewnienie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Ja też pozdrawiam Cię serdecznie i miło mi słuchać takich słów :-)) Ściskam :-)
UsuńRozczulają mnie Twoje literki, tyle w nich ciepła, miło zaglądać w Twój świat, gdzie jak przed otwarcie puszki Pandory - świat idealny...
OdpowiedzUsuńi pozazdrościć nie Donie męża o włoskiej krwi (mój ma tej włoskiej jedynie domieszkę ;), ale Ciebie, tej przyjaźni i patrzenia na ludzkie wady przez różowe okulary ;)
Dziękuję bardzo. Piękny ten komentarz taki :-) Miło mi tu bardzo :-) Pozdrawiam Cię serdecznie :-)
UsuńPięknie potrafisz pisać o przyjaźni, tworzyć portrety ludzi Ci najbliższych... Tak, że ja czuję jakbym tez ich znała i już mam od razu ochotę wiedzieć wszystko i więcej, o ulubionej potrawie czy jednak polska czy włoska, o tych wierszykach dziecięcych, czy dalej tyle gazet czytuje i.t.d. i najlepiej już bym gnała by taką cudowną osobę jak najszybciej poznać, zobaczyć, bo w życiu wspaniale jest się właśnie takimi ludźmi otaczać, o których inni tak ciepło pisać potrafią:*
OdpowiedzUsuńDziękuję Ola za piękne słowa :-) Odpowiem Ci: potrawy włoskie bo ona zawsze raczej gustowała w takich. gazet czytuje pewnie dużo mniej, dzieci, czasu jak na lekarstwo, za to książki czyta nałogowo :-) Coś jeszcze chcesz wiedzieć?? :-)) Pozdrawiam i ściskam mocno! Tak mocno, że aż krzyczysz: aaaauuu :-))
UsuńŚwietnie piszesz, opowiadasz..o uczuciach.. :) strasznie mi się podoba!
OdpowiedzUsuńTo ja straaaasznie dziękuję :-)) I pozdrawiam :-)
UsuńJak wzruszajaco bardzo..Cudnie... kochana Ty moja tez:)
OdpowiedzUsuńPiekny obraz namalowalas slowami:)
Milo mi tak starsznie w sercu teraz, tak cieplo.
Uwielbiam to w Tobie, ze masz takie serce ogromne, ze tyle wrazliwoasci, ze tyle wzruszenia, zatrzymania nad wszystkim, ze pielegnujesz wspomienia jak najpiekniejsze kwiaty... Uwielbiam...
Dziękuję Julitko :-) jaki cudny komentarz aż w pióra obrastam tu :-)) Buziaki :-)
UsuńPięknie napisałaś Iwonko. Przypomniały mi się moje czasy internatowe, a później akademik. I te przyjaźnie, które przetrwały 20 lat. Mam też podobną historię w pamięci.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję:)
Och to ja dziękuję :-) Że zaglądasz i że czytasz :-) A ja w internacie ani w akademiku nigdy nie mieszkałam.. jakoś nie złożyło się :-) Pozdrawiam :-)
UsuńPieknie napisane:) Takie przyjaznie sa bardzo cenne:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) i pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńCóż tu można napisać jeszcze....też uwielbiam czytać Twoje posty...nie skracaj...albo pisz tą książkę:) tyle pozytywnej energii....też mam taka kochana przyjaciółkę ... jeszcze ze szkoły średniej...rzadko się widujemy, ale zawsze możemy na siebie liczyć...pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoje słowa i pozdrawiam serdecznie też :-)
UsuńIwonko, przyjaźń taka z przed lat, tak dwóch rożnych osób, taka ... wieczna. Pięknie opisałaś swoje uczucia, pięknie piszesz o przyjaciółce. Tak lekko słowa z tej klawiatury ci płyną, jak melodia.
OdpowiedzUsuńWiesz ja taki wzrokowiec, słuchacz jestem.
Twoje teksty z melodia mi się kojarzą, zaczynasz niepewnie, jak pianista, który sprawdza czy fortepian jest nastrojony. Później płyną pierwsze nuty, spokojnie zaczyna się historia rozkręcać, nuta raz zwalnia raz przyspiesza... dochodzą skrzypce, dzwonki i .. w tle słychać słodkie brzmienie gitary.. słychać je coraz mocniej, aż zaczyna dominować, to stara ballada ulicznego grajka, taka jaka słychać w małych miasteczkach włoskich. Płynie lekko, hipnotyzuje wręcz, nie można oczu oderwać od barda, który jak by w innym świecie trwał. Jego dłonie zgrabnie tańczą na strunach, muzyka przenosi słuchacza w inny wymiar.
Gdy nagle muzyka cichnie, słuchacze nadal ja słyszą, dopiero po dłuższej chwili składają ręce do oklasków.
Iza, Twój komentarz przeczytałam wczoraj i tak się zablokowałam że odpisać nikomu nie mogłam.. no łzy mi ciągle i łzy z tych oczu moich płynęły.. przecież ja to uwierzyć nie mogę, że to o mnie.. muszę chyba sobie te słowa skopiować i czytać codziennie rano :-)) Dziękuję Ci bardzo Iza :-) Tu chciałam wstawić serduszko ale nie umiem a czasu mi brak na szukanie jak to zrobić ;-) Serduszek przesyłam cały stos Izabelo :-))
UsuńChyba każda osoba na tej ziemi chciała by coś takiego o sobie przeczytać ;) Zwłaszcza od swojej przyjaciółki ;) Mam wielką nadzieję, że Wasza przyjaźń przetrwa do końca świata i jeden dzień dłużej... że będziecie do siebie dzwonić w bujanych fotelach i opowiadać o swoich wnukach ;) ach i nic już więcej nie napisze bo już się totalnie rozkleję! Ściskam mocno!! ;)
OdpowiedzUsuńNO ja to w fotelu bujanym raczej nie wyląduję ;-) Wiesz ja mam dalece rozbuchaną chorobę lokomocyjną i nie mogę huśtać się np. na huśtawce i nie mogę bujać się w fotelu bo od razu na wymioty mnie zbiera hahaha . no widzisz i Twój obrazek zburzyłam jednym zdaniem ;-)) No ale przynajmniej więcej o mnie wiesz :-)))
UsuńŚciskam was mocno Karolinko :-)
To w takim razie będziesz siedzieć w zwykłym fotelu i robić na drutach ;) ha!
UsuńWitam. Wgryzlam sie w blog dzięki Anielskiemu zakatkowi. Ech... Zdjęcia piękne. I życie. Normalne. Nie mogę słów znaleźć. Tylko : czapki z głów. Skąd ta siła w takiej filigranowej osobie? Podziwiam. Idę zbierać swoją siłę. Gdzieś ją może wymiotę z kątów. Albo ze spaceru z psem nocnego. Albo z objeć synka kiedy budzi się w nocy i tak bardzo mńie potrzebuje. Idę. Pozdrawiam. I obwieszczam, że rozgoscilam się tu na dobre. Czytać będę. I już.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za takie miłe słowa :-) Za wielkie jakby .. bo te czapki z głów.. no jakoś mi nie pasują ;-) A siła.. siła to kwestia spojrzenia :-) Ja swoją właśnie rozwijam intensywnie.. jednak nie poprzez podnoszenie ciężarów a przez prozaiczną: wiarą w siebie i szacunek do samej siebie i lubienie siebie. Od tego zaczyna się cała siła człowieka według mnie :-)
UsuńBardzo serdecznie witam i cieszę się bardzo, że rozgościłaś się :-) Pozdrawiam i do usłyszenia :-)
pieknie piszesz i w myslach mi czytasz..bo ja ostatnio mam ochote i o przyjazni i o roznicach kulturowych....tylko jak widac z komputerem do ladu dojsc nie moge! i juz wiem, kim jest Dona ktora ostatnio do mnie zaglada..i myslalam , ze o zielonej torbie bedzie...i jak innym i mi malo, a na Twojego kazdego posta czekam z niecierpliwoscia...pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa.. za to że zaglądasz tu do mnie często :-) Tak, to ta Dona :-) WIdziałam, że do Ciebie wpada czasem :-) Pozdrawiam i do usłyszenia :-)
UsuńŁączy Was wyjątkowa relacja, ja myślę, że to może coś takiego, że ma się kogoś tak mocno w sercu, że mozna z nim parę miesięcy nie gadać a jak sie zadzwoni to robi sie tak ciepło i rozmowa toczy sie tak jakby przed chwilą zaledwie się przerwała. Ja mam taka przyjaciółke od 20 lat. Wiele nas łączy i sporo dzieli ale jak sie spotkamy to ja czuję, że ciągle mam 16 lat.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Tak Iwona .. tak tak tak :-) Właśnie tak mam z Doną. Jak tylko ją widzę to nie ma żadnego zmieszania, nie ma słów typu: jak tam? od razu jest przechodzenie do rzeczy :-) I jakby przed chwilą skończyła się nasza ostatnia rozmowa.. dokładnie tak.
UsuńPozdrawiam Cię Iwona :-)
Cudowna taka przyjaźń na zawsze, na dobre i na złe. A Ty o niej piszesz tak pięknie, że czuję Twoją więź jaką masz z Doną;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ola :-) Ściskam was i pozdrawiam :-)
Usuńooo ja Cię jednym tchem przeczytałam gdzieś w przerwie trzeci raz już czytanej ksiażki Dom nad Rozlewiskiem,po poście Jullitki bo Wy jakoś zawsze w jednym czasie te posty dodajecie,a że Was obie uwielbiam to się jak głupia powtarzam,bo coż innego ja mogę napisać oprócz tego że uwielbiam?
OdpowiedzUsuńale mało, mało mi Iwonko nie dosyt czuję:( już tę książkę odłożyłam na bok,a tu koniec!!! ja Twoje posty chłonę,chłonę i nachłonąc się nie mogę!
piękna przyjazn takie dwie skrajnosci zupelnie jak ja i moja Moniczka i Elusia,to chyba tak jest że ogień i woda w przyjazni często wspólny język znajdzie!
piękna Ty w tych Włochach:) i Donatka też:) taka Twoja !!!
ściskam mocno!bardzo mocno!!!:*Kochana!!!
A ja jak ściskam CIę!! Mocniej mocniej niż Ty mnie :-)) Mówisz że Donatka taka moja?? :-) Miło jej będzie pewnie hahahaha ;-) No ostatnio z Julitą jakoś tak się składa, że te posty jednocześnie ;-) A jeszcze ja za tydzień planuję nasz nowy mebel wstawić a podejrzewam, że Julita też planuje to samo hahahahah ;-)) Tak jakoś się składa i całe życie tak się nam składa masę rzeczy i dla mnie to ... to magia i jakieś niesamowite coś.. co trudno nazwać aż :-) Pozdrowienia dla Moniczki i Elusi i dla całej waszej rodzinki :-)
UsuńPrzeciwieństwa się pryciągają :))) Uściski przesyłam!
OdpowiedzUsuńJa też uściskuję :-))
UsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńczytając zaśmiewałam się. Widziałam Donkę wyraźnie. Dopiero niedawno wyrzuciłam z piwnicy sterty starych kolorowych gazet, które Donka tam trzymała bo nie potrafiła się ich całkowice pozyć. A to Twoje chrapanie-wiele dla niej znaczysz jak to wytrzymała.hahaha
Ewa
(stara sąsiadka Donki)
No witaj Ewa :-) nie musiałaś się podpisywać bo ja doskonale znam Cię z imienia i nazwiska :-)) Miło mi, że tu zajrzałaś :-) Pozdrawiam CIę bardzo serdecznie :-)
UsuńPiękne wspomnienia, piękne przyjaźnie Ci się "przytrafiły". Zazdroszczę...
OdpowiedzUsuńno piękne no :-) Pozdrawiam Sówkę :-)
UsuńIwonko! Byłam, czytałam, zachwyciłam się.
OdpowiedzUsuń:-)) Dziękuję :-))
OdpowiedzUsuńWidzę,ze masz szczęście do cudnych przyjaźni...:) Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńJa też Cię pozdrawiam :-) Mam szczęścia w życiu ogólnie całą masę :-)
UsuńPięknie napisałaś tego posta.Myślę ,że każdy chciałby o sobie coś takiego przeczytać, jak TY napisałaś o swojej przyjaciółce.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) A ja myślę, że każdy chciałby mieć tyle zdolności w rękach by takie piękne woreczki robić jak Ty :-) i inne cudowne rzeczy! Pozdrawiam Cię bardzo bardzo serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńMusialam sie usmiac, ale bardziej o "cholernym kranie", bo ja tez mam ciezkie poczatki jezykowe z moim mezem, a teraz nawet idzie, chociaz najbardziej i tak mnie rozumie jak tupne noga, pokarze palcem drzwi i powiem "won" (mimo, ze nie mamy najmniejszych juz problemow z komunikacja slowna). Wtedy on dopiero mnie zaczyna sluchac, bo inaczej przelatuje mu kolo uszu, ale on oaza spokoju i nigdzie nie widzi problemu, wszystko przeciez jest latwe do rozwiazania.
OdpowiedzUsuńI jakis taki oporny jest do nauki polskiego, mimo, ze nasz starszy syn nawija znakomicie w obu jezykach. Wygodny jest.
Przyjazn piekna, ale taka powinna byc, niewazne co, ale zawsze razem. I chyba to sie ma do siebie, ze przeciwienstwa sie przyciagaja niewazne czy to w przyjazni, czy w milosci, bo od razu czlowiek sie uzupelnia. Zmieniac sie nie musi, ale uczy sie wielu innych rzeczy.
Pozdrawiam Edyta Koch
Ja też Cię Edyta pozdrawiam bardzo serdecznie :-) No mój mąż taki jakiś, że niczym się nie denerwuje i wszystko spokojnie i powoli a ja jakiś taki szałaput w tym wszystkim! ;-) No ale chyba pięknie się uzupełniamy zawsze :-)) Dziękuję, że zajrzałaś i podzieliłaś się cząstką historii swojej :-)
UsuńMysle ze nie na szarym koncu komentarzy bo pewnie bedzie ich wiecej pod tym cudownym postem.. a ja zupelnie z innej beczki.. nie tak pieknie jak ty.. ale skromnie.. skromnie ale z glebi serca mojego i haneczkowego-- DZIEKUJEMY!!!! Za to co zrobilas dla nas.. dla Hanuli mojej.. jestes tak wielka jak odleglosc km ktora nas dzieli.. takoz same masz wielkie serduszko.. albo i jeszcze wieksze... Czary marysiowe podzialalo.. jak i twoje czary mary.. ktore zaowocowalo wieksza kwota na koncie.. chyba juz wiesz o czym pisze.. :-) serdeczne usciski i buziaki od nas... Pozdrawiamy goraco! Pisz i nic nie skracaj.. skracanie zostaw krawcowym:-) buziaki:-)
OdpowiedzUsuńAle się popłakałam.. Marzenko dziękuję, że tu do mnie zajrzałaś.. bardzo się cieszę że choć minimalnie mogłam przyczynić się do uśmiechu na buźce Hani. Pięknie ujęłaś to o skracaniu :-) Zajrzę na wasz blog jeszcze dzisiaj. Przesyłam moc uścisków! :-)
OdpowiedzUsuńAleż ty jestes skromna dziewczyno:-) swoja droga marysiowe prace są warte kazdych pieniędzy- to fakt:-) połączyłyśmy przyjemne z pozytecznym:-) przyjemnosc i pozytecznosc bedzie miec hanula na i z rehabilitacji, ja przyjemnosc ze moglam Was choc wirtualnie poznac.. ty przyjemnosc z pomocy i noszenia koszulki-tudziez i praktycznosc a marys przyjemnosc z pomocy, wykonania pracy dla ciebie i w ogole juz sie pomieszalam... :-) he, he.. dziekuje za odwiedziny u nas- zapraszam czesciej i dziekuje za mile slowa:-) pozdrawiam raz jeszcze:-)
Usuńno rzeczywiście pomieszane te przyjemności i pożyteczności ;-)) Mi też niezmiernie miło jest, że was poznałam :-) lecę do was zapisać się do obserwatorów bo chyba właśnie uświadomiłaś mi że zapomniałam :-))
Usuńtak się fajnie to czyta po prostu:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
To nie tak ,żebym nie doceniała magii zawartej w słowach. Przecież słowa potrafią się układać w tak piękną muzykę ,jakby chociażby ta Twoja ale...to co niewypowiedziane miedzy słowami dopiero ma moc. Ale pisz , pisz dużo ,dużo bo wtedy tego co między słowami też jest więcej.Potrafisz to pięknie skomponować.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak piękne, wzruszające słowa Twe.. bardzo Ci dziękuję i oczy mam pełne łez.. a mam dlatego, że ja wiesz zawsze ukrywam wiele "prawd" pomiędzy wypowiedzianymi słowami.. w każdym z tych postów jest coś tylko niby dla mnie i może jeszcze dla Julity - mojej przyjaciółki - i tak kocham pisać najbardziej.. z podwójnym sensem i znaczeniem.. i jesteś chyba pierwszą osobą, która to zauważyła... (no oprócz tej mojej JUlity ;-) ) a przynajmniej pierwszą, która o tym mi napisała... ściskam Cię mocno :-)
OdpowiedzUsuń