Zamyślenia czas i tęsknoty także nadchodzi. Ameryka miód i słodycz. Mój mały raj. Odnalezione szczęście moje. Mój koniec tęczy. Moja iluzja czasem też.. taka zniekształcona interpretacja rzeczywistości. By żyć było lżej.
Bo Ameryka płynąca radością i dostatkiem, płynie też czasem goryczą, złością, bezsilnością. Nie raz płynie i łzą.
Zastanawiałam się ostatnio czy ja tak słabo tęsknie za moim krajem, gdzie przeżyłam prawie 30 lat życia, czy ja tak dobrze wyćwiczyłam udawanie.
Czy tak bardzo wiem, że inaczej nie mogę i układam skrzętnie scenariusze emocji, czy tak bardzo już przyzwyczaiłam się, że Ameryka stała się w końcu domem właściwym.
A Polska? A Polska..stała się krajem pochodzenia.
Jak to w ogóle brzmi?? Polska: kraj pochodzenia.
Przecież to tam poszłam do pierwszej klasy i zakochałam się w Arkadiuszu N. To tam poznałam moją przyjaciółkę w wieku 4 lat i to z nią przeżyłam moje pierwsze zabawy w szkołę, w zbijaka, w podchody.. To z nią omawiałam pierwsze biustonosze, buty na kaczuszce i miłosne uniesienia. I to z nią w tej Polsce naszej założyłam sklep w piwnicy naszego bloku i sprzedawałam słodkie żelki. Julita, czy ty pamiętasz, że one miały kształt pająków i ośmiornicy? A potem uciekałyśmy gdzie pieprz rośnie jak sąsiadka odkryła nasz biznes i postraszyła policją ;-)
To tam, w Polsce, odkrywałam pierwsze wyjazdy nad morze, na koncerty punkowe (tak tak punkowe ;-) ) i to tam nosiłam moje czarne glany a potem zielone Martensy. Tam poznałam mojego męża, urodziłam moje pierwsze dziecko. Tam żyje moja mama, mój ojczym, moje ciocie i wujkowie. To tam.
A tu jestem obywatelką innego kraju. A co jak wojna… ? a z kim ja wtedy będę, a przeciwko komu? A na lotnisku to mam mówić że Amerykanka czy Polka? A gdzie ja bardziej lubię uliczki? a las?
Pytania, których większość szczęśliwych Polaków nie zadaje sobie tu na co dzień.
Bo i po co? Po co mącić spokój, bezpieczne szkoły, bezpiecznie jeżdżące autobusy przewożące dzieci, opiekę zdrowotną na medal, i te śliczne domki na ślicznych osiedlach, i sklepy z milionem par jeansów.
Czasem to nawet zapominam, że mój angielski nie jest perfekcyjny, a nie jeden to powie nawet, że pozostawia wiele do życzenia. I zapominam, że tłumacząc coś tym moim angielskim, to na inteligentną to ja pewnie nie wyglądam.. a może chciałabym wyglądać czasem.
I chciałabym pokazać co myślę, czuję, jaka jestem… a czasem tak trudno nie swoimi słowami opowiedzieć emocje.
A jak mi brakuje szeptu za plecami… tego szeptu po polsku .. a nawet i szeptu obgadujących mnie ludzi..
- O jakie szpilki wywaliła, że to się w takich nie przewróci.. wariatka? czy zdrowie jej nie miłe? ooo matko Kryśka patrz, ona jeszcze w ciąży!
Tak brakuje..
I mojego ściszonego głosu gdy z mężem dyskutuję o codziennych i niecodziennych sprawach.. bo ściany mają uszy a sąsiedzi zdolności oratorskie.
Gofrów z bitą śmietaną tych jedynych polskich brakuje mi. Nie ma tu takich nigdzie!
I tych zapiekanek z rozpadającej się budki. Tych z samym serem tylko i keczupem za złotówkę.
A porzeczek i agrestu jak bardzo!! A papierówki.. to nawet już chyba smaku nie pamiętam.
I dzieci krzyczących z daleka "dzień dobry Pani"
Tylko na co dzień ja o tym nie myślę. Na co dzień nie tęsknię. Na co dzień nie zastanawiam się, nie rozpamiętuję, nie przekraczam granic postawionych samej sobie. Tak. Myślę, że gdzieś te granice stawiam sobie. Podświadomie.
Bo gdy wracam TAM….do Polski…to wszystko mi się podoba. I narzekająca pani Bożenka spod czwórki, i pies szczekający niemiłosiernie, że spać nie można. I kolejki w małych sklepikach, w których muszę postać chwilę i czasem wysłuchać co jedna sąsiadka myśli o drugiej. I ci ludzie prowadzący swoje małe spory o "płot", i małe mieszkanka znajomych, z małymi piekarnikami i dużymi pokojami.
Podoba mi się wszystko niepodważalnie.
A potem wracam do swojego salonu, macham sąsiadowi rzucając radosne - How are you. Obserwuję Animal Control, które podjeżdża do sąsiada, albo i do nas, bo pies szczeknął 8 razy za dużo…otwieram lodówkę wielką, z podwójnymi drzwiami i wyciągam polską szynkę i masło polskie i chleb polski z piekarni z Nowego Jorku.. swoją drogą to ile godzin musi ten chleb jechać tutaj? a dojeżdża całkiem świeży.
Za chwilę córka wpada.. szybko mówi zdejmując jeden but a drugi jakby w tym samym czasie rzucając prosto przed siebie.. mówi, a ja przez chwilę łapię każde jej amerykańskie słowo i tłumaczę w swojej polskiej głowie.
-chwilę, dziecko co ty do mnie mówisz?… ile razy mam ci kochanie powtarzać, że w tym domu mówimy po polsku! powiedz proszę po polsku…
- no więc byłam .. no w tej.. nooooo.. jak to się mówi.. no tam gdzie książki są na półkach..
- w bibliotece
- ooo tak, w bibliotece.. no i wyobraź sobie, że Max przyszedł i powiedział, że nasz Pan od…od.. mamo a jak po polsku powiedzieć : science?
- córeczko, science to są nauki ścisłe, chemia, fizyka, biologia, czy geografia.. nie wiem.. może też…
- mamo i jak ty sobie wyobrażasz, że ja powiem - pan od nauk ścisłych, biologi, fizyki i czego tam jeszcze?
- no tak córeczko.. rozumiem.. ale musisz..
- mamo idę do Melody bo woła mnie across the street..
Czy ja chcę bardziej dowiedzieć się co Max powiedział o Panu od nauk ścisłych.. czy ja bardziej chcę by moje dziecko mówiło po polsku? Zastanawiam się przez chwilę.. a potem to już lawina myśli słodko - gorzkich..
Bardzo zależy mi na polskości naszego domu, na tradycji, na przekazywaniu tajników wypiekania faworków moim córkom, na tradycji świąt polskich, na śmingusie dyngusie, na prima aprilis.. Ale tak samo bardzo zależy mi by moje dzieci były wolne, szczęśliwe. Byśmy my rodzice, wraz z dziećmi tworzyli naszą rzeczywistość. NASZĄ. Ani polską ani amerykańską.
Bo zawsze już chyba będziemy gdzieś po środku. Ja z zadumą, tęsknotą - taką nienazwaną, bo jakby nie na miejscu, z zamyśleniem i pamięcią doskonałą o Polsce. Będę siedzieć w swoim livingroomie przeglądając albumy i tłumacząc dzieciom co to jest trzepak.
I wysłuchiwać będę też:
- to oni maszyn do czyszczenia dywanów nie mieli?
- nawet gdyby mieli, to maszyna nie wchłonie piachu, który był pod dywanem bo z piaskownicy się naniosło..
- a piaskownica to wiem co to jest mamo :-) a tata Jenny ma maszynę, która i piach wchłania
- tak córeczko ale to nie to samo.. na maszynie nie powisisz głową w dół..
- mamo, a co ma czyszczenie dywanu do wiszenia głową w dół?
- dużo ma córeczko, nie wiesz nawet jak bardzo.
Mówić będę zawsze. Przekazywać, przedstawiać, zachęcać, tłumaczyć…a potem ściskać w sercu nadzieję, że coś z tego w ich główkach zostanie. Że moje wnuki może powiedzą do mnie kiedyś: cześć babciu .. bo jak to brzmi: hey Granny..no nie nie nie! .. nie brzmi wcale!
A może kiedyś sama zapragnie jedna czy druga by coś jej opowiedzieć.. a może ja panikuję?
Może nasz świat, stworzony wspólnie, z tymi pytaniami "mama, where is my shoe?" i odpowiedziami: "tam w szafie na górnej półce" jest światem doskonałym, o którym kiedyś moje córki będą tak samo opowiadać z zadumą i nostalgią?.. bo pewnie w ich domach będzie tylko język angielski.. nie będzie tego cudownego miksu, z którego śmiejemy się czasem do rozpuku.
- tatoooo, bo dlaczego można powiedzieć, ze bajka leci, a jak ja powiedziałam, że frunie to wszyscy się śmieli, a mama najbardziej i aż red była na buzi ;-)
Nasz dom. Our home. Czy to ma znaczenie? Znaczenie ma tylko to, że jesteśmy razem. Z tęsknotami, melancholią, może i smutkiem czasem.. ale razem.
I tworzymy swój piękny kawałek życia. Z bigosem w Święta i dynią w ręku na Halloween.
Moje rodzinne, polskie miasteczko
I miasto, w którym osiedliłam się potem...
Wybaczcie mi jakość zdjęć.. jeszcze wtedy nie zabawiałam się w fotografa ;-)
A to moja Ameryka
Ameryka dała mi bardzo wiele. Za tydzień upływa 9 lat jak jesteśmy tutaj. W Polsce żyłam 27. Oba kraje są moje :-)
I obym nigdy nie musiała odpowiadać sobie na pytanie: a co jak wojna?…
Czy ktoś to w ogóle doczytał do końca? ;-)
i.w.
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie bez mojej wiedzy.
A może po prostu obywatelka świata? Dusza Polska, w której i miejsce na Amerykę się znalazło? Własne tradycje, własna rodzina, własny dom. Sądzę, że wielu co mieszka tu w Polsce wcale a wcale nie dba o tradycje, nie celebruje, nie piecze faworków, a próbuje bardziej żyć "amerykańsko" i zamiast czekać na Boże Narodzenie nie mogą doczekać się Walentynek... więc kto bardziej tęskni, kto bardziej docenia i kto mocniej tą naszą Polską tradycję ma w sercu? Myślę, że trzeba po prostu żyć pełnie, ciesząc się wszystkim co nas otacza, patrząc radośnie w przyszłość pamiętając, że to przeszłość nas zbudowała i zapuszczać korzenie tam gdzie nam dobrze nie zapominając przy tym skąd jesteśmy. Serca mamy rozległe starczy miejsce i na Polskę i na Amerykę i może na jakiś inny kraj jeszcze co to kiedyś też będzie w myślach z etykietką DOM?:)
OdpowiedzUsuńA wiesz obywatelka świata jakoś mi nie brzmi.. dom kojarzy mi się z malutkim jakimś miejscem, ciasnym i przytulnym :-) a świat jakoś tak kolosalnie przy tym wygląda ..mój mąż po powrocie z pracy dziś przywitał mnie uśmiechem i słowami na ustach ".. taka jedna dziewczyna co skomentowała ma racje!" a ta dziewczyna to ty :-) bo on czyta mnie w telefonie najczęściej.. na lunchu czy w samochodzie .. no i komentarze czyta zawsze .. no i chodziło mu o to, że chyba na obczyźnie człowiek bardziej tą tradycję celebruje niż w kraju.. bo to tęsknota nas ku temu popycha. Bo z tej tęsknoty rodzi się potrzeba uczynienia czegoś, co by nas do kraju zbliżyło.. no wiesz takie trochę oszukiwanie siebie, że jestem bliżej kraju niż jestem rzeczywiście. Pięknie napisałaś żeby te korzenie zapuszczać.. tam gdzie dobrze nam, gdzie musimy, gdzie chcemy, ale żeby nigdy nie zapominać skąd jesteśmy. Zgadzam się w 100% :-) Dziękuję za komentarz :-)
UsuńJa doczytałam :)i mimo że post pełen rozterek wydał mi się radosny,bo czy nie lepiej być tam niż tu??Tęskni się zawsze a to do beztroskiej młodości,to do miejsca wakacyjnej podróży do widoków zapierających dech w piersi za wszystkim co dobre
OdpowiedzUsuńTo prawda! Tęsknota idzie w parze z zachwytem.. zachwycisz się.. a potem tęsknisz :-) Tak ten post chyba był radosny :-) Opisałam co czuję.. te kołaczące się myśli w głowie.. one takie właśnie są.. to na tak, to na może.. czasem i na nie. Ale bilans jest zawsze dodatni :-) KOcham oba kraje! :-)
UsuńJa też:). W Twoich słowach tęsknota i stabilizacja jednocześnie... W Twoich słowach stęsknienie i zgoda, ale chyba więcej tej zgody coś mi się wydaje. Piękne jest to Twoje-Wasze podtrzymywanie tradycji. Czasem nawet mi się wydaje, że bardziej celebrują ją właśni Ci, którzy wyjechali...
OdpowiedzUsuńA tu się tez trochę tęskni, bo skąd ja jestem? Z tego miasta, w którym mieszkam, czy z tego do którego wracam, tego gdzie skończyłam podstawówkę i liceum, a może z miasta, w którym studiowałam... Tu tez sa dylematy, ale DUŻO mniejsze.
Przy opowiadaniu o trzepaku roześmiałam się szeroko... Nie tylko agrestu i porzeczek, co do których nie miałam wątpliwości, ale i trzepaka brak...Poproś rodzinkę, może przyśle Ci krzaczki i spróbujesz posadzić, klimat chyba będzie sprzyjał?
A wiesz, że ja dziś cały dzień myślałam o tych krzaczkach!! o tym twoim komentarzu! Krzaczki można wysłać?? jakoś na to nie wpadłam! Klimat to jak najbardziej sprzyja! Tylko samolotem nie można roślin przewozić.. bez wyjątku.. bo co ja temu panu oficerowi powiem, że bez agrestu nie da się w Ameryce... a w ogóle jak agrest jest po angielsku, skoro go nie ma? ;-) Pomyśle za rok o wysyłce! Dziękuję za pomysł :-)) i za komentarz i odwiedziny :-)
UsuńIwona bo ja zapomnialam powiedziec ci czegos, co byc moze zmieni bieg historii haha Jest tutaj i agrest i porzeczki. Nie wiem czemu akurat w naszym rejonie nie sa tak popularne te owoce no ale sa:)
UsuńCO ty do mnie mówisz?? i że ty po prostu zapomniałaś?? a ja tu konam w bólach agrestowego odwyku?? no nie ładnie, nie ładnie ;-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI ja doczytałam :) bo poczułam się trochę jakbym też o sobie czytała. Ach te rozterki emigranta. 21 lat spędziłam w Polsce, pózniej mieszkałam w USA, teraz mieszkam w Irlandii Północnej. Każdy kraj po trochu jest mój, za Stanami tęsknię czasami i za Polską też, a jak jestem w Polsce to tęsknię za Irlandią i wyjeżdzając od rodziców mówię, że wracam do domu... Czuję się trochę jakbym swojej ojczyzny nie miała, bo każdy z tych krajów zrobił mi się bliski, ale w każdym z nich czasami czuję się trochę obco i smutno, nawet w Polsce. Czasami mnie dopadają skrajne uczucia, ale napiszę Ci szczerze, że nie tęsknie za tym szeptami za plecami. ;)
OdpowiedzUsuńZawsze i wszędzie staram się organizować swoją przestrzeń, w której i ja i moja druga połowa czujemy się dobrze i nie ważne gdzie ten nasz skrawek na ziemi jest, ważne ze się jest razem i jaką atmosferę się stwarza dla siebie, bo nawet w wnajmowanym mieszkaniu i na cudzych meblach można stworzyć swój dom. :)
Nie mam dzieci, więc dużo rozterek mnie omija, ale widzę jak na przestrzeni lat zmieniłam trochę zakres tradycji, który u mnie w rodzinnym domu był przestrzegany. Jest teraz bardziej po mojemu. :) No i mieszkając w Irlandii ciężko jest udawać, że sezon dyniowy nie kojarzy się tylko z jednym. Nawet mam maskotkę, czarnego kota w kapeluszu czarownicy przywiezioną ze Stanów. ;)
Miłego dnia! Uściski ślę. :))))
Dziękuję CI za ten piękny i długi komentarz :-) Kota w kapeluszu czarownicy masz? :-) pięknie :-) A te słowa, że nawet w wynajmowanym mieszkaniu i na cudzych meblach można stworzyć dom, dźwięczą mi w uszach.. bo to piękne słowa! Mądre. I czysta prawda. Jak to powiedziała pewna bardzo mądra kobieta: emigracja kończy się i zaczyna w nas samych. Do końca życia zapamiętam te słowa.. To my określamy emigracji stan i mieszkania w wynajętym mieszkanku..i stan ducha jak deszcz leje.. to wszystko my :-) Dziękuję, że wpadłaś :-)
UsuńZaraz sie rozrycze chyba tutaj. Boze jakie cudowne uczucie znalezc cos nagle miedzy slowami o sobie. Dziekuje
Usuńo tym samy pomyślałam z tym agrestem, co Ewelajna :)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się przy trzepaku, przy red policzkach już płakałam ze śmiechu! Po prostu cudowny misz masz
Ale wiesz, patrząc w ten sposób, to sama w sobie rodzina, nawet mieszkająca w Polsce jest przecież miszmaszem... W jednych regionach Polski na lesne jagody mówi się borówki, a w innych czarne jagody, te same pyry, czy ziemniaki - tez mają swoja nazwę. Domy z których wychodzimy z róznymi zasadami spotykają się "dwa w jednym" i niezależnie od miejsca pochodzenia, po miejsce zamieszkania tworzymy w tej naszej rodzinie mieszankę kulturową... Jedne zasady z jednego domu są "kosmosem" wobec zasad z drugiego i przecież czasem i te słowa takie inne, choc znaczenie nadajemy im to samo ;)
Mieszkając na mazurach mozna tęsknić za górami itd - mozna mnozyc przykłady najrozmaitsze. Tęsknota zawsze za czymś jest... Nigdy to nasze tu i teraz - gdziekolwiek byśmy nie byli nie bedzie pozbawione tęsknot - bo natura taka nasza roztęskniona i dobrze :)
Najważniejsze, że jesteście, że razem, że zdrowi i że możecie to kształtowac wg własnych zasad nadawać ważne znaczenia i budować swoją cudną historię!
Serdeczności
No widzisz a ja nie wpadłam na pomysł wysłania krzaczka!! Dziękuje dizewczyny za podpowiedź :-) Marysiu jak zwykle masz rację! Pięknie i mądrze piszesz o tych różnicach w rodzinach.. wszędzie! Dodajesz mi otuchy zawsze :-) A jutro robię twoją tartę wiesz? :-) Nie tylko otuchy zatem dodajesz ale i smaku mojemu życiu :-) Dziękuję za odwiedziny.. i cieszę się, że wracasz do nas pomału :-)
UsuńMój M. się ciągle dopytuje kto zrobił, kto zrobił, to my się już nie możemy doczekać :)))
UsuńJa najbardziej reakcji Twoich księżniczek, czy im będzie smakowała :)))
U nas ponoć maliny mają być do września, a ja co drugi dzień dorabiam nową foremkę, bo znika z lodówki w mig :)))
A z tą otuchą i radością - to bardzo się cieszę, bardzo...
Tak wzrusznie się cieszę ♥
może byc zwykłe masło - byle nie margaryna tylko tłuszcz mleczny miało w sobie minimum 70% :)))
Usuńwidzisz, ja piszę wg tego, co w tych naszych sklepach jest, śmietankowe ma taki delikatny posmak, inne są jakby "cięższe", ale tez wyjdzie. Moze nawet bardziej takie kruche :)
Już się cieszę na sama myśl - u mnie kolejna nowa w lodówce, i resztki poprzedniej i jutro znów będę nam sił dodawała czekoladą z malinami na tarcie - to się stał już taki przysmak, że kazdy chciałby jedną formę dla siebie!
I ja doczytałam. I łza mi się zakręciła w oku, tak z podziwu dla Was chyba. Bo ja bardzo przywiązana jestem do Polski. Nie ze względu na jakieś patriotyczne bardzo przekonania ale dlatego że mam tu wszystko co wypracowałam i chyba ogromnie bałabym się zmian a już na pewno takich zmian jak zamieszkanie w obcym kraju. Przyjaciółka moja mieszka od kilku lat w Londynie i ja mogę tam latać, lubię bardzo tam być, w tym mieście pełnym narodowości ale chyba nigdy nie mogłabym zamieszkać tam na stałe.
OdpowiedzUsuńMacie ogromne szczęście, jesteście razem i razem tam tworzycie rodzinę swoją własną, inną troszkę bo taką bogatą kulturowo:) Dla dzieci Twoich to dom jest i tak pewnie zostanie. A wszystkie "polskie" piękne zwyczaje zapamiętają dzięki Wam - rodzicom. Najważniejsze żeby były tam szczęśliwe i z Wami!
Wiesz Iza ja też miałam w Polsce wszystko co wypracowałam. Całe moje życie zostawiłam za sobą.. miałam mieszkanie własne, lokal w którym miałam biznes.. miałam przyjaciół, rodzinę, miałam ulubioną ławkę na Wisłą, ulubioną ciastkarnię, księgarnię.. miałam tam wszystko a tu przyleciałam po szczęście i materialne i sentymentalne (za Julitką ;-) ) Przyleciałam bo chciałam mieć więcej.. ale nie pieniędzy.. więcej możliwości by pieniądze zarobić i by dzięki temu móc w życiu więcej zobaczyć, poznać, o większych sprawach zamarzyć :-) Bałam się szalenie.. ale czułam w środku, że taka jest moja droga.. a siebie człowiek musi słuchać najbardziej :-) Dziękuję za komentarz i odwiedziny :-) Ja też kiedyś mówiłam, że w życiu zamieszkać bym w USA nie mogła .. a życie swoje ;-)
UsuńI podziwiam Cię za to, wiesz? Że chciałaś się bardziej rozwinąć,że pragnęłaś dać swojej rodzinie coś więcej niż mogli mieć w Polsce. Że język inny, ludzie, świat... Mimo strachu poszłaś tą drogą którą miałaś iść:) I wykorzystajcie te możliwości jakie daje Wam Ameryka na maxa! Pełną parą! Tam jest inaczej, wiem. U nas jest pięknie i tam jest cudnie! Bo każdy musi znaleźć dla siebie jakieś miejsce na ziemi...
UsuńA ja nie moglam doczytac... Doczytalam oczywiscie, ze tak ale nie od razu...zaczelam juz rano z telefonu, na przystanku jak moje dziewczyny bawily sie nie w berka a w tag..a potem w domu z kilkoma podejsciami..
OdpowiedzUsuńNie moglam bo za duzo emocji, ten temat dla mnie taki ciezki... tak mocno mnie dotyka... Nie jestem w stanie nawet skomentowac jego konkretnie bo poplyna mi lzy a juz mam na oczach maskare :):):)poza tym nie chce plakac dzisiaj :):)Dzisiaj nie jest odpowiedni dzien na plakanie;)
Zaraz jade do ksiegarni, w ktorej te ksiazki taki cudownie wydane, ksiazki kucharskie takie mistrzowskie ale...no wlasnie nie po polsku. Uwielbiam tu duzo rzeczy...tak naprawde to chyba wszystko tu uwielbiam.. i co najwazniejsze uwielbiam ludzi tutaj. Sa zyczliwi, a ten amerykanski usmiech o ktorym czesto sie mowi nie jest sztucznym usmiechem nic a nic. Bo ludzi sa zyczliwi tutaj, bo w relacjach , w biurach, w szpitalach chodzi zawsze o CZLOWIEKA. I ciesze sie ze moje dzieci urodzily sie wlasnie TUTAJ. Ciesze sie. Tylko jak jest mecz w POLSKA- USA to my z W.(M:)) za Polska a dzieci za USA, tylko to ze ciagle musze powtarzac, ze mowimy po polsku...itd itd.. Ale jest w tym i piekno wlasnie. To ze nasze dzieci znaja dwa jezyki, dwie kultury, ze w Polskiej szkole ucza sie o Krakowie, to ze i dynie i oplatek ... ok:):):).. to ja bede leciec:)
Jeszcze tylko napisze, ze napisalas to przepieknie :)
Wiem Julitko wiem .. wszystko wiem.. i ja już to wczoraj wiedziałam jak ty to będziesz czytać, że... no ty wiesz...Ja też Amerykę uwielbiam, kocham i nie chcę z niej uciekać.. tylko te myśli czasem krążą po głowie wiesz.. tak po ludzku. I ja doskonale Julka wiem, że te uśmiechy nie są sztuczne! Przekonałam się, że nie są! I ja wiem też, że Ameryka nie jest kiczowata! Ona jest po prostu naturalna! Ludziom jak się spodoba czerwona wielka kokarda to ją sobie powieszą nad drzwiami, albo na głowie czy nie wiem na łapie psa! Bo oni nie myślą: co na to sąsiad! Dla nich ważne jest : co na to ja! I to mi się bardzo podoba i milion rzeczy jeszcze :-) A twoją złotą myśl: "dzisiaj nie jest odpowiedni dzień na płakanie" zapisuję sobie!! Cudowny cytat i chciałabym mieć taki na deseczce :-)) Piękne :-) Ściskam :-)
Usuń:) znalazłam gapa jedna ;)
OdpowiedzUsuńSerdeczności przesyłam raz jeszcze :*
Dziękuję :-) i za słowa twoje w mailu dziękuję bardzo też. Wiele dla mnie znaczą, naprawdę :-)
UsuńO Iwonko!! O Iwonko!! Jakbym mogła tu zaklnąć to bym to zrobiła.. Bo żesz kurde mać... brak mie jest tu słów na to.. po prostu brak... Idę podzielić się z ludzimi tym na swoim fejsie. Coś niezwykłego. Coś niezwykłego...
OdpowiedzUsuńJulka dziękuję Ci bardzo bardzo bardzo :-) Za te pourywane zdania Ci dziękuję i za te kurde mać, które i tak czytam tak jak powinnam ;-) I za Ciebie całą dziękuję :-) Julicie bo to u niej Cię znalazłam i jak ja się cieszę, że dane mi było :-) Buziaki :-)
UsuńJa dopiero przeczytałam 5 zdań a już oczy pełne łez... Potem zaczęłam się śmiać ;) Tak głośno, że mąż zapytał co się tak cieszę do komputera. No i zaczęłam mu czytać śmialiśmy się razem po czym wpis się skończył i znów wróciłam do szarej rzeczywistości... a było tak cudownie przez chwilę ;) Idę czytać jeszcze raz!
OdpowiedzUsuńOch Karolino Karolino :-) Jak ja się cieszę, że i rozśmieszyć umiem ;-) a myślałam, że tylko sentymentalne wzloty mi wychodzą jako tako ;-) Pozdrawiam was bardzo mocno :-) i dziękuję, że czytasz i wpadasz do mnie często :-)
Usuńja ostatnio duzo czytam, wiec nie moglo sie obyc bez lektury takze Twego wpisu Iwonko ;-) i tak, dotrwalem do konca ;-)
OdpowiedzUsuńnajbardziej niezwykle jest dla mnie to zdjecie jak stoisz z dziewczynkami pod nasza klatka ;-) dlugo Cie tam nie widzialem ... ;-)
Kamil łza mi popłynęła jak przeczytałam słowa twe : pod NASZĄ klatką ... boże kochany przecież ta klatka jest nasza! I Twoja i moja i Julki, i Anety Ch. I Beaty Z. I Sylwii W. I Iwony W i Agnieszki S ... matko ja imion chłopaków nie pamiętam! Paweł był i Jacek chyba.. tak Jacek W :-) I Krzysiek W i Robert i .... o matko.. ale dałeś mi Kamilu wspomnienia :-) Dziękuję Ci ja :-)
UsuńNie no, ide stad. Ta NASZA KLATKA mnie dobila:)
UsuńCiebie czyta się jednym tchem.
OdpowiedzUsuńTęskni się za tym czego nie ma.
Tęskni się za tym co było, co przeszliśmy, czego doświadczyliśmy.
Ja mieszkam tylko 60 km od mojego miejsca w którym żyłam 30 lat, a od 5 lat wspominam, tęsknię, rozmyślam za przeszłością, bo miejsce zamieszkania jest przeszłością.
Ale Ty to świetnie wszystko napisałaś, ja wiem co chciałaś nam powiedzieć:))
Dziękuję Olu :-) za słowa i za odwiedziny i za to, że wiesz co chciałam powiedzieć :-) Boże 60km.. jak pomyśle to mi serce aż zaboli.. tylko 60km ;-) Ja mam jakieś 8 tysięcy.. może i 9. No ale wiem jak jest.. jak jesteś 60 to te 60 jest daleko a 5 blisko ;-) Pozdrowienia :-))
UsuńNo nie żartuj :) Jednym tchem przeczytane :) Ja zazdroszczę odwagi, że zostawiłaś wszystko i ruszyłaś w świat. Myślę sobie często, że nie tęskniłabym za naszym krajem, ale potem czytam że tylko w Polsce mamy taki pyszny chleb, i gofry, i zapiekanki i milion tylko naszych rzeczy...
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać o różnicach, o różnicach kulturowych i jakichkolwiek, czy to wszyscy tak mają czy tylko ja? Może to z racji zawodu - jestem nauczycielem j. angielskiego ;) I teraz będę moim uczniom sprzedawać takie ciekawostki "a wiecie, że w Stanach nie ma agrestu i gofrów, i grzybów?" :D
Więc uprzejmie proszę o więcej :)))
Buziaki
I jeszcze zapomniałam napisać, że marzyła mi się taka amerykańska skrzynka na listy, już miałam kupić, niestety nie jest ona na nasze polskie warunki :(
UsuńAle numer :-) no że jesteś nauczycielką j. angielskiego :-)))) agrestu nie ma i porzeczek ale grzyby gdzieniegdzie są .. ale kurek nie ma moich ulubionych :-) no i ten chleb!! no za tym tęskni się najbardziej! i nie znają ogórków kiszonych i wielu rzeczy.. jak mi się przypomni to napiszę ci ;-)
UsuńTo juz 6 lat jak mieszkamy na obczyznie, mamy trojke wspanialych dzieci. przyjechalam do meza, za mezem ktory pracuje tu juz dluzszy czas, tu urodzila sie dwojka dzieci.
OdpowiedzUsuńStarsza corka po przyjezdzie TuTaj miala problemy z aklimatyzacja w przedszkolu, strasznie tesknila za dzadkami, ogrodem , piaskownica za wszystkim. Po roku corka jakos choc ciezko ogarnela ta cala obca rzeczywistosc. Teraz chodzi do szkoly radzi sobie niezle.w domu rozmawiamy po polsku, corka automatycznie umie przestawiac sie z jednego jezyka na drugi,raz w tygodniu chodzi na lekcje polskiego. Dwojka naszych mlodszych dzieci chodzi do przedszkola, ale jest inaczej bo tu sie urodzily ,wychowaly.Nie znaja tego co ich siostra. A teraz o mnie... wiem ze tutaj jest lepiej, jest praca , jest inna pomoc dla rodzin z trojka dzieci, lekarz ktory z poczatku wydawal mi sie beznadziejny(pisze to jako pielegniarka) po czasie wydal sie mi bardziej przyjazny,pomocny,zaczal inaczej niz w Polsce leczyc dzieci,na plus.
tutaj mam wszystko i nie mam nic.Tutaj zawsze bede OBCOKRAJOWCEM, w przedszkolu,w szkole, w sklepie ,w pracy. Ale mam cos co daje mi sile. Ta sila to dom ktory budujemy w Polsce. To dom i wizja dzieci w ogrodzie, rodziny blisko nas napedzaja mnie co rano. Chociaz nie wiem co ta Nasza Polska przyniesie, jakie trudy i zmagania,
ale nareszcie BEDE U SIEBIE.
Widzę, że wiele mamy wspólnego! Ja jestem tu nie 6 lecz 9 lat. Dzisiaj mija 9 :-) No ale urodziłam dwoje dzieci tutaj, starsza córka urodzona w Polsce miała problemy językowe w przedszkolu.. i aklimatyzacyjne.. Teraz córka jest już w szkole, w tym roku druga poszła do szkoły a najmłodsza w przedszkolu jest.
OdpowiedzUsuńWiesz, nie wiem gdzie jest twoja obczyzna.. ale tu w USA obcokrajowcem nie czujesz się tak bardzo.. bo cała Ameryka to zlepek kulturowo- narodowościowy.. co druga osoba mówi z akcentem.. no i Amerykanie nie traktują emigrantów inaczej niż nie emigrantów.. no są pewnie wyjątki ale ja się raczej nie spotkałam przez te 9 lat z żadną dyskryminacją! owodzenia życzę wam w budowie wymarzonego domu :-) Dziękuję za odwiedziny :-)
Iwonko, pozwalam sobie na odrobine prywaty- zachęcona przez pewną dobrze znaną Ci niejaką "D"(polską emigrantkę we Włoszech, która na FB umieściła link do Twojego bloga- nie mogłam nie zajrzeć :-)I cieszę się, że to zrobiłam. Bez kurtuazji, naprawdę, świetny styl- taki z duszą, emocjami, wzrusza i daje do myślenia. Nie wszytko jeszcze przeczytałam, ale będę zaglądać regularnie for sure :-). Pisz, dziewczyno zza oceanu, bo chce się czytać dalej...
OdpowiedzUsuńŚciskam Cię ze stolicy Twojego "kraju powodzenia" i wszystkiego najlepszego w "kraju osiedlenia", czerp z tego co najlepsze z nich obu!
koleżanka ze studiów Renata B(dawniej L):-)
Dziękuję Ci bardzo ze te twoje słowa Renatko :-) Jak tak czytam, że ja mam w ogóle jakiś styl.. a już to, że on i z duszą i wzrusza.. i emocje.. i do myślenia daje.. matko za dużo tego, żeby to ogarnąć!! I cieszą mnie takie słowa.. ale czuję też jakieś niedowierzanie ;-) Ja i styl... to jakieś takie niemożliwe przecież ;-) Dziękuję raz jeszcze, że zajrzałaś, i że będziesz wracać..bo to że zajrzałaś to jedno, ale że masz ochotę tu wracać , to już szczyt wzruszenia dla mnie :-)) Pozdrawiam Cię gorąco! :-)
UsuńOj jak ja wiem co czujesz. Wracaja dziewczynki ze szkoly i mowia do siebie po angielsku: kochane jestesmy w domu, mowcie po polsku: OK mum ;)
OdpowiedzUsuńCzytam bajki po polsku, przytaskalam w bagazu z wakacji dekoder polskiej telewizji: mamo czemu oni tak dziwnie mowia w telewizorze? Mamo co to za wyraz, a ta kropka nad o?
Chcemy lepszego zycia dla dzieci, w sumie po to tu jestem by im bylo lepiej, ale tesknimy. Dziewczynki za dziadkami za sadem i wielkiej piaskownicy na srodku podworka, ja za przyjaciolmi, malymi galeryjkami regionalnych artystow, za zapachem lasu i suszonymi grzybami jesienia rozlozonymi na blasze w letniej kuchni.
Jedyne co nam pozostalo to nei zatracic tu tradycji, wartosci ktorych tu czasami brak, bo wszystko szybko, bo wszystko byle zdobyc, byle miec.
Sciskam mocno i pozdrawiam. Iza
NO tak z reguły jest.. że wszystko szybko, wszystko byle mieć, byle coraz więcej i lepiej.. ale to chyba też naturalne takie.. kiedyś wystarczyła mi sofa z ikea, teraz już wolę R&F (taka tam firma stylowa) i tak ze wszystkim.. ale wiem i czuję, że samo mówienie o tym już w nas tą Polskę pielęgnuje.. takie właśnie dyskusje - jak z tobą teraz. Bo kolejny raz pomyślałam znów przez chwilę o kraju w którym się urodziłam. Znów przypomniałam sobie sady i piaskownicę.. i może moja podświadomość po raz kolejny mnie ku czemuś popchnie, właśnie dlatego :-) Dziękuję Iza za odwiedziny i ściskam jak emigrantka emigrantkę ;-)
OdpowiedzUsuńJejku, jak milo popatrzec na te zdjecia z malego miasteczka :) Jak ja bym sie tam na chwile przeniosla, w stare dobre czasy! Bo ja, mimo iz mieszkam ok 100km od naszego miasta, to momentami rownie mocno za nim tesknie jak Ty te tysiace km dalej. Dziecinstwo, szkola - to te wspomnienia kocha sie tak bardzo...
OdpowiedzUsuńI wiesz, lubie bardzo czytac o Ameryce w Waszym wydaniu :), bo taka Ameryke wlasnie poznalam: kolorowa, wygodna, usmiechnieci, serdeczni, otwarci ludzie. Za tym tesknie. Polacy niestety, maja pewna fatalna ceche, ktora pisarz Melchior Wankowicz nazwal: kundlizm (cos w stylu: "oby tylko sasiad nie mial lepiej niz ja"). Trudno sie z tym zyje, jesli samemu sie nie zadrosci, nie ma sie zawisci wzgledem drugiego czlowieka i nie zyczy sie niczego zlego drugiemu.
Trudno sie tez zyje z regularnymi wiadomosciami o korupcjach, aferach w sluzbie zdrowia, podwyzkach. Ale na szczescie to tylko momenty, kiedy czlowiek westchnie, moze i sie nieraz zasmuci. Bo najwazniejsze, aby obok byli Ci, ktorych sie kocha, dla ktorych zyjemy i idziemyz nimi dalej i dalej. Piekne przeslanie: "Z tęsknotami, melancholią, może i smutkiem czasem... ale razem". Notuje sobie w myslach na zawsze!
Bo, żeby nie zazdrościć Moniko, trzeba najpierw pogodzić się samemu ze sobą. Jak człowiek pogodzony ze sobą to nie musi niczego zazdrościć.. wie, że w jego rękach cały świat więc nie ma co zazdrościć, trzeba brać się za działanie :-) Oczywiście taka zdrowa zazdrość jest wręcz potrzebna .. ale ludzie często są zawistni.. a to już prowadzi donikąd.. i masz rację, że my to najbardziej za tym dzieciństwem beztroskim tęsknimy ;-) i nie ważne czy w Ameryce .. czy 100km od "domu" tęsknota podobna.. bo nic już nam nie zwróci tego dzieciństwa ;-) Dziękuję za odwiedziny :-)) Pozdrowienia mieszkanko małego miasteczka i pięknego bloku na pewnym osiedlu :-)
UsuńEmigracja....sama nie raz sie zastanawiam gdzie dom moj jest,i pocieszam sie w myslach tlumaczac sobie,dom moj gdzie serce moje,ale tesknie za ta Polska Nasza,chlebem ktorego najabrdziej mi brak,drozdowkami z makiem lub serem...orzechami wloskimi tymi co we wrzesniu mozna z tej zielonej skorki obierac,andrutami kaliskimi,i goframi oj tak zdecydowanie rowniez tesknie,bo tylko w Polsce takie dobre!i tak sobie mysle ze to Nasze Polskie jedzenie najsmaczniejsze,pewnie dlatego zesmy na nim wychowani.Gotuje Polskie obiady,ale w Poslce nawet one inaczej smakuja...Jade tym autobusem i nawet za tymi dewotkami tesknie ktore w Polsce mnie na ogol irytuja,ze im nawet nikt miejsca nie ustapi w Polsce by sie Kobiecina upomniala;)a tu stoi i usmiecha sie do tego gowniarza,co trzyma nogi na drugim miejscu,zujac gume...i sama nie wiem co mnie bardziej irytuje,czy to gowniarstwo beztresowo chowane czy te babcie ktore nie raz wiecej sily maja,a wyklocaja sie nie elegancko o to co im sie niby ma nalezec z racji wieku.Tesknie za ta Polska oj tesknie,a bedac w Polsce tesknie za ta moja Irlandia...bo wszedzie dobrze gdzie Nas nie ma:) ale wroce do tej Polski Naszej kiedys...lub gdzie inadziej emigruje,po lepsze zycie.Bo przeciez dom nasz tam gdzie....................!Pozdrawiam Cie mocno :)
OdpowiedzUsuńooo tak.. zapomniałam o drożdżówkach!! i samemu można zrobić niby przecież.. ale to nie te same i tak drożdżówki.. z makiem najbardziej lubiłam. Obiady też inaczej smakują, zgadzam się! Bo mięso mielone nie takie.. schab inny.. a i owoce, warzywa.. wszystko inne..
UsuńAle to racja, że zawsze fajniej tam gdzie nas nie ma ;-) to chyba naturalne takie wręcz.. Najważniejsze jest to Paulina, by się czasem zatrzymać i nad tym zastanowić.. nad tą emigracją, nad tym naszym życiem tu i tam.. to często pomaga, oczyszcza emocje.. ale też nadaje znaczenie, takie znaczenie poprzez niezapomnienie. Ja kocham o tym moim kraju pochodzenia mówić, opowiadać, zastanawiać się, omawiać z Amerykanami różnice.. to właśnie mnie cieszy, że mam chwilę by o tym pomyśleć :-) Czasem te myśli i bolą.. ale jednak bilans jest na plus :-)) Dziękuję za odwiedziny i za komentarz długi i taki jak lubię- dający do myślenia :-) Pozdrawiam
Jezu cudna skrzynka na listy! :) ale ja nie o tym w sumie chciałam:) chciałam powiedzieć, ze uwielbiam Cię czytać, taką nostalgiczną i refleksyjną:)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :-) Dla mnie to słowa powalające mnie do samej ziemi :-) bardzo miło mi :-)
Usuńa ja sobie jeszcze raz przeczytalam i chlonelam kazde slowo...powoli usmiechajac sie pod nosem,tak samo jak moje dziecko spiace w kolysce:)i tak czytam i przekladam na swoje zycie i z reka na sercu stwierdzam,ze tesknimy za tym samym i pewna jestem ze nie jedna Nas bedaca tak daleko od Polski.A z angielskim w pracy My Polki musimy rozmawiac miedzy soba po angielsku,i pozniej dzwonie do tej Naszej Polski i sie wygegac poprawnie nie potrafie bo im mowie ze na holiadya za tydzien lece a nie na wakacje,albo czekaj chwile bo mi dziecko w livingroomie placze;)ten Nasz Polsko-Angielski w moim przypadku zaden juz poprawny!uciekam juz bo za chwile trzeci komentarz napisze:)bo cos mi sie przypomni:)
OdpowiedzUsuńWitaj ponownie Paulinko ;-) Nawet nie wiesz jak mi miło, że jeszcze raz przeczytałaś! ;-) Już to może gdzieś w komentarzach czytałaś, że ja karmię się takimi słowami :-)) że ktoś mnie 2 razy przeczytał! no cudowne uczucie :-) Ja jak dzwonię do Polski to bardzo staram się mówić tylko po polsku.. ale wiadomo, że czasem się nie da ;-) Jakoś automatycznie lecą te słowa... ale to już trzeba nam wybaczyć po tyle latach ;-) a komentarzy pisz ile chcesz! bardzo mnie każdy cieszy :-) Dziękuję Ci! :-)
UsuńOj Iwonka, Iwonka! A ja zamiast isc grzecznie spac to siedze przed komputerem i roczytuje sie w tym Twoim pieknym pisniu. I powiem Ci, ze I'm shocked (ten nasz polsko-angielski, prawda?), ze dziewczyna, ktora pamietam w tych glanach, a moze martensach?, sluchajaca punkowej muzyki tak pieknie pisze. Achhhhh....
OdpowiedzUsuńMnie minelo 13 lat...I moje starsze dziecko idzie jutro pierwszy raz do Polskiej Szkoly. I Moja Mama ja zaprowadzi, bo ja musze byc w pracy, ale mniejsza z tym. Wazniejsza jest reakcja mojego dziecka - totalna histeria!!!! - bo przeciez Ona nie moze pojsc do Polskiej Szkoly, bo Ona nie wie jak sie czyta i pisze po polsku i na moja odpowiedz, ze wlasnie dlatego idzie do Polskiej Szkoly, zeby poisac i czytac po polsku odpowiada, ze wcale nie chce... I serce mi sie kraja, choc ja jakos nie bardzo tesknie do "kraju pochodzenia" to troche boli. Bo bym chciala, zeby wiedzieli co to Wigilia (ta tradycyjna z postem), Jaselka, Lany Poniedzialek, czy chocby Wszystkich Swietych (urodziny mojej corki:)) i wiele innych swiat, zwyczajow czy obyczajow. Ale wybralysmy inny kraj i niestety nie wszystko jestesmy w stanie przeniesc. A poza tym w tym starym kraju tez juz wiele rzeczy nie jest tak jak bylo kiedys. Ludzie tez juz swietuja troche inaczej, bardziej powiedzialabym "liberalnie". I czasami zastanawiam sie, czy my (na obczyznie) przypadkiem nie kultywujemy tej naszej tradycji bardziej niz jest to robione w starej dobrej Polsce.
Co do jezyka to mysle, ze wszyscy prowadzimy wojne z dziecmi. Bo tez bym nie chciala, zeby wnuki mnie od Granny traktowaly, brrrr. Ale jak moje starsze dziecko mowilo ukladajac ukladanke, ze jej jeden kawalek "misuje", albo jak mlodsze mowilo, ze "Julia mnie pusza na kanapie" to ostatkami sil zachowywalam powage i zastanawilam sie czy najpierw sie rozesmiac czy tez najpier wprowadzic poprawna polszczyzne.
Nie ma zlotego srodka, jedyne co mozemy robic to sie starac robic to co robilysmy do tej pory jak najlepiej i miec nadzieje, ze cos z tego kiedys wyjdzie i moze nawet ktos nam podziekuje za "w tym domu nie mowi sie po angielsku"....
JP
Hmmm a ja teraz tu siedzę i zastanawiam kim ty jesteś JP?? Skoro moje glany widziałaś i wiesz jakiej muzyki słuchałam?? No to mam zagadkę na sobotnie popołudnie ;-) Może dołącz do moich znajomych na FB bo skonam w niewiedzy ;-)
OdpowiedzUsuńU mnie też są pusznięcia i są misowane klocki i układanki i są wyrazy typu: weźmięła ;-) Dziwne jest to, że te dzieci polskie, bardzo podobnie miksują te języki! Że używają podobnych zwrotów, podobnie przekręcają.. jakiś nowy język z tego wyrasta nieomal ;-)
Moja córka nie lubi polskiej szkoły .. no ale chodzi..MUSI. Ja nie lubię bardzo używać słowa "musisz", zawsze staram się nakłonić, argumenty przestawić, wyprorokować korzystne skutki ;-).. no ale co do tej szkoły to nie mam wyjścia. Wiem, że ona nie jest w stanie racjonalnej decyzji podjąć, bo jest za mała i w moich rękach cała decyzja i odpowiedzialność. Aż się nasuwa na język: teraz się wkurzasz, ale potem mi podziękujesz ;-))) NO ale w zamian tego, puściłam jej kiedyś Kubę Wojewódzkiego - odcinek z Joanną Krupą, gdzie mówi, jak bardzo żałuje, że jej mama jej nie zmusiła do nauki tego języka, że odpuściła bo Joanna płakała i nie chciała.. Oczywiście moje dziecko parsknęło tylko i tyle z tego ;-) Dziękuję Ci, że zajrzałaś i taaaaaaki długi komentarz napisałaś :-)
Iwonko doczytać było nie trudne...a jak czytałam ...to juz w myślach układałam co ci polskiego przysłac...hihihi..ale gofry z bitą smietana nie przejda:)))) Myślę ,że tęsknota to nierozerwalna część naszego zycia ...wciąż tęsknimy....a ten wasz dwukulturowy dom jest cudny...i powiem ci ,że jeszczce z jednego powodu bardzo polski...dziś młodzież u nas tak mówi...w każdym zdaniu jakieś słówko angielskie:)))))pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo tak może i masz rację ;-)) Kiedyś, jeszcze niedawno, ja byłam tą młodzieżą.. a teraz mówię: dzisiejsza młodzież... och jak ten czas leci.. ciekawa jestem bardzo jak ta dzisiejsza młodzież mówi ;-) Może w przyszłym roku uda się nam do Polski polecieć :-) Pozdrawiam Qrko :-)
UsuńBardzo lubię Twoje refleksje, tyle w nich wrażliwości i autentyzmu.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Twoje rozważania i obawy są jak najbardziej normalne (choć nie lubie słowa "normalne"), wydaje mi się, że zostałaś wychowana w domu w którym szanowano tradycje, a rodzice przekazali Ci wiele wartości, dlatego nie jest Ci obojętne jak będą żyły Twoje córki. To bardzo ważne, aby dzieci doświadczały w domu tradycji i wartości tj. szacunek dla innych, szczerość, otwartość na drugiego człowieka i miłość do ludzi i świata. Czasem to bardzo trudne, ale to daje poczucie bezpieczeństwa i tworzy fundamenty dzieki którym dziecko umie żyć w zgodzie ze sobą i z innymi.
Pozdrawiam bardzo ciepło!
p.s. jestesmy równolatkami, i ja też uwielbiam gofry :-)
NO to widzę, że Iwony mają wiele wspólnego :-)) I tak to bardzo dla mnie ważne, by moje dzieci szanowały te najważniejsze dla mnie wartości, i mam wielką nadzieję, że uda mi się tego dokonać.. choć to się dopiero okaże za kilka lat. Pozdrawiam Cię serdecznie Iwonko równolatko ;-))
UsuńJa doczytalam do konca :) Wpadam sobie na Twoj blog od czasu do czasu i sie relaxuje :) no a dzisiaj poruszylas temat jakze mi bliski, a jeszcze tym bardziej bliski , bo my , choc sie nie znamy .... mieszkamy chyba bardzo blisko siebie , znaczy ten sam stan (odwiedzilam Twoj fb) .... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIwona - CT .
oooo to jak miło :-)) to ty też masz na imię Iwona?? Ile ja już tu Iwon fajnych poznałam :-) Zapraszam Cię do częstszego zaglądania do mnie i możesz mi wysłać zaproszenie na FB z chęcią Cię poznam :-) Dziękuję za odwiedziny :-)
OdpowiedzUsuńIwonko,
OdpowiedzUsuńSuper jest twoj blog. Czuje to samo co ty moze dlatego ze spedzilysmy 8 lat w tej samej szkole i polowa dziewczyn kochala sie w Arku. Czekam z niecierpliwoscia na kolejne posty. Lza sie kreci za tym naszym miasteczkiem, za wioska indianska.....Ja juz jestem 11 lat za oceanem i tutaj mam swoja mala Polske, nawet trzepak w ogrodku:)
A agrest u nas mozna kupic w home depot(gooseberry) powodzenia:)
Ewa
No witaj Ewciu :-)) A ja nie wiedziałam, że Arek miał takie powodzenie ;-) Trzepak masz w ogródku???? No normalnie szok :-)) U nas w Homedepot nie ma agrestu.. przynajmniej ja nie widziałam nigdy. Ale słyszałam też ( dzięki komentarzom które ludzie zostawiają mi tu ) że w USA jest i agrest i porzeczki tylko, że nasz rejon akurat tego nie ma! Może kiedyś sprowadzę sobie z twoich stron ;-) Dziękuję bardzo, że zajrzałaś do mnie :-) Pozdrawiam i ściskam
OdpowiedzUsuńOj nie jest łatwo jak się zostawia za sobą taki kawałek życia...
OdpowiedzUsuńŁatwo nie jest.. ale po 9-ciu latach dużo łatwiej na pewno :-) no i inaczej. Dziękuję za odwiedziny :-) zajrzę do Ciebie napewno też :-)
OdpowiedzUsuńDoczytal doczytal ;) Bardzo mi sie Twoj wpis podoba Iwono! Miewalam podobne przemyslenia / rozterki na poczatku mojego 'wygnanczego' ;) zycia, ale po kilku latach juz bylo inaczej. Teraz z nostalgia wspominam niektore fragmenty mojego zycia w PL, ale tylko niektore ;), ale to zdecydowanie tutaj, w CH, jest moje miejsce, moj dom, cale moje dorosle zycie... W Polsce spedzam wakacje, odwiedzam Rodzine i znajomych, ale po kilku dniach juz tesknie do swoich szwajcarskich 'smieci'. I przyznam iz - niestety - teraz juz bardziej wole poslugiwac sie francuskiem niz polskim :/ (ucze francuskiego wlasnie...).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Och francuski to cudowny język .. a piosenka francuska to już w ogóle ciarki wywołuje u mnie. Mój dom też bardziej tu, zdecydowanie. Jednak te moje myśli nadchodzące czasem akceptuję i pozwalam sobie zatęsknić, potrzebuję tego :-)
UsuńJa też Ciebie pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny i komentarz pozostawiony :-)
Dziękuję, dziękuję, dziękuję :-)) Bardzo :-) Że wracasz.. bo, że ktoś przeczyta raz.. może wpadł, przeczytał, zapomniał.. to że ktoś wraca znaczy dla mnie niezmiernie dużo bo oznacza, że lubi :-) a to już komplement dla mnie najwyższy :-)) Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńO Ameryce marzę, ale na razie mnie na nią nie stać, ot co.
OdpowiedzUsuńTo prawda bilety lotnicze są nieziemsko drogie! Może jednak coś się zmieni... trzymam kciuki :-) Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńCudownie piszesz.. Chyba tęsknimy za tym samym.. Za zapachem chleba, który nigdzie nie pachnie i nie smakuje tak jak tam.. Za cudownym smakiem malin..
OdpowiedzUsuńNa obczyźnie boli mnie to, że mój synek tak rzadko widuje się z dziadkami.. a oni przecież pełnią bardzo ważną rolę w naszym życiu.. Boję się tego dnia, w którym zamiast polskich słów będzie używał angielskich, bo podobno dzieciom łatwiej się nauczyć..
Chociaż coraz częściej spotykam się z tym, że tutaj, na obczyźnie Polacy celowo nie rozmawiają po polsku, wtedy łatwiej 'wtopić się' w tłum.. jakby wstydzili się ego skąd pochodzą.. Jak dla mnie przykre.
Będąc tutaj tęsknie za Polską, każdy wylot stamtąd kończy się łzami..
A jednak będąc na miejscu, w rodzinnym mieście, po kilku dniach czuję, że się duszę, że ludzie nie tacy przyjaźni, że wszystko pod górkę.. że nie wiem czy mogłabym tam żyć .. I pomimo tej strasznej tęsknoty, wylanych łez wracamy do 'naszego' miejsca.. do naszego DOMU.
Pozdrowienia z Zielonej Wyspy:)
Ja też cię pozdrawiam. Z wybrzeża ;-) To prawda, że tęsknię za Polską szalenie ale jak tam poleciałam na wakacje dwutygodniowe.. to tęskniłam za moim domem tu. I taki czuje się niby rozdarcie.. bo nigdzie człowiek szczęśliwy w pełni nie jest.. bo tam chce tu, a tu chce tam. Ale pomyślałam sobie, że przecież to cudowne mieć dwa domy na świecie :-) Mieć za czym tęsknić i do czego wracać :-) Tęsknota czyni życie piękniejszym, bardziej świadomym. Dzięki niej docenia się pewne rzeczy. I dziś już cieszę się nawet i z tej tęsknoty. I mam bazę danych, taką moją polską i mogę z niej czerpać nieustannie i zaskakiwać moich amerykańskich członków rodziny :-)) Dziękuję, że do mnie zajrzałaś :-)
OdpowiedzUsuńJa doczytałam i jak zwykle jestem wzruszona. Pięknie napisane! Ja będę w Ameryce w przyszłe wakacje po raz drugi. Mieszka tu siostra mojego męża, niedaleko NY. Bardzo byłam zdziwiona tu wszystkim, bardzo na plus. I nie mogę się doczekać, zeby znów zanurzyć się w pokręconym, wspaniałym Nowym Jorku. Pozdrawiam. Uwielbiam do Ciebie zaglądać Iwonko:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że zajrzałaś i pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńTęsknota tęsknotą...życie życiem:) Jeśli życie dałoby szansę emigracji w wieku 20 paru lat zrobiłabym dokładnie to samo co Ty.Wsiadła bym do samolotu nie namyślajac się dŁugo czy warto czy nie warto.
OdpowiedzUsuńŻycie poukładało się w ojczystym kraju choć były możliwosci wyjazdu.Najczęsciej wyjeżdzamy za pracą.Tak postapiło wielu znajomych w ostatnich latach...Widzę że skala sie znów nasila.Emigrują bo muszą ,a inni bo chcą..bo tam łatwiej.Łatwiej ze wszystkim łatwiej o prace lepiej płatna no i żyje sie inaczej za zarobione.Wielu mowi że po prostu starcza.Tu w kraju coraz więcej znajomych traci pracę.Jak jedno straci klepie sie biedę,jak obydwoje to juz nie bede pisac...nie chcę.Nie mysli sie wtedy o Polsce wspanialej rodzinnej domowej pachnacej chlebem.Nie mysli sie o celebrowaniu swiat,tradycji bo nie ma co celebrować.Mysli sie jak przeżyc od do i zapłacic podstawowe rachunki.Znam takich co i na świeta juz nic nie zostało.Nic nie cieszyło.Wyjechali w jednym momencie.Jak żyją? lepie? Nie wiem.Na pewno starcza na zycie i nie zastanawiają sie nad tym że pracujac oboje nie wyzyją.Nie musz sie zadluzac aby przezyc,czy kupic dzieciom ksiazki do szkoly we wrzesniu.Czy tesknią.Tak tesknia,ale wracać nie chcą.Nie wazne czy w Hiszpani czy w Angli czy w USA.Celebrowanie polskich zwyczajów na obczyznie to piekne i szlachettne.Nasze swieta najpiękniejsze i najbardziej rodzinne.
A tak naprawdę pomimo iż nam sie udało mamy piękny dom.Mamy prace i dziękuje losowi ze tak sie ulożylo.Byl moment ze nie miałam pracy...i nawet nie chce o tym pisać.Wszystko do czego doszłam moglam stracic w jednej chwili...z jednej pensji cieżko było nawet bardzo cięzko.PO zapłaceniu rachunkow nie wiele zostawało na zycie.Normalne życie,nie rozpustne.Więc jestem szczeŚliwa ze prace mam.Nie zarabiam kokosow.Jest praca i to sie liczy.Nie narzekam.:)Żyjemy ,celebrujemy i cieszymY sie z tego co mamy.:)sTARAMY SIE ŻYC i radzić sobie jak się tylko da....łatwo nie jest.
Dziękuję Ci za ten długi i dający do myślenia komentarz.. twoje słowa dźwięczą mi w uszach .. te o tym, że niektórzy w Polsce nie myślą o Polsce wspaniałej, pachnącej chlebem i celebrowaniu Świąt.. bo nie mają po prostu czego celebrować.. skupiają się na tym jak przeżyć kolejny dzień a nie jaki mamy pyszny chleb w przydrożnych sklepie... tak to daje do myślenia. Dziękuję za komentarz ten i masę innych na które postaram się jak najszybciej odpowiedzieć :-) Dziękuję, że jesteś PATI :-)
UsuńA mnie sie tak teraz zamarzylo podejrzec wlasnie zycie amerykanskiej rodziny, tej z telewizji, tej z "Dzien za dniem", czy "Cudownych lat". Tak nimi zylismy i sie nigdy nie zastanawialismy, czy jakby wyjechac to bedzie tak samo, czy zupelnie inaczej, bo skad znac taka prawdziwa Ameryke ??? Jak nie z serialu - takiego codziennego, o sniadaniu, o szkole, o podworku. Ja tylko taka znam i chcialabym czasami zamienic sie w muche i podejrzec taki jeden dzien amerykanskiej rodziny, bo mi sie wydaje, ze oni inaczej zyja, ze jakos tak inaczej tam jest.
OdpowiedzUsuńEdyta Koch
Jest zupełnie inaczej!! A rodzina amerykańska jest też zupełnie inna też! Tez bym chciała kiedyś w taką muchę się zamienić ;-) Dziękuję za komentarz :-)
OdpowiedzUsuńjak ty pieknie piszesz :)
OdpowiedzUsuńza każdym razem kiedy czytam takie wpisy, zastanawiam się czy ja za czyms takim bede tesknic... moze po latach?? ale... irytuje mnie ta mentalnosc polakow, irytuje mnie to za czym ty tesknisz... nie lubie tego gadania o innych, chcialabym wyjsc w dresie, nieumalowana do sklepu za rogiem z rana i nie byc narazona na wscibskie gadanie i ironicznie usmieszki... nie przywiazuje sie do rzeczy, do ludzi chyba tylko... ale do jedzenia tez nie, wiec moze to dobry sposob na odizolowanie sie od tego, co mnie tak w polsce irytuje?? moze za te trzy lata, kiedy skoncze edukacje i wyjade w celqach rekreacyjnych okaze sie ze zostane, ze nie bedzie brakowac mi niczego i bede miala tam swoj wlasny raj? moze tego mi potrzeba? hm....
Magda wiem o czym mówisz! Wiem też, że jakbym ja mieszkała w Polsce to by mnie pewnie też irytowało, że sąsiedzi podsłuchują i obgadują ;-) Tylko że Amerykanie są obłędnie wyrozumiali i tolerancyjni i dalecy od plotek.. i jakoś tak aż mi się miło zrobiło jak byliśmy w Polsce ostatnio i taką mieliśmy śmieszną sytuację z sąsiadami ;-) No ale to tęsknota taka bardziej nostalgiczna, chwilowa.. absolutnie nie zamieniłabym moich przemiłych sąsiadów :-))
OdpowiedzUsuńA co do Ciebie.. myślę, że prędzej czy później dowiesz się czego CI potrzeba.. poczujesz co jest dla Ciebie najlepsze.. masz jeszcze czas .. każdy z nas go ma:-) Pozdrawiam Cię.
doczytałam ...
OdpowiedzUsuńtu nie będzie długiego komentarza ... tu napisze tylko "doczytałam" ... pozdrawiam Iza :)
Witaj,
OdpowiedzUsuńNie wiem czy taki komentarz do starego postu jeszcze przeczytasz, ale postanowiłam napisać. Trafiłam tu przez szafetosi i nadrobiłam wszystkie posty od początku. Pięknie się Ciebie czyta taką spełnioną, zadowoloną, szczęśliwą. Pięknie się czyta. Zbiegiem okoliczności, ja przeprowadziłam się do Stanów, a Ty zaczęłaś w tym samym miesiącu prowadzić bloga. I podziwiam Cię z całego serca i chciałabym mieć taką postawę jak Ty, akceptować to i nazwać Stany moim krajem. Ja po roku nawet nie jestem w stanie powiedzieć, że tu mieszkam, zawsze mówię ,,od kiedy tu jestem", albo ,,jestem w NY", ale słowo MIESZKAM przez gardło mi nie przechodzi. Los mną tutaj rzucił, mimo że długie lata się upierałam, że nie przyjadę, bo nie chcę, bo nie lubię, bo daleko, bo nie ta kultura, nie ci ludzie. Przyjechałam za mężem. No i jesteśmy. Każde z nas urodzone na innym kontynencie, a trzeci jeszcze kontynent próbujemy oswoić, żeby nazwać go swoim domu. I każde z nas na swój sposób z tą emigracją się godzi i żyje z nią na co dzień. Mamą tą swoją malutką przestrzeń, w której funkcjonujemy, gotujemy kluski na zmianę z fufu, rozmawiamy po angielsku, uczę się kilku zdań w obym mi języku, żeby zamienić słowo z teściową w dalekim kraju. A mąż całkiem sprawnie mówi ,,chodź tu, daj mi buzi!" ;) I codzienność nie jest zła, mamy siebie, mamy pracę, wynajęte mieszkanko, jesteśmy zdrowi. Ale czasem (a może zbyt często) przychodzi taka nostalgia... że jak to będzie? w jakim języku te nasze dzieci będą mówiły? czy będą czuć się Amerykanami, czy z dumą powiedzą o swoich korzeniach? Czy z moją mamą będą potrafiły rozmawiać? a z mamą męża? jak często będzie nam dane polecieć do Polski, spotkać wszystkich ważnych mi ludzi, poznać te okolice, te lodziarnie, ten las, który mi tak bliski jest? Czy jeśli kiedyś tupnę nogą i obrażę się na emigrację, to będę wiedziała gdzie iść? dla mnie dom jest tu, gdzie mój mąż, ale w Polsce - rodzeństwo, rodzice, babcie czekające, przyjaciele, wspomnienia dzieciństwa? a jak mąż tupnie nogą? Jego dom rodzinny i mój dom rodzinny 11 godzin lotu oddalony, jesteśmy pomiędzy i dziw bierze, że dajemy radę. Bo codzienność jest nam sprzyjająca, ale tęsknota, nostalgia, wspomnienia z czasów dzieciństwa są jak cień, który chodzi i śledzi. Jednego tylko sobie życzę - pogodzić się z losem jak Ty, zacząć myśleć optymistyczne o mieście, w którym przyszło mi żyć, przestać tęsknić i płakać po nocach. I rozmyślać jakby to było, bo czas ucieka przez palce, a tu niespodziewanie rok stuknął jak mój samolotem wylądował tu, za oceanem. Ściskam Cię mocno i bardzo pozdrawiam. Dziękuję za tą radość i optymizm.
Każdy komentarz czytam! Dostaję maila z powiadomieniem :) i jak na razie na każdy udaje mi się odpisać :) Joasiu... może to dziwnie twoim zdaniem zabrzmi, ale rok, to bardzo mało czasu jeszcze :( Ja po roku rozpisywałam na kartce, jak samochód sobie kupię jak wrócimy do Polski i na jaki kolor pomaluję ściany w moim nowym domu który w Polsce wybuduję.. Mąż już czuł mocno Amerykę i czuł po roku że tu zostaniemy (tak na 90%) a ja jak słyszałam coś gdiześ, że on o tym próbuje mówić to płakałam, robiłam scenę i mówiłam że niech sam tu zostanie bo ja wracam! Mój mały raj i koniec tęczy zaczął się po możę 3 latach.. ale po dwóch było już całkiem ok! tylko jeszcze wtedy nie czułam się u siebie .. u siebie poczułam się po 4-5 latach tak myślę... to bardzo długi proces.. bardzo trudny proces.. wymagający siły i wiary, że KIEDYŚ nadejdzie kiedyś. A dzieci .... a dzieci czy dogadają się z babcią to zależy już tylko od ciebie.. i czy z teściową się dogadają ;) Ja kładę ogromny nacisk na to. Ale znam ludzi tu w USA gdzie oboje rodzice są Polakami a dziecko nie mówi po polsku prawie wcale.. niestety. Ale znam też rodziny gdzie ona jest Amerykanką, a on Polakiem i jej tak bardzo mocno zależy by dziecko mówiło po polsku, że ja wchodzę do ich domu a mała Olivia mówi: cześć ciocia :D I to dowód na to, jak bardzo wiele zależy od nas.
UsuńTrzymam mocno kciuki za waszą rodzinę. Nie lada wyzwanie przed wami! Powodzenia Joasiu :) Mam nadizeję, że kiedyś do tego posta wrócisz.. za lat może 2 a może 3 a może za parę miesięcy, i napiszesz tu: Iwona, udało się :) prawdziwie mieszkam w Ameryce :) Życzę Ci tego bardzo mocno :) i pozdrawiam :)
Bardzo Ci dziękuję Iwonko za tą odpowiedź :) I to racja, że rok to niewiele, żeby można było z cudzego kraju zrobić sobie Dom. I też mam mnóstwo znajomych na emigracji w różnych zakątkach świata i każdy mówi, że trzeba czasu, siły i determinacji, żeby to swoje szczęście znaleźć w obcym kraju, bo emigracja nie jest dla każdego. I że czas pomaga się osiedlić, bo w końcu i tu człowiek znajdzie swoją kawiarnię i swój chleb ulubiony i ,,swoją" panią w sklepie i ulubione miejsca na spacer i że dzieci też pomagają czuć się ,,jak w domu", bo to im trzeba zapewnić komfort, bezpieczeństwo i stabilność, a jak człowiek ma dzieci to już nim tak nie targa po świecie. Zobaczymy jak będzie, próbuję z całej siły oswoić to wszystko dookoła mnie, przekonać się do tego i być może jak już kilku przyjaciół znajdę i większej pewności siebie nabiorę, nastawienie zmienię, to świat będzie lepszy. ściskam mocno i idę czytać bloga dalej :)
Usuń