27 czerwca 2014

Washington DC



Dla mnie i mojego męża nigdy dzieci nie były przeszkodą w poznawaniu świata. I zupełnie nie rozumiem rodziców, którzy czegoś nie robią, z czegoś rezygnują, a nie rezygnując na każdym kroku narzekają....bo dzieci. 
Dużo w życiu jestem w stanie zrozumieć, ale tego nie rozumiem. I też tego, że ktoś mi powie - ale Twoje dzieci są inne, to co innego z Twoimi a z moimi.  .....  Że jak?? Że moje, to nie płaczą? nie krzyczą? nie kłócą się? nie drą się na cały głos że głodne i że jak nie dam jedzenia to zadzwonią na 911? 

Rozumiem, że jedno dziecko może być bardziej żywe i bardziej wkurzone niż inne... ale uważam, że bardzo dużo zależy od tego, jak my sami widzimy świat i jak go sobie tłumaczymy. Bo moim zdaniem to nie dzieci są w czymkolwiek przeszkodą ale my sami i nasze podejście do różnych spraw. I nasze porównywania - bo Twoje dzieci to... 
Po pierwsze nie wiesz jakie są moje do końca. Bo to wiem tylko ja. 
A po drugie, masz te dzieci takie jakie masz i z takimi a nie innymi przemierzasz życie, więc po co Ci moje do porównania? 

Poza tym na to jakie są moje dzieci w podróży (choć nie są aniołkami jak wspomniałam) pracowałam od samego początku.
One od niemowlaka podróżują samolotami, samochodami, pływają łódką, jeżdżą rowerem, hulajnogą, przechadzają kilometry na własnych nogach. 
Żyją w duchu - żeby piękno zobaczyć, trzeba trochę nogi pomęczyć. I chyba najzwyczajniej w świecie - przyzwyczaiły się. 
Ja nigdy nie rezygnowałam z czegokolwiek, bo dzieci...
Wręcz przeciwnie, ja bez nich wyjazdu sobie nie wyobrażam. Co ja bym wtedy robiła? Gdzie ja bym ręce miała trzymać? W kieszeniach? ;)
Nie wyobrażam sobie też tych wrażeń, których na wakacjach doznaję, a których miałyby nie doznać moje dziewczyny. 
To pewnie niezdrowe, bo czasem chyba trzeba samemu gdzieś .. coś..
Ale ja nie potrafię. 
A co więcej, myślę, że gdyby nie one to nie miałabym siły, odwagi, cierpliwości na wiele rzeczy.
Ciężko to wytłumaczyć, ale wakacje, gdzie każdy rozbiega się w innym kierunku. Gdzie każdy głodny o innej godzinie. Każdy ma poobcierane nogi. A zdjęcia trzeba chwytać w locie bo o "ustawkę" najzwyczajniej trudno. Takie wakacje smakują mi najlepiej. I te zakwasy tuż po.. trzy dni, czasem pięć..  
I co z tego, że te nogi bolą?? I co z tego, że moja Zosia potem powie: to ja szłam 5 kilometrów, żeby STATUĘ zobaczyć??? Myślałam, że ten Abraham Lincoln będzie prawdziwy!! 
I co z tego, że marudzą i kładą się na trawie z wyrazem twarzy "nigdzie dalej nie idę"...
To wszystko liczy się... ból się liczy... ale tylko wtedy kiedy boli. A Lincoln, nawet jak okazał się tylko statuą, zostanie w Zosi z pewnością na dłużej niż obtarte pięty. 

Kiedyś leciałam z trójką dzieci samolotem. Sama, bez męża. Clara miała 2 lata, Zosia 4, a Nadia 8. To, przez co przeszłam w przeciągu 9 godzin lotu, przerosło moje oczekiwania. Wysiadając rozczochrana, fioletowa na twarzy, z błyskiem szaleństwa w oczach, powtarzałam sobie, że nigdy więcej, nigdy sama, nigdy, nigdy, nigdy.
Nie minął rok a ja znów sama z trójką w samolocie... 
O zmęczeniu, lęku, nerwach zapomina się szybciej niż o pięknych chwilach, które czekają na nas gdzieś tam..
A że stewardessa pewnie nas będzie pamiętała 100 najbliższych lat, to już zupełnie inna opowieść ;) 

Dla mnie dzieci są powodem a nie przeszkodą. I tak uwielbiam żyć. I tak mi najpiękniej. I zupełnie nie przeraża mnie to, jak ciężko w takiej podróży może być... zupełnie. 
Bo wolę jednak być i widzieć i przeżywać niż siedzieć i narzekać, że z tymi dziećmi to się nie da... 
Bo się da! Tylko jadąc gdzieś, trzeba zdawać sobie sprawę co nas może czekać i pogodzić się z tym, że lekko nie będzie. Wtedy łatwiej. Wtedy budujemy sobie obraz wakacji oparty na okolicznościach które mamy. 
No i wtedy dzieci nie przeszkadzają. Bo w budowaniu tego obrazu, są najzwyczajniej wzięte pod uwagę. Ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami.  




Na zdjęciach dwa dni. 
Pierwszy (kilometrów prawie 14) - Washington DC. 
Drugi (kilometrów około 7 - zegarek mi się rozładował więc dokładnie nie wiem ) - Baltiomore MD 


















Zobaczcie moją Clarę poniżej... ten zachwyt... ta ciekawość świata..te tysiąc pytań potem.. jak nic, to zachodu jest warte :)








Moje ulubione zdjęcie (to poniżej) Mieliśmy zapozować, jak widać nie wyszło :) Ale przez to na zdjęciu widać życie! uwielbiam takie zdjęcia! 


















Podobno jest to roślina polująca na muchy. Ale na paluszki moich dzieci coś zapolować nie chciała, choć usilnie próbowały.






















Wymądrzyłam się dziś, aż mi dziwnie! Chcę na koniec jeszcze powiedzieć, że te wszystkie mądrości oparte są na trójce dzieci. Nie wiem jak jest z czwórką, piątką, czy większą ilością  ;) 

82 komentarze:

  1. Zgadzam sie z Tobą całkowicie!! Pa. Śliczna sukienka i torebka <3 -magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak właśnie jest... Jestem też mamą trójki : 13,11 i 9 lat. Dla mnie też dzieci nigdy nie były problemem...
    Pozdrawiam serdecznie.
    Jola z bloga "żyjąc z pasją".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo to bardzo podobna różnica wieku jak u nas :) Dla mnie nie są dzieci ani problemem ani przeszkodą :) uwielbiam podejmować wyzwania :)

      Usuń
  3. Oczywiście , ze nie są problemem. Wiadomo,ze w pewne miejsca nie wezmę 7 miesięcznego malucha, ktrego karmie i np. na ciężki rockowy koncert nie pojechałam,ale to jest mój wybór świadomy i nie narzekam.Uwielbiam się tak włóczyć, a szczególnie po ciekawych iastach ale kocham też góry i trochę już chłopaków przeciągłam np.. Bieszczady - tzreba było wstać o 3.00 ,zeby zdązyć na wschód słońca na Smerek-cięzko było wstac ale dla syna to najwspanialsze wspomnienie lata.:) Pozdrawiam,
    Alina - mama 2 chłopaków nastolatków i małej 7 -miesięcznej Mai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Świadomy wybór (jeżeli chodzi o koncert rockowy - to czuję że słuszny ;) ) jest czymś innym niż miałam na myśli. Ja miałam na myśli narzekanie, że nie mogę tego czy tamtego bo przecież mam dzieci. Albo dziecko! A słyszę tego sporo wokół siebie.. Jedno dziecko to dla mnie wypoczynek na maxa, mając troje :):) ale rozumiem też tego, co ma jedno i jest mu ciężko zebrać się gdziekolwiek. NIe rozumiem tylko słowa: Nie mogę ... bo wierzę że można bardzo wiele jak się bardzo chce :)

      Usuń
  4. 1. Spodenki z kieszeniami z flaga super. Oczywiscie bym takich nie nosila, ale mimo wszystko super.
    2. Okulary Clary super, takie bym nosila.
    3. Loda takiego tez bym zjadla.
    4. Ostatnio tez bylismy na rowerkach. Maz doprowadza mnie do zawalu w takich sytuacjach...
    5. My nie podrozujemy z dziecmi. Nie mamy na to nerwow ;) Dziwnym trafem sa z nami zawsze jak gdzies jedziemy. Skubancy chyba sami do samochodu, pociagu, samolotu sie laduja...
    6. W tym roku bylam juz trzy razy na rowerze (to tak nie w temacie).
    Pozdrawiam Edyta

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, na Twojego bloga trafiłam nie dawno i przypadkiem :) jestem zachwycona Tobą i Twoim podejściem do życia :) a to w jaki sposób piszesz o uczuciach jest niesamowity :) co do dzieci nie mam swoich - choć to moje największe marzenie - jak na razie, nie znalazłam nikogo kto by pomógł mi je spełnić /kto by mnie pokochał /- ale to nic poczekam może znajdzie się taki ktoś :) a te dzieci mój brat ma czwórkę (2 latka, 7 lat, 13 lat i 15 lat ) i własnie do Wiednia i do Włoch się wybierają samochodem dziś w nocy na 2 tygodnie - dzieciaki przeżywają, brzuchy bolą bratowa narzeka na zatoki - ale oczy się błyszczą i jest ta chęć poznawania świata ;) także na prawdę dużo zależy od rodziców, liczy się ich podejście - że w życiu nie ma problemów a są tylko wyzwania :) Pozdrawiam i będę czytać z północnej części Polski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mnie zaciekawiłaś tą czwórką dzieci w drodze do Wiednia i Włoch :) i to że te oczy błyszczą mimo że brzuszki, zatoki, dwulatek w trudnym wieku... uwielbiam takie wyzwania :) Bardzo dziękuję Ci za miłe słowa o moim blogu i pozdrawiam!

      Usuń
  6. A mądrości bardzo trafne, przy dwójce również! Mam podobne odczucia, szczególnie ten wątek zmęczenia i głodu, marudzenia i kłótni. Aż czasem mi za nie wstyd :))) Także przybijam piątkę i łączę się w bólu, doli i niedoli :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha a mi nie wstyd tak bardzo bo jak są głodne to najczęściej krzyczą po polsku i nikt tu nie rozumie, że matka głodem torturuje ;) Płacząc i krzycząć ogólnie jakoś przełączają się na język polski, chociaż mówią na co dzień po angielsku.

      Usuń
    2. Czylu język polski jest idealny do narzekania? No popatrz...coś w tym jest ;-)
      Pozdrawiam gorąco Iwonko :*

      Usuń
    3. hahaha nigdy tak o tym nie myślałam ;)) ale chyba coś w tym jest! ;)

      Usuń
  7. Oj, zgadzam, podpisuję się obiema rękami, bo u mnie sytuacja podobna. To mądrości przez życie pisane. Jeżeli nie dzielimy się swoimi pasjami z dziećmi, jeżeli nie pokazujemy im tego, co nas zadziwia, wszystkim czegoś brakuje. Dzieci nie mogą przeszkadzać, trzeba je kochać, zawsze. No i należy zachować rozsądek, bo nie wszędzie powinno się dzieci zabierać ze sobą, z racji tego, że są dziećmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba oczywiste że do nocnego klubu dzieci nie zabiorę ;) Ale wiesz.. nie uważam, że rodzice którzy rezygnują z czegoś ze względu na dzieci albo nie zabierają gdzieś dzieci, ich nie kochają. Oni boją się raczej tego zamieszania, krzyku... boją się że nie będzie to fajny wyjazd bo wyczerpujący...

      Usuń
    2. Może wyszło zbyt kategorycznie, ale nie to miałam na myśli:) Wiadomo, rodzice czasami są wyczerpani opieką nad dziećmi, szczególnie wtedy, gdy nie mają nikogo do pomocy. Odpoczynek w takich sytuacjach jest jak najbardziej wskazany. Są też jednak tacy rodzice, którzy zazwyczaj wybierają wygodę,bo bywają sfrustrowani, a za swoją frustrację świadomie bądź nie obwiniają dzieci.

      Usuń
  8. to co mówisz to prawda z dziećmi da się prawie wszędzie wybrać, "prawie" ponieważ wiadomo jak się ma niemowlaka to ciut ogranicza :p
    My mamy tylko Oliwkę ale też ją ciągamy gdzie się da ze sobą żeby zobaczyła świat dookoła :) dzieci nawet 2-3 letnie zapamiętują z takich wyjazdów więcej niż się nam wydaje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja najstarsza córka pierwszą podróż samolotem odbyła w wieku 3 i pół miesiąca. Co prawda byłam przerażona.. wyczerpana... zwymiotowała wtedy na but dziewczyny która obok mnie siedziała a ja nawet tego buta umyć nie mogłam bo dziecko było przyklejone do mnie cały czas... i całe 9 godzin płakała... koszmar to był ;) ale zobaczyła Amerykę i swojego dziadka, bo wtedy mieszkaliśmy w Polsce.
      Oczywiście że niemowlęcia nie zabierzesz wszędzie. ale są ludzie którzy uważają, że nie zabierzesz prawie nigdzie.. a ja uważam inaczej :)

      Usuń
    2. Iwonko, rozumiem, że chciałaś żeby dziadek poznał swoją wnuczkę, ale jak sama piszesz - przerażenie, wyczerpanie, koszmar, płacz przez 9 godzin, wymioty... 3 i pół miesięczne dziecko po prostu było umęczone podróżą i za małe żeby zapamiętać dziadka a już na pewno nie Amerykę. Oczywiście współczuję wszystkim ale najbardziej współpasażerom.
      P.s. też jestem matką.
      Kasia

      Usuń
    3. Oczywiście miałam na myśli że dziadek zobaczył wnuczkę :) a z tą Ameryką to oczywiście że nie pamięta! Ale mimo tego co się działo w samolocie było cudownie potem przez całe dwa tygodnie :) A droga powrotna była już spokojniejsza... Wtedy jako jeszcze bardzo młoda dziewczyna porwałam się z motyką na słońce trochę.. teraz tak to widzę, ale nie żałuję zupełnie! bo samolot to 9h a wyjazd cały dwa tygodnie :)

      Usuń
  9. A w pewnej książce (jak przypomnę sobie tytuł, to wpiszę) o podróżach przeczytałam, że nie tyle chodzi o zapamiętywanie, ile o wrażenia, emocje. I że pamięta się głównie atmosferę (jak się jest zupełnym brzdącem). I okazało się, że w sumie podświadomie to wiedziałam, ale dopiero jak przeczytałam odkryłam w sobie tę wiedzę.
    Bo wycieczek z rodzicami było tysiące i pamiętam, że psioczyłam czasem okropnie, strzelałam fochy i byłam święcie oburzona kolejną kaplicą, ale teraz uważam to za najwspanialsze wspomnienia i cudowna nauka. Mimo że często nie pamiętam"skąd to znam".
    I ile się da, próbuję zapewnić takie wrażenia mojej trójce. I mężowi też ;) (już dawno tak się z kimś nie zgadzałam, jak dziś z Tobą, świetnie napisane)

    OdpowiedzUsuń
  10. Co racja to racja. Pozdrowienia z Europy :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Lubię takie mądrowanie :). pozdrawiam Sylwia

    OdpowiedzUsuń
  12. Myślę, że dużo zależy od wieku dzieci i własnego przekonania. Ktoś może mi powiedzieć, że moje dziecko nie lubiło gwaru i tłumu, bo go do tego nie przyzwyczajałam. A ja wsłuchując się w moje dziecko widziałam, że się w takim gwarze dobrze nie czuje, że bardzo chłonie emocje i nie najlepiej to na Nią wpływa. Ktoś by próbował dalej, ja wolałam zapewnić Jej spokój, ale co najważniejsze, nie czułam z tego powodu frustracji. Ze starszymi dziećmi jest inaczej, więcej potrafią zrozumieć i bardziej sobie z takimi emocjami poradzić. Tak sobie skromnie myślę ja =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I piękne to są myśli!! Moją córkę najstarszą gwar uspokajał jak była niemowlęciem. Otwierała wtedy szeroko oczy i rozglądała wszędzie. W ciszy było jej źle. Oczywiście, że to szalenie ważne by wsłuchiwać się w dziecko i samego siebie też! Bo jak mama nie czuje się komfortowo z dzieckiem na wycieczce to przecież na siłę nie pojedzie by komuś coś udowodnić. Zgadzam się zupełnie z Tobą! Mi chodziło tutaj o to, że nie rozumiem mam, które z frustrowane bardzo czegoś chcą ale nie podjemują wyzwania bo dziecko. I to "bo dziecko" "bo dzieci" staje się usprawiedliwieniem rzucanym jak na zawołanie. Bo ja wierzę że można bardzo dużo jak się tylko chce :) Jeżeli natomiast ktoś świadomie wybiera nie zwiedzać, nie robić nic tylko z dzieckiem być do dwóch lat, trzech, pięciu, to też to rozumiem! nie rozumiem tylko narzekania - że no jak?? przecież dziecko mam....

      Usuń
    2. A no ja tego też nie rozumiem, ale czasem zastanawiam się czy to jest kwestia tego, że chcą ale boją się spróbować, czy boją się przyznać, że takich przygód nie potrzebują, boją się, że ktoś uzna, że nie są przebojowe a tak przynajmniej skryją się pod - dla mnie również niezrozumiałym pretekstem - "bo dziecko". Pozdrawiam ciepło Kochana =*

      Usuń
  13. Trzeba je zabierać wszędzie póki chcą. Nadejdą czasy ,że będą wolały w innym towarzystwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz Maszka jak ja o tym często myślę!! Że za chwilę będę musiała je prosić.. namawiać... a teraz, póki co, mam to wszystko na zawołanie :)) tylko brać :)

      Usuń
  14. Dla mnie moje dziecko też nie jest przeszkodą, ale powodem do poznawania nowych miejsc, pokazywania tego co już sama kiedyś zobaczyłam zachwycania się tym razem z nią, samolotem jeszcze nie leciała ale specjalnie dla niej pojechaliśmy, pociągiem, autobusem, płynęliśmy statkiem, a w zeszłym roku przejechaliśmy 3000km a w tym przejedziemy 5000km a i zdarzało się na koncert zabrać. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moje dzieci pociągiem jeszcze nie jechały. To znaczy jechały takimi zabytkowymi gdzieś gdzie zwiedzaliśmy coś, ale nigdy zwykłym... to jest myśl! muszę to zrobić! dziękuję :) zupełnie mi z głowy ten pociąg wyparował!

      Usuń
  15. To Twoje"wymądrzanie się " jest bardzo interesujące,a właściwie oglądając zdjęcia ,to tak się czuję jakbym czytała piękną książkę o rodzinie, o życiu,radości,miłości.Wciąga bardzo ,a po obejrzeniu wszystkiego chce się jeszcze .Po prostu jesteście świetną i bardzo uroczą rodziną.Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Iwonko po raz kolejny zgadzam się z Tobą w stu procentach! Ja jestem teraz w piątym miesiącu ciąży, Majka ma trochę ponad dwa latka i za dwa tygodnie jedziemy samochodem na podbój Pragi Wiednia i Budapsztu. I wszyscy wokół za głowę się łapią, że jak to tak, że niebezpiecznie, że w ciąży, i że Maja taka mała... A my wiemy, że będzie pięknie jak zwykle. Chcę ją świata uczyć, pokazywać,, ciekawość w niej rozbudzać i ani dzieci, ani ciąża w niczym nie ograniczają. Wszystko zależy od naszego podejścia. Jak Maja miała pięć miesięcy pojechaliśmy w Bieszczady i tam po kolei zdobywaliśmy kolejne szczyty. Majka dyndała sobie w chuście wesoło. Ci co nas mijali to w większości uśmiechali się do nas, zaczepiali Majeczkę, mówili, że super, że taka mała i już po górach chodzi;) Ale byli też tacy co nas zatrzymywali i pukali się w czoło, że co my wyprawiamy! Że ciśnienie Majce do główki uderzy, że to niebezpiecznie i jeszcze moje dziecko za nóżki łapali (obcy ludzie!!), że zimne niby ma... I ja sobie myślę, że tacy jak oni to pewnie z dzieckiem za próg domu nosa nie wystawią, tylko czy to dobrze?... Czy nie zabierają dziecku tego co najpiękniejsze?... Ja bym tak nie potrafiła, ja chcę pokazywać, uczyć odwagi, ciekawości i sama zwiedzać, oglądać... Uściski Iwonko wielkie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ola, ja pamiętam, że albo u ciebie czytałam o tych górach kiedyś na blogu albo mi osobiście coś o tym mówiłaś - bo ja to pamiętam!! Życzę wam pięknych wakacji i zazdroszczę też trochę, bo my swoje musieliśmy odwołać z powodów rodzinnych... może uda się nam polecieć w listopadzie. Bardzo bardzo gratuluję Ci stanu błogosłowianego :):)
      Czekam na relację z wakacji na blogu! Uściski!

      Usuń
  17. Iwonko. To nie pierwszy raz. I zdecycowanie nie ostatni kiedy zgadzam się z Tobą od pierwszej rozpoczynającej dużej litery do ostatniej końcącej kropki. Zastanawiam się czy w ogóle kiedykolwiek było inaczej. Ja tak samo jak Ty przyjęłam macierzyństwo z całym bagażem i nadbagażem, o którym nikt mnie nie uprzedzał. Bo przecież w wyobraźni wszystko zawsze wygląda ciut lepiej nim się zderzy z rzeczywistością. Ale przyjęłam je. Macierzyństwo jest darem - nie obowiązkiem. I ja sama już nie wiem ile razy spocona, bordowa na twarzy syczałam pod nosem, że to absolutnie ostatni wyjazd do Polski. Że ja nie chcę już takich urlopów, że mam ich dość. A po miesiącu, czy dwóch cała w skowronkach pakowałam walizki w myśl, że znów jedziemy do Polski. Wielokrotnie jechałam sama te 1000 km w nocy. Kierując śpiewałam kołysanki i podawałam mu mleko. Zatrzymywałam się na parkingu. Trzy szybkie okrążenia samochodu, żeby się obudzić i dalej w drogę. I jest cholernie ciężko. Bywają momenty kiedy człowiek ma ochotę rzucić się pod jadącego TIR'a. Ale wtedy sobie przypominam, że przecież kwiatki będziemy zrywać i wąchać. I nakarmimy rybki w stawie. A ja znów zabiorę go nad jezioro. I pojedziemy do każdej babci z osobna. I zwiedzimy park.

    I może jeszcze jest mały. Może jeszcze niewele możemy. Krótsze spacery. Mniej ambitne zwiedzanie. Ale nie wyobrażam sobie, po prostu sobie nie wyobrażam bym tak jak inni - spakowała walizki, dziecko podrzuciła babci i na dwa tygodnie wyjechała na urlop bo MUSZĘ ODPOCZĄĆ. Rodziną jesteśmy. Zawsze. I tak czasem mi się wydaję, że od dzieci to nie wypada w taki sposób odpoczywać. Zwłaszcza gdy mają 6 miesięcy, a Ty jedziesz na 2 tygodnie do Tunezji. Znam takich i zawsze tak samo krew mnie zalewa na widok tych zdjęć z wakacji, na których nie widać zamka z piasku małymi rączkami lepinego !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Paulina, ja bym z mężem mogła sama wyjechać na "chwilę", ale byłoby to miejsce, gdzie byliśmy już z dziećmi... Bo wiesz znam rodziny które jadą do np. Włoch pierwszy raz w życiu i zostawiają swoją dziesięcioletnią i sześcioletnią córkę z dziadkami... Ja sobie nie potrafię wyobrazić tego!!! Bo moja córka która ma 11 lat, by dosłownie oszalała że nie może Włoch zobaczyć i ja bym oszalała! i mój mąż. Jak jechaliśmy do Włoch dwa lata temu, to moja Nadia odgrzebała słownik Włosko angielski który dostała kiedyś od cioci i uczyła się słówek! Czytała w internecie o tym kraju. Co się je, co się pije, że pizzę można kupić z automatu ;) I potem w tych Włoszech szukaliśmy automatów do pizzy, o których nawet rodowity Włoch nie słyszał ;) Chodzi mi o to, że dla dziecka tak dużego to coś niesamowitego widzieć nowy kraj! Umarłabym bez niej! bez nich wszystkich. Tylko wtedy czuję radość jak mam wszystkich obok siebie :)

      Usuń
  18. Hihi, my tez zawsze z dziecmi w drodze. Jak Ines byla mala, to jechala z nami autem, z Tunezji do Polski i to zima, byla wspaniala, nie marudzila... Ona tez juz leciala, plynela statkiem i jechala juz chyba wszystkim. Sama z nimi lecialam z Paryza do Pl, Adam na cycku byl wtedy, nie zapomne jak wyladowalismy, a to byl jego czas na mleczko i spanie, oj jak ja bieglam do bramki i bagazy i cala droge z lotniska, wisial i doil :)
    Z glodem to mamy tak, ze ledwo wsiada do czegokjolwiek, ledwo na jakis festyn wejdziemy, to slysze, ze glodni, nie wytrzymaja i w ogole umra zaraz, dlatego w torbie mam pierdyliard gadzetow i przekasek. Wczoraj na festyn w szkole, jechalam nawet z autem na pilota, bo prosto z przedszkola...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha a ja zobacz całe życie nie przyzwyczaiłam się by brać do torebki przekąski... ciągle głodne są! jak u ciebie! a ja ciągle wszędzie na pusto wychodzę ;) Grażyna jesteś niesamowita z tym dzieckiem na piersi lecąca do bramek!!! podziwiam takie kobiety!

      Usuń
  19. Oczywiscie ze tak.Bez dzieci nijak.:) Wszystko się da i wszystko można.Pamiętam jak Alan miał 3 latka wsiedlismy w trójke do samolotu pierwszy raz w zyciu lecac na wymarzone wakacje na Krete..zamykam oczy i pamietam lot jak male dzieci plakalay przy starcie i lądowaniu mlodsze i mniejsze przypiete pasami z mamami na kolanach.Nasz spał tam i z powrotem i trzeba bylo budzic:) Pamietam siebie ooo koszmar dla mnie lot..(mdlosci i wymioty uszy zatkane)swiadome poswiecenie:)Pamietam jak wstawalam o 6 rano robilam na Krecie do buteleczki grysik bralam podusie,wode slodke buleczki i gnalam do portu autobusem 6:15 na prom w Heriaklionie aby poplynac na Santorini.Moje wytesknione wymarzone.Pamietam jak ubrani na bialo zwiedzalismy ta wyspe istna smażalnia a ludzie w roli frytek:).Mialam wszystko aby przetrwać+ aparaty i kamere:) Robilismy przerwy w chlodnych kapliczkach podczas zwiedzania.Dodam ze promy nie podplywaja bezposrednio do Firy (skaliste dno) przeprawa pontonami lub lodkami ze statku:) Byłam,widzialam,zwiedzilam a że mialam malutkie dziecko i wszystkiego zobaczyc nie moglam na miejscu to mysle ze wrocimy tam i dokonczymy zwiedzanie bo Alan pamieta b.dobrze 14 dniowy pobyt na Krecie:) i koniecznie chcialby tam wrocic.Przede wszystkim do kolezanki Kiki z ktora ma zdiecia i do dzis wisza w naszej galeri zdiec.Sa tak niesamowite on bielik ona mulatka:) Pamietam tez mamy ktore mialy w hustach malutkie dzieciatka przy piersi i zwiedzaly:) i karmiły na promie.To niestety nie byly Polki:(.Alan uwielbia z nami spedzac czas ,z nami jezdzic,i nie wyobrazam soebie zostawic go w domu.U ciebie pewnie jest to samo mimo narzekań ze nogi bolą...dziewczynki sa szczesliwe.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są bardzo szczęśliwe!! i uwielbiają zwiedzać! Ja kiedyś leciałam z Nadią (3 latka) samolotem do Polski (9 godzin)... a ja mam prawie zawsze rewelacje żołądkowe w samolocie.. no a Nadia moja była taka że sama nie posiedziała chwilę na siedzeniu, więc całą podróż prawie spędziłyśmy w toalecie i ten dzieciak przyglądał się jak mama wymiotowała... oj to była podróż której nie zapomnę. A że byłam w ciąży to jeszcze dodatkowo te nudności były wzmożone ... Potem opowiadała każdemu, że mama... aj nie będę mówić haha ;))

      Usuń
  20. P.S.Marzeniem Alana jest zobaczyc N.Y..:) I nie tylko sam N.Y.A ja sie zastanawiam jak to marzenie jego spelnic:)(koszty +wizy) narazie marzenie nie osiagalne:( dla nas.Moze kiedys:) kto wie.Zbieram magnesiki na lodowke z wszystkich zakatkow swiata i N.Y mam w swojej kolekcji.Przywiozla mi sasiadka w tym roku.Byli 3 tyg u znajomych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w jakim wieku jest Alan? Skoro ma takie konkretne marzenia to chyba duży chłopak już :)

      Usuń
  21. To masz tak samo z wycieczkami jak ja, albo w drugą stronę ja mam tak samo jak Ty :), bo gdzie te ręce wsadzić :) . A pozatym masz jeszcze jedną cechę wspólną WIELKA MAMINA TORBA, która pomieści wszystkie te najpotrzebniejsze rzeczy:D moje zazwyczaj urywają mi ramię taka ilość rzeczy potrafią zmieścić . Zdjęcia piękne, bardzo naturalne, zazdroszczę Wam tej wycieczki, pozdrawaim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Torba wielka ale nie było w niej tego jedzenia dla dzieci, po które chciały pod numer alarmowy dzwonić ;)) zawsze zapominam o przekąskach!!

      Usuń
  22. To jak spędzamy czas, zależy od tego jakie mamy podejście do życia. Dla marudzacych i leniwych osob, zawsze znajdzie się powód, żeby znaleźć wymowkę. Nieważne tez ile nasze dzieci mają lat, ważne żeby chcieć. Należy rowniez pamiętać, że każde dziecko jest idealne i bezproblemowe poza naszym własnym "podwórkiem" wiec nie szukajmy wymowki "twoje dzieci sa takie i takie" bo najczesciej znamy je krotkich spotkan i ze zdjec. Mam dziecko niepełnosprawne i nie stanowi ono dla mnie problemu, aby pojechać na wakacje, weekend i poznawać swiat. Może czasami jest to bardziej kłopotliwe, ale to jest częścią tej calej frajdy. Co do wyjazdu bez dzieci, jak najbardziej jestem za, bo wtedy (zawsze jeden tydzień w roku) jadę na wyprawę fotograficzna i jest to tylko i wyłącznie mój czas. Potrzebuje tego jak powietrza do życia.
    Reasumujac: w pełni popieram Twój punkt widzenia ale i stawiam na odrobine egoizmu. Życzę Wam jak najwięcej takich wypraw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też!!! o ten egoizm mi chodzi... tylko że musiałoby być to miejsce które już z dziećmi widziałam.. inaczej serce by mi pękło że ja widzę coś czego one nie mogą zobaczyć. Ale póki co, jeszcze nam się taki wyjazd nie zdarzył... nie potrafię na razie ;) Ale absolutnie uważam że każdy ma do tego prawo :)

      Usuń
  23. U nas dokładnie to samo! Bez zmiłowania! Ale z tyloma wrażeniami! :))))
    Oj wybrałabym się do tej waszej Ameryki...

    OdpowiedzUsuń
  24. "Po pierwsze nie wiesz jakie są moje do końca. Bo to wiem tylko ja" - pożyczam. Broń to będzie najlepsza:). I słowo mądre i zdjęcia piękne. 14 km pierwszego dnia, a Ty jak z najlepszego katalogu w tej sukience.Z torbą na ramieniu. Podziwiam! Trochę zazdroszczę:). Czekałam na tego posta z W.

    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo większość zdjęć było robionych na początku drogi ;) Pozdrawiem również :)

      Usuń
  25. Ja też nie widzę problemu, może dlatego,że nawet wyboru za bardzo nie mam. Podróże to cześć życia razem, wiele uczą....pierwszy lot sami w trójkę plus bagaże, torebki, misie...-istny kataklizm. A to, że marudzenie, znudzenie lub niecierpliwość to typowe dla dzieci a długie wędrówki, nie chodzenie na łatwiznę, czyli byle było wygodnie bardzo hartuje i kształtuje charakter moim zdaniem. Pokonywanie bólu, słabości w dojściu do celu.... Brawo! Btw ten post brzmi dla mnie jak manifest wymierzony w kierunku kogoś kto mocno znalazł Ci za skórę....
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie nie zupełnie nie jest manifestem! Usłyszałam natomiast kilka razy w życiu stwierdzenie, że moje dzieci to zupełnie inne i z nimi to łatwiej i teraz mi się przypomniało ;)

      Usuń
  26. Witaj,
    Skomentowałam wcześniej, ale gdzieś w przestworza uleciał tekst ;))
    Ale ,że jako muszę choćby słówko pod tym postem skrobnąć, zacznę od najistotniejszego stwierdzenia,że piękne te wasze rodzinne wyjazdy!

    I nasze dzieci zawsze podróżują z nami.
    Jeżdżą również same, gdy tylko jest ku temu stosowna okazja i chętni opiekunowie , by je ze sobą w jakąś podróż wziąć;)
    Dzięki temu widziały już sporo więcej niż my.
    A ich obszerne relacje z dalekich i bliskich wojaży , te iskierki w oczach i szczęście na twarzy wymalowane są powodem dla którego każdorazowe myślenie o jakimkolwiek wyjeździe dostosowujemy pod ich grafik ;)
    Nie mogłabym inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja mam nadzieję, że moje dzieci jak już będą mieć swoje grafiki to nadal zechcą z nami podróżować ... ;)

      Usuń
    2. Iwonuś, sprostuję, ja pisałam o dostosowywaniu się do grafików zajęć szkolnych i pozaszkolnych moich pociech,a nie o ich grafikach pracy ;)))
      To przecież jeszcze całkiem małe dzieci, choć one same uważają inaczej ;)
      Mam zdrowe relacje z moją młodzieżą i nie planuję organizować im dorosłego życia ;)
      Przynajmniej tak mi się teraz wydaje ;)

      Usuń
    3. ALeż ja Cię tak właśnie zrozumiałam!! moje dzieci dopiero szkołę zaczynają (Nadia tylko jest w 5 klasie) a maluchy to dopiero zaczynają więc na razie jako takich grafikow nie mają i tak ważnych przedmiotów żeby nie wyjechać na wyjazd w trakcie szkoły ;) Ale mam nadzieję że jak będą mieć po 18, 16 lat ..że nadal będą chciały.. ogromną mam nadzieję :)

      Usuń
    4. Aaaa, no to jak tak, to ok; )

      Uściski dla wesołej gromadki!
      Ps- Zanim się obejrzysz ,Twoje Maluchy przerosną Cię o głowę ;)

      Pozdrawiam!


      Usuń
  27. Piękny post... I szczera prawda w tym co napisałaś.
    Dzieci to MY, a gdzie MY tam i one.
    Nie wyobrażam sobie nigdy wakacji i zadnego innego wyjazdu bez moich łobuziaków. Nawet nie ma takiej opcji.
    I chłonę każdą chwilę, mimo że potem często padam na nos.
    To jest właśnie życie, moje życie... i jestem za nie wdzięczna jak nie wiem co.
    Pozdrawiam ciepło Basia

    OdpowiedzUsuń
  28. Przede wszystkim to świetny blog, trafiłam dziś tu pierwszy raz i już tu zostaje! ;)
    A co do posta, zgadzam się w zupełności i zdanie: dzieci są powodem a nie przeszkodą - podpisuje się wszelkimi kończynami. To właśnie jak pokażemy dziecku świat i ile nauczymy jest największym darem nas rodziców dla dziecka, nie to, że ma obiad na czas i poreperowane skarpety. Niestety nie każdy to rozumie i UMIE. Mój tato był obieżyświatem i przekazuje pokoleniowo córce.. choć często jej się nie chce, choć marudzi, choć zrzędzi- idzie. A potem mamy całą moc pięknych wspomnień.
    I jeszcze jedna racja, od maleńkości wpajać pokonywanie schodów to z pewnością później procentuje. ;)
    Podziwiam zaparcie że nie dałaś za wygraną w przypadkach choćby samolotowych, już sobie wyobrażam a obraz fioletowej z błyskiem w oczach mówi wszystko.

    Serdeczności!;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Dobrze, że znowu nie przegapiłam Twojego posta :-) tego dziś potrzebowałam, albo lepiej wydrukuję to i dam mojemu mężowi, który sie mocno zastanawia jak my na promie (płyniemy do Szwecji w lipcu) będziemy Marcyśce kasze gotować? :-)
    Ale kilometrów to na trzepaliście :-) Super!
    Za oknem deszcz a ja znowu odbyłam fajną podróż z Wami :-)
    Pozdrówka ciepłe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwona ja muszę zacząć od pytania! Czy ta łąka makowa ze zdjęcia u Ciebie to jest gdzieś u was?? Boże jak ja bym się taką łąką przebiegła :):) uwielbiam maki! kojarzą mi się z Polską zawsze..brakuje mi ich tu. A Marcysia ma już 3 latka to pomyśl, że ja leciałam z taką Marcysią i jeszcze dwójką dzieci samolotem sama 9h ;)) i to w jednym miejscu!! na promie możesz się gdzieś ruszyć przynajmniej ;) Będzie dobrze :)

      Usuń
    2. :-) ta makowa łąka to pole sąsiada, uwielbiam tamtędy chodzić, maki i chabry to dla mnie dzieciństwo
      Jak by co to bardzo ciepło Cię zapraszam :-)
      Jeśli chodzi o trudne warunki, to ja jestem odporniejsza od mojego męża, my kobiety chyba tak mamy

      Usuń
    3. Iwona ale jak na sąsiada pole mnie zapraszasz?? hahahahaha :):) jak kiedyś będę lecieć do Polski to będę starała się wstrzelić w kwitnienie maków. Ostatnio mi się udało! ja przeżywałam maki przy drogach jak jechaliśmy z lotniska a moje dzieci bociany ;) uwielbiamy Polskę! tylko te bilety takie drogie ...

      Usuń
  30. Czytając Twojego posta pomyślałam - kurde ale jaja taka sama wariatka (w pozytywnym słowa znaczeniu) tęż tak ma jak ja. Uwielbiam podróże z dziewczynkami, uważam że są moimi skrzydłami a nie kula u nogi, która zawadza i zniża do ziemi aby gdziekolwiek pojechać.
    Pamiętam kiedy miałam 12 lat mój tato zabrał mnie na wycieczkę do Paryża, byłam wściekła, że znów gdzieś idziemy, znów to zdjęcie, a teraz jak patrze na te zdjęcia to myślę .. Ale ja głupia byłam, na zdjęcia mam minę jak by za kare tam była. Dziecko docenia to po latach.
    Wasze zdjęcia są PIĘKNE!!! A najbardziej rozczuliło mnie jak dziewczynki siedzą z tata na schodach tacy wymęczeni a mama jeszcze zdjęcie pstryka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ada ja Cię podziwiam!! Bo Ty masz trojaczki!! dzieci w tym samym wieku! to jest najtrudniejsze chyba jak dzieci są w tym samym lub zbliżonym wieku... to musi być wyczyn!! Ale widać że z was zorganizowana rodzinka :) rodzinka z kucykami :)

      Usuń
  31. hahaha wiesz Marta to tak jak ja.. mąż z dziećmi na weekend wyjechał, a ja dzwoniłam co 2 godziny ;)) i jak zasypiałam w nocy tak w samotności, ciszy, spokoju... to tak mi było źle, że aż uwierzyć ciężko ;) bo one późno zasypiają i zawsze chodzą i doprowadzają do obłędu czasem i my już chcemy spać a one dalej gadają.. i jak w końcu miałam spokój... to nie umiałam go przyjąć :):) tak samo jak pojadą do mojego taty na tydzień... chodzę z kąta w kąt i nie umiem sobie miejsca znaleźć... Dwa tygodnie wolności to piękna perspektywa dla Ciebie :) tylko jak ty wytrzymasz??? ;)

    OdpowiedzUsuń
  32. Twojego bloga znalazłam jakieś dwa tygodnie temu. Jest świetny,. uwielbiam go czytać:-) a ten post tak przemawia do człowieka, ze każdemu mogłabym z czystym sumieniem polecić przeczytania. Sama prawda, która wiele dała mi do myślenia. Ja tez mam trójkę dzieci chłopczyka 5 lat i córeczki w wielu 3,5 lata oraz 8 miesięcy. Jestem z nimi całe dnie. I wszędzie zabieram je ze sobą. Czasamiak dają mi " w kość" mowię wtedy, ze to ostatni raz. Ale mimo wszystko dalej je zabieram. Czasami chciałabym pobyć troche sama ale jak tylko mam możliwość to nie wiem co ze sobą zrobic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i jeszcze jedno jak skończyłam czytać usmiechnelam sie i powiedziałam sobie Ja Tez Mam Sile:-)))))))

      Usuń
    2. No to ja ciesze się ogromnie, że sile masz :) dziekuje za mile slowa i musze jeszcze powiedziec, że jesteś bardzo dzielna! To malutkie dzieci jeszcze!
      No a chwila dla siebie to jak powietrze jest potrzebna jak ma sie dzieci! I jest ważna bardzo. I trzeba sobie na nia pozwalać w miarę możliwości ...

      Usuń
  33. Szczera prawda że z dziećmi mozna dużo. My mieszkamy daleko od naszej najbliższej rodziny jakieś400km a w Polsce wiesz jakie są drogi.jak urodził się pierwszy a potem i drugi synek nie było dla nas problemu pojechać w odwiedziny z 4 tygodniowym dzieckiem właśnie do rodziny ponieważ oni mieli za daleko ale chcieli zobaczyć wnuczka. Jak wyjeżdzamy nad morze, w góry cała nasza rodzina tylko mówi "z takimi małymi dziećmi?!" w taką podróż ale my jesteśmy dobrze zorganizowani i jakoś tak od zawsze z mężem czytaliśmy sobie w myslach przy pakowaniu że ja spakuję to bo mąż na pewno weźmie tamto. grunt to dobra organizacja. i przede wszystkim nasz nastrój udziela się dzieciom nie raz tego doświadczyliśmy. pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastrój udziela się absolutnie!! A jeżeli chodzi o organizację to my też mamy wszystko opanowane do perfekcji! Każde dziecko jest inne i każde innej uwagi i innych rzeczy w drodze potrzebuje! Grunt to poznać własne dzieci .. i mieć odwagę podbijać z nimi i małe uliczki i wielki świat :)

      Usuń
  34. Wlasnie zaczelam 7 miesiac ciazy i wszyscy dookola mi mowia, ze zycie sie zmieni, ze nic juz nie bedzie takie proste, ze podroze sie skoncza, no bo jak?z maly dzieckiem w upale?w ciaglym ruchu?przeciez dziecko to ciezar, ciagle placze, marudzi, chce spac, nie chce spac...potrzebuje spokoju i kto to widzial, zeby takiego maluszka ciagac ze soba po swiecie?!a my na przekor wszystkim planujemy podroz przez cala Europe wlasnie z rakim maluszkiem (Mala bedzie miala wtedy ok. 7 miesiecy).Twoje slowa mnie tylko utwierdzaja w przekonaniu, ze chciec to moc i wszystkie bariery sa stwarzane przez nas w naszych glowach.
    P.s. Piekne imie Clara, moja coreczka tez bedzie miala tak na imie:)
    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cudownie czyta się takie plany historie.. plany podróżnicze ... Zgadzam się z twierdzeniem, że życie z dzieckiem nigdy już nie będzie takie samo jak było bez dziecka. To oczywiste że nie będzie! Będzie trudniejsze, tak. Ale będzie też dużo dużo dużo piękniejsze :)
      I wiesz są dzieci tak wymagające, że matka czasem z wyczerpania płacze, śpi na stojąco i panikuje... tak, są takie dzieci. Ale ten okres mija! tego wczesnego niemowlęctwa w którym najtrudniej się pozbierać! i trzeba pamiętać o tym że za chwilę będzie lepiej.. z każdym dniem coraz lepiej.. a uśmiech pierwszy (ten około 6 tygodnia życia dziecka) powala na łopatki wszystkie trudny... i nie ma wtedy konkurencji ... ten mały, słodki uśmiech dziecka, które jest częścią Ciebie :) Cudowne uczucie! Pozdrawiam i trzymam kciuki za podróż!!!!

      Usuń
  35. Ja to wszystko, o czym piszecie mam już za sobą. Dzieci dorosły. Częściowo - usamodzielniły się. Pamiętam te czasy wspólnych podróży. Było super - pod namiotem, w pensjonacie...Dzieci pamiętają te ekstremalne sytuacje - namiot, burza, zimno i wiatr targający płótnem. Dogrzewanie się we wspólnym namiocie. Dzieciaki wspominają te wakacje do dzisiaj. Pozdrawiam i życzę wielu przeżyć, które wspominać się będzie w długie zimowe wieczory....Nina.

    OdpowiedzUsuń
  36. Jestem mamą dwójki,córcia ma 5 a syn rok i o nim trochę a raczej o niemowlakach jako że ostnio znów przechodziłam temat : śpi czy tylko udaje że śpi, zrobił kupkę czy nie,zjadł za mało a może za dużo,kolka czy tylko wzdęcia,dlaczego drze się akurat kiedy wokół pełno ludzi?....itp,itd.Wiem doskonale że każdej z nas spędzały sen z powiek te same problemy. Kiedy rozmawiam z mamami, jedne potrafią powiedzieć tak! jestem wykończona,mam dość,nie śpię w nocy,nie dojadam,a inne nie potrafią się do tego przyznać ? myślę że tu wszystko się zaczyna...trzeba życie brać takie jakie jest,akceptować rzeczywistość i to jakie są nasze dzieci...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz :)