Była sobie nastolatka. Piękna, młoda - no jak to nastolatka. Z burzą włosów na głowie. Śliczne podkręcane włosy miała. Długie.
Spodnie dzwony i obcisły golf. I buty na koturnie. Tak przynajmniej pamiętam ze zdjęć. Ta nastolatka to moja mama.
Podobno na lekcji matematyki, a może to ekonomia była, nastolatka podskoczyła z krzykiem na ustach bo poczuła pierwsze ruchy swojego dziecka.
Wielu miała doradców, co by tu z tym fantem zrobić… Wiele dróg na rozwiązanie. Wybrała rozwiązanie najcięższe z możliwych.. w bólach na sali porodowej.
Nie wchodząc w szczegóły jak było jej ciężko, jak straciła z dnia na dzień swoja młodzieńczą beztroskę, jak biła się pewnie z myślami, jakie miała wsparcie a jakiego nie miała. Nie ważne. Bo urodziła mnie moja mama któregoś lipcowego dnia.
I choć kłócimy się czasem. I choć czasem siebie na wzajem nie rozumiemy. I choć czasem ona ma inne zdanie na daną kwestię a ja wkurzam się, bo przecież to ja najlepiej wszystko wiem! I choć wymiana zdań bywa nie zawsze różowa.
To zawsze pamiętam, tą nastolatkę, i wyobrażam sobie ten pewien dzień.
Gdzie losy się ważyły.
Gdzie głucha cisza panowała w duszy a ciało krzyczeć chciało pewnie w głos. Gdzie wyobraźnie trzeba było zamknąć na klucz by nie podpowiadała .. nie kusiła.
Gdy było trzeba podejmować decyzje dojrzałe, dojrzałym nie będąc.
I winnam jej szacunek, którego uczę się, bo czasem zapominam niestety.
I winnam jej miłość bezinteresowną. Taką bez względu.
I wiem i czuję, że to, co nas łączy, zawsze będzie górą się unosić, nad kłótniami, nad dąsami, nad moimi przemądrzałymi wywodami, których się czasem słuchać nie da.
I wiem, że zwycięża miłość.
Bo to, co matkę łączy z dzieckiem to niewidzialna, cieniutka nić… wijąca się ponad krzakami, górami, błotami, burzami i nie wiem czym tam jeszcze..
Lecz stale wijąca. Stale odporna. Stale bez względu. Stale na zawsze.
A piszę to teraz bo…
Dziś za oknem lipiec. Jak wtedy. 36 lat później jest dziś. 36 świeczek na torcie będzie pojutrze. 36 lat, które daruję mojej mamie.
Bo każdy jeden rok mam.
Bo ona postanowiła kiedyś nie mieć.
Młodzieńczych swoich beztroskich lat.
Kilka odszperanych, pięknych fotografii, które będą przechowywane i pielęgnowane do końca moich chwil. Moja mama.
i.w.
Wszystkie zdjęcia i treści zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa. Zgodnie z Dz.U. z 1994 r. Nr 24 poz.83 mam prawo do ich ochrony i nie wyrażam zgody na ich kopiowanie i rozpowszechnianie.
a ja bardzo żałuję ,że z moja mama dzieli mnie taka przepaść ...to znaczy nigdy nie byłysmy dla siebie tak bardzo bliskie.oddane..Zawsze marzyłam ,że jak będę miała dzieci to będę super mamą..hihihi
OdpowiedzUsuńA twoja mama Iwonko była prześliczną nastolatką..i podjęła cudowną decyzję:))
a wiesz, fajne jest to, że nigdy nie jest za późno :-) na to by popracować nad relacją ;-) oczywiście do tanga trzeba dwojga... no ale nigdy nasze starania nie są bez sensu, i odrobinę choć wniosą, a to już może napędzić machinę :-) no wiesz dobro - dobrem i te takie banały ;-)
UsuńPięknie napisałaś. Cudnie. Ta miłość jest wielka! I wynagradzasz mamie swojej teraz wszystkie te lata, których nie miała beztroskich! Bo teraz jest piękniejsze niż te lata.
OdpowiedzUsuńno różnie to z tym wynagradzaniem bywa.. ważne, że zaczęłam widzieć :-) to tak dużo już :-)
UsuńCzy Mama potem tą straconą młodzieńczą zabawę nadrobiła gdy już Cie wykarmiła i spiewać kołysanki przestała?
OdpowiedzUsuńmyślę, że chyba nigdy nie da się nadrobić.. nic w życiu chyba.. mama dostała coś w zamian, co mam nadzieję, że było piękniejsze dla niej i ważniejsze. przynajmniej jak już przeszły mi kolki i wyszły wszystkie zęby ;-)
UsuńMama to ktos szczegolny - pieknie opisalas swoja Mame.
OdpowiedzUsuńWiesz, kilka lat temu bylam na pogrzebie mamy mojej kolezanki. Tak silna na co dzien, twarda, nieugieta, a tu nagle zobaczylam malutka zaplakana dziewczynke. I mowie do niej: "Masz cudowna corke, wspanialego meza, niedlugo bedzie dobrze." A ona: "Juz nigdy nie bedzie tak dobrze, bo juz nigdy do nikogo nie powiem: Mamo..." Utkwilo to we mnie gleboko.
Niech nasze Mamy zyja w zdrowiu jak najdluzej!!!!! I niech nam wybaczaja te nasze "madrosci", dasy itp. (tez mam trcche tego na koncie ;)
Bo to prawda Monika, że już nic nie będzie takie samo, jak kogoś tracimy. Nic. Można pogodzić się, przestać płakać, zrozumieć.. ale nigdy nie zapomni się.
UsuńTak! Niech mamy żyją, żyją i wybaczają! :-) Ja swoją widuję niezwykle rzadko. Raz na 2-3 lata :-( Muszę nad tym popracować.. bo zawsze tak mało się staramy a potem sobie wypominamy.. że mogłam częściej.. że mogłam mocniej.. że mogłam zamknąć tą buzię przecież .. och ale nastrój od rana ;-)
Od śmierci mojej Mamy nie obchodzę swoich urodzin... Nie umiem. To jedyny dzień w roku, kiedy zamykam się na świat i jestem we wspomnieniach... Tego dnia, zawsze rano dzwoniłam do niej z podziękowaniem, że jestem... To był nasz osobisty dzień Matki, mój i jej. I dopiero kiedy jej nie ma zauważyłam jak bardzo jestem do niej do niej podobna i jak moje kroki, które wydawały mi się takie niezależne są kontynuacją jej kroków.
OdpowiedzUsuńTo jest niezwykła miłość, doświadczam jej już jako matka i wiem, że ten związek jest ponad wszystkie inny, mądrzejszy, nawet przez to, że usprawiedliwia naszą ludzką "głupotę" tych chwil, kiedy chcemy żeby nasze było na górze :)))
Cudownie, że w dniu swoich urodzin będziesz mogła Mamie swojej podziękować za te 36 lat kochania. Obu Wam życzę jak najwięcej tych dobrych chwil :)***
Bardzo mi przykro słyszeć te słowa o twojej mamie:-( Ja nigdy wcześniej nie patrzyłam na swoje urodziny pod kątem mamy. W tym roku pierwszy raz. A przecież to takie sensowne. Wiesz na szczęście w stronę pokoju i zbliżenia i zrozumienia sięgnęłam, gdy nie jest jeszcze za późno.. nie wybaczyłabym sobie kiedyś.. Pięknie zawsze wszystko Marysiu komentujesz. Aż chce się słuchać. Dziękuję ci za te komentarze i za to, że mnie czytasz. Bo ja to nie wierzyłam, że ktokolwiek będzie mnie czytał! :-) Dziękuję.
OdpowiedzUsuńJa intuicyjnie tak miałam w dniu swoich urodzin, bezwiednie - nawet trudno to nazwać świadomym działaniem - ot po prostu zawsze w ten dzień miałam świadomość, że to nie jest MOJA osobista rocznica, że to jest NASZ dzień... Oczywiście nastąpiło to od czasu kiedy sama zostałam Mamą ;) I ta refleksja, że trudne są moje urodziny bez niej przyszła z automatu. Ja się z tym staram godzić. Staram się żyć tak jakby była obok i za wszelką cenę pewnie teraz nawet bardziej robić tak, żeby była ze mnie dumna :) Wciąż mam też wrażenie, że ludzie wiedzą, żyją ze świadomością śmierci, ale przecież to jest zdarzenie wobec którego stajemy bezradni, zagubieni zupełnie. I jaka taka jestem "golusieńka" bez skóry prawie.
UsuńA czytać Ciebie - to jest akurat przyjemność "po mojej stronie", bo czytać ludzi, którzy piszą mądrze i z refleksją, którzy w cieniu na chodniku dostrzegają jakieś znaczenie, dla których codzienność nie jest zwykłym przechodzeniem od świtu do nocy - to takie wspaniałe uczucie! Poza tym myślę, że w tym "podglądaniu przemyśleń" jest też taka ludzka potrzeba poszukiwania nowych znaczeń, odkrywania czegoś niezwykłego w czymś zwykłym. Troszkę mi to też przypomina wodę na młyn. Dzięki Twoim słowom budzą się jakieś moje, i słowa i refleksje - to ja dziękuję Tobie, że się tak ładnie dzielisz :)))
o matko... i nie wiem aż co powiedzieć ...dziękuję ... bardzo :-)
UsuńEhh no i kolejny raz popłakałam się czytając wpis blogowy ;( Chyba mam coś wspólnego z Twoja mamą ;) Też nosiłam Nikolę pod sercem kiedy siedziałam w szkolnej ławce kiedy Pani mówiła o matematyce, historii, biologii mnie w głowie była tylko ta malutka istotka która kopała sobie beztrosko w moim brzuchu. Na razie nie nadrobiłam "straconych" lat i nie wiem czy kiedyś nadrobię... Dla mnie liczy się tu i teraz i jestem najszczęśliwsza osobą na świecie, że mogę być mamą mojej córki ;)
OdpowiedzUsuńTwoja mama ma wielkie szczęście, że ma Ciebie a Ty, że masz ją ;)
oooo jej teraz to ja się popłakałam.... ale cudownie, że masz taka przepiękną Nikolkę :-) o której ja opowiadam moim dzieciom i mężowi :-) Ty też masz wielkie szczęście bo NIkola jest z wami, a ona ma szczęście, że ma szczęśliwą mamę a nie sfrustrowaną. Pozdrowienia dla Nikolki pięknej :-)
OdpowiedzUsuńO jaki nas zaszczyt spotkał, że ktoś o nas opowiada ;) Bardzo dziękujemy sprawiasz nam dużą przyjemność.
OdpowiedzUsuńRównież pozdrawiamy cieplutko!
Ja powiem tylko, dziękuję, za Twoja miłość i zrozumienie moich wielu słabości, kocham Ciebie Iwcia - mama
OdpowiedzUsuńIwonka przepikny tekst, dal mi duzo do myslenia, zreszta jak widze nie tylko mnie!!!! nie moge sie doczekac kiedy Cie uslysze!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Dla mnie to najcudowniejszy komplement, gdy słyszę, że mój tekst dał do myślenia.. naprawdę aż się wzruszam..
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWspaniale się czytało Twój tekst... Tym bardziej, że sama pewnie nigdy niczego takiego bym z siebie nie wyrzuciła - z rodzicami coraz więcej mnie niestety dzieli niż łączy... Zdaje sobie sprawę, że jest w tym pewnie sporo mojej winy, no ale...
OdpowiedzUsuńCzasem zdarzają mi się jednak chwile wdzięczności, gdy myślę o tym, że aby mnie urodzić moja mama porzuciła na zawsze nie tylko figurę, ale też zdrowie. Cieszę się, że mnie urodziła, że tak ważne dla niej było moje pojawienie się na świecie. Ale...
No tutaj to się już totalnie rozkleiłam....nawzruszałam...bo mama to jednak cud jest...a od kiedy sama jestem mamą to mnie roztkliwia niemal wszystko co matek i córek się tyczy...bo trzeba być świadomym,że nic nie jest na zawsze, w końcu ktoś odchodzi...i trzeba żyć tak,żeby potem nie żałować,że się coś powiedziało,a czegoś się nie zdążyło powiedzieć...że się coś zrobiło, a czegoś nie zrobiło...żeby żal nie pozostał już do końca...pozdrawiam ciepło....
OdpowiedzUsuńDziękuję Magda za kolejny komentarz :-) Ja boję się tego, że kiedyś powiem sobie: mogłam nie być taka zawzięta, mogłam to ja pierwszy krok wykonać, mogłam rację przyznać.. boję się i dlatego postanowiłam żyć z szacunkiem do wszystkich i wszystkiego.. i trochę schować te swoje mocno zarysowane własne zdanie ;-) Czy mi to wychodzi? sama nie wiem.. ale mam nadzieję, że ten pierwszy krok coś znaczy :-) Pozdrawiam Cię również :-)
OdpowiedzUsuńNo przecież najważniejszy ten pierwszy krok :) A własne zdanie trzeba mieć ...bo chodzi o to przecież,żeby nie ranic a nie ślepo przytakiwac ;) trzeba po prostu pięknie żyć :))) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńThank you for so true post... And I think our mothers are the most important persons in our life even if we disagree and quarrel sometimes. And I like your mother's photos, she's so artistic:))
OdpowiedzUsuńArtistic ;-) A little bit maby .. And I agree, even if we think they not, they really are :-) Thank you for your comment :-)
OdpowiedzUsuńWzruszający i piękny post. Często zapominam o tym jak ważna w moim życiu jest moja mama. Przy okazji muszę powiedzieć, że nadawałabyś się na pisarkę. Masz 'to coś'.
OdpowiedzUsuńDziękuję niezmiernie, miło mi niesamowicie :-) Pozdrawiam Cię :-)
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje, że ona dalej jest piękna, szalona i młodzieńczo beztroska - w duszy. Tak ją odbieram. Tylko w spodnie dzwony wskoczyć nie chce - chociaż obcisły golf czasami nosi. Pozdrawiam Ewelina.
OdpowiedzUsuńEwelinka :-))) ale cieszę się, że zajrzałaś do mnie :-)) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i całą waszą rodzinę całuję i pozdrawiam też :-)
OdpowiedzUsuń