Tą jego dziwną fryzurę z zygzakiem na samym środku głowy i oczy rozbiegane i nieufne. Równiutko ustawione buciki w kąciku. I paluszek wystawiony wysoko w górę jak chciał dokładkę jajecznicy. I dokładnie pamiętam, że to była jajecznica. Ja rozpłakałam się i odeszłam od stołu. Serce pękało małej dziewięcioletniej dziewczynce na widok tego przerażonego dziecka.
Ustawiał kapcie zawsze pod kreskę przy łóżku. Bez pozwolenia nie wykonał nawet ruchu. Nerwowo skubał rękaw bluzki, zresztą sporo za dużej.
Opowiadał mi, że jak był na koloniach to panie biły wszystkie małe dzieci przed snem, żeby nie płakały w nocy. Każdy dostawał tyle samo klapsów ale on nie wie ile bo nie umie liczyć jeszcze. I jak kapcie stały nierówno to też się obrywało. I nie można było o dokładkę jedzenia prosić na głos, tylko ten palec w górze trzymać, ale nie zawsze Pani zauważyła.
Tylko że to nie były kolonie… ale tego on wtedy nie wiedział.
Życie toczyło się dość spokojnie ale co jakiś czas wychodziły na jaw kolejne "paluszki przy jajecznicy".
Był nerwowy. Nigdy nie umiał siedzieć w miejscu. Jak usiadł przed telewizorem to albo bujał się w przód i w tył albo przesiadał się z jednego pośladka na drugi. I tak przez cały film. Ze 120 razy. I miał wiecznie zaciśnięte pięści. I chusteczkę do nosa, którą musiał mieć przy sobie. Widocznie w domu dziecka kocyków był niedobór. Więc przytulał się do chusteczki do nosa.
Tyle nieszczęścia było w tym malutkim chłopczyku. Takiego widocznego nieszczęścia. Ile było tego niewidocznego to nawet nie chcę przypuszczać…
Ja przy tej pierwszej wspólnej jajecznicy, gdy odeszłam od stołu we łzach, obiecałam sobie na głos w moim pokoju, przy biurku, że do końca życia będę go bronić. Że nigdy nie pozwolę by działa mu się krzywda. Że on nie jest winien swojego nieszczęścia.
Puzel po puzelku ktoś go składał na tą istotę którą jest. Na te pięści zaciśnięte i te nerwowe spojrzenia. Na zeza nabytego. Na zbyt mały obwód główki jak na jego wiek. Przecież to nie jego wina. Zawiodło wszystko na jego drodze. Więc ja zawieść nie mogę! Muszę mu pokazać życie…
A miałam wtedy 9 lat. Co ja o życiu wiedziałam? Ale wiedziałam czym jest spokój ducha i bezpieczny dom. I mama, która każdej jednej nocy, nawet jak byliśmy już zdecydowanie za duzi, żegnała nas znakiem krzyża wieczorem nad łóżkiem, by chroniły nas w nocy Anioły. Wiedziałam czym jest zwykły dzień w zwykłym domu. Kto by wtedy przypuszczał, że to nie jest wcale nic. Że to jest więcej niż…. więcej niż.
Nikomu nie było łatwo. Ale jemu było pewnie najtrudniej.
Dziś mały trzyletni chłopczyk ma 31 lat.
Jest mężczyzną. Ma dzieci. W życiu mu się…. nie wiedzie.
Próbuje podobno. Przyrzeka regularnie. Obiecuje sam sobie.
Dziś mój brat ma ciężko. Jak zawsze. Jak od zawsze.
Stawałam na głowie. Broniłam zgodnie z obietnicą. Lata krzyku w poduszkę upłynęły zanim wymazałam z głowy tę jajecznicę. Bo ileż można z siebie dawać…. Okazuje się, że w nieskończoność.
By przypomniał sobie jak brał mnie za rękę i ciągnął do piaskownicy a ja mimo że koleżanki czekały, szłam z nim. I przewalałam ten piasek z miejsca w miejsce, odkładając kolorowe szkła na kupkę po lewej stronie.
Jadł piasek i kiedyś nawet chciał zjeść dżdżownicę. Odłożyłam dżdżownicę, obsypałam z piasku rączki i spodenki, wzięłam za rękę i zaprowadziłam w kolejkę do jedynej huśtawki na osiedlu. A potem tłumaczyłam jak huśtać się na okrętkę. Wtedy patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. A ja czułam się jak królowa wszechświata. Ten mały chłopiec miał we mnie prawdziwą starszą siostrę. A ja miałam prawdziwego malutkiego braciszka.
I nachodzi mnie taka nostalgia i zamyślenie raz na jakiś czas. W jego urodziny. W święta. W momentach takich jak dzisiaj. Bez powodu momentach.
Jak ja bym chciała. Żeby choć raz jeszcze. Przez chwilę zapomniał, że jesteśmy dorośli. I pozwolił wyciągnąć sobie tę dżdżownicę z ręki.
Kto ma dom, rodzinę, codzienne gotowanie, pielenie w ogródku, herbatę w ładnym kubku, liście do pozamiatania pod domem, miękkie łóżko i kapcie zdjęte jakkolwiek, ten nawet o tym nie wie, że w niejednych oczach, ma wszystko, ma cały świat.
Poniżej kawałek mojego.
Zosia namalowała ostatnio rysunek. Bez przemyśleń. Ot tak usiadła i namalowała.
A potem opowiedziała mi:
mama i tata się spotkali i powiedzieli sobie "Hi"
potem wzięli ślub
potem mieli dziecko
a potem dziecko poszło do szkoły
przecież to takie dla niej jasne, że ten świat właśnie tak działa…
iwona wisniewska
A ja siedzę.. myślę.. i zastanawiam się czy kiedykolwiek we mnie jako dziecku było tyle odwagi i siły, by 'wyciągnąć komuś dżdżownicę z ręki'.
OdpowiedzUsuńAle cholera wiem jedno - zaraz wykopię Cię spod tej ziemi co się zakopałaś i dam kopniaka, bo tak pięknych, szczerych i wartościowych uczuć nie wolno się wstydzić - a wręcz karygodne jest zakopywać się razem z nimi w jakimś tam polu !!!!
nie wiem dlaczego masz płonąc z zażenowania. Nie ma tu nic takiego! Ciesz się, że on miał dzięki Wam piękną rodzinę. Ja jak miałam lat 23 zostałam macochą. Nie taką do końca, bo mam jest, ale mam pasierbice i Stach przyrodnie siostry. Ich więź już jest magiczna. Moja i ich pełna lęku "Co mama powie"... jest ciężko i jest fajnie czasami : ) Mam nadzieje, że kiedyś nasz rodzina będzie taka prawdziwa w uczucia jak Wasza : )
OdpowiedzUsuńTo jest piękne..inne słowa są zbędne.
OdpowiedzUsuńzalałam klawiaturę łzami .. uczuć nie powinno się wstydzić, to najpiękniejsza rzecz na świecie dająca nam możliwość wyrażenia naszego stanu ducha. pozdrawiam, wierna fanka.
OdpowiedzUsuńPiękne. Tyle miłości.
OdpowiedzUsuńWzruszające...łezka w oku się kręci...
OdpowiedzUsuńpiękny tekst czytałam ze łzami w oczach
OdpowiedzUsuńOsobiste bardzo, trudne, prawdziwe, z serca wprost... odważna byc musisz, że jednak opublikowałaś i podzielłaś się tymi przeżyciami, emocjami z nami wszystkimi... podziwiam, pięknie opowiedziane. Pozdrawiam i trzymamm kciuki za Brata.
OdpowiedzUsuńokiem-ani.blogspot.co.uk
łzy same pociekły
OdpowiedzUsuńMuszę czytać chwilami po dwa - trzy razy, tyle mrugania przez te głupie łzy :)
OdpowiedzUsuńWażne dla mnie. Że mam dom, pranie, gotowanie, sprzątanie, szarą codzienność której mam dosyć. I że to jednak cudowne jest i docenić mogę jak czytam Twoje słowa.
OdpowiedzUsuńWycisnęłaś ze mnie łzy, pięknie piszesz i wzruszający fragment z Twego życia.
OdpowiedzUsuńCudownie i przepięknie :) Boże ile emocji..nic nie mogę napisać więcej…
OdpowiedzUsuńnie chowaj ! nie zakopuj! nigdy! prosze ....
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowitą osobą. Cudowne to co napisałaś i cudowne ze są tacy ludzie którzy się nie boją pomagac takim trzyletnim chlopcom i dwawc im choc kawalek normalnego zycia:)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoja mame, Was. Brat jest mlody, moze jeszcze wszystko dobrze sie mu ulozy..tego mu zycze!
OdpowiedzUsuńNaprawdę piękny tekst , Fajnie ,że Twój brat ma TAKĄ siostrę !
OdpowiedzUsuńOpowieść pełna miłości:*:*
OdpowiedzUsuńMam ciarki i chyba dziwną minę z zachwytu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
3kropka...
Iw, nie lubię u Ciebie komentować, źle się czuję wśród tego tłumu. Zawsze już ktoś gdzieś napisał ułamek tego, co chciałabym dodać ja i z tych drobiazgów tworzy się sflaczała powtórka. Ale czytam z przyjemną zachłannością.
OdpowiedzUsuń"Ale czytam z przyjemną zachłannością" - to ja tylko skopiuję Lucy.
UsuńTeraz powoli zaczynam rozumieć dlaczego jesteś właśnie taka, jaka jesteś... Że ukształtowały Cię przeżycia, które dla wielu z nas są całkowicie obce, niezrozumiałe. Już wiem skąd w Tobie tyle Miłości bezgranicznej, skąd tyle mądrości i przede wszystkim skąd w Tobie ta SIŁA... to DOM - niesamowity, ciepły, wypełniony miłością i dobrocią! Ale i codziennymi problemami...
OdpowiedzUsuńTwoi rodzice to wspaniali ludzie - wyjątkowi i pełni odwagi. Obdarzyli Cię czymś najcenniejszym - głęboką miłością! Ale tej miłości starczyło także dla innych...
Iwonko - trzymam kciuki za tego chłopca "z zygzakiem na samym środku głowy" :) Dla wszystkich słońce świeci jednakowo i trzeba mieć wiarę, że karta kiedyś się odwróci!!! Dla Was wszystkich - tych małych, jak i nieco większych - samych pięknych wspomnień i widocznego szczęścia!!!
Iwonko cudownie, że masz w sobie tyle miłości, dobrych uczuć i odwagę ..... a On ma wielkie szczęście, że taką Siostrę ma, bo nawet same dobre myśli Twoje skierowane w jego stronę na pewno mu pomagają !!
OdpowiedzUsuńA Twoje piękne słowa, które tu zostawiasz pomagają niejednemu z nas ... wychodź spod tej ziemi natychmiast i bądź z Siebie dumna !!
Przytulam mocno :**
Czekam na dalszy ciąg tej opowieści. Głęboko wierzę, że zaczynać się będzie... Bo jemu się udało...
OdpowiedzUsuńChciałam tylko dodać, że jestem tu po raz pierwszy i zostałam oczarowana... Chcę czytać więcej i więcej... A czasu brak i do tego 16miesięczna łobuziara wchodzi na kolana... i "Mama rysujemy"...
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszający post...myślę że gdyby ten chłopczyk do Was nie trafił to dopiero by mu się nie wiodło, teraz ma Was i jak tylko będzie taka potrzeba pomożecie, wysłuchacie, wyściskacie. Wyobrażam sobie jak poruszyło Cię pisanie tego bardzo bardzo osobistego postu..ja jako obca osoba tak naprawdę czuję ściskanie w żołądku i rumieńce na twarzy mam jak ten komentarz piszę. Kochaną jesteś siostrą Iwonka, ściskam i przytulam Cię
OdpowiedzUsuńGłupolku, pod jaką ziemię mała wielka kobieto :)) lowju Cię bardzo bardzo :)) za to głupolkowate wstydzenie się, a nie ma czego, a trzeba być dumnym z siebie, tylko tyle, co złego w byciu dobrym no co złego??? Nic.
OdpowiedzUsuń♥
Piękna historia, taka wzruszająca, podziwiam Panią za talent i odwagę.
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu z domwherelifehappens i bardzo się z tego cieszę. To piękny, dający do myslenia tekst - takim przy którym ma się ciarki i zaczyna się dostrzegać te małe-duże rzeczy. Taki, za który należy Ci się ogromny szacunek i ogromne podziękowania:) Bo tylko Ty i domwherelifehappens potraficie pisać w ten sposób że aż ściska za serce. Pisać prawdziwie i z emocjami. Ja dziękuję i chylę czoła za takie wpisy.
OdpowiedzUsuńDoskonale ten tekst rozumiem. Z tym ukochanym bratem młodszym, któremu się nie bardzo wiedzie, który wiecznie 'niby próbuje', wierzę i trzymam kciuki za braci, by się wieść zaczęło.
OdpowiedzUsuńIwona - czekam na książkę napisaną przez Ciebie!! Słyszysz??!!! Czekam! :)
OdpowiedzUsuńZajrzałam tu pierwszy raz i od razu pomoczyłam klawiaturę. Piekny, wzruszający tekst. Serce mnie zawsze ściska, jak widzę cierpienie dzieci. Ich bezbronność i niewinność ... właśnie ta "nie ich wina" nie pozwala przejść koło krzywd bez emocji. I pewnie proszę teraz o mrzonkę, ale gdyby tego cierpienia było mniej, byłoby cudownie ....
OdpowiedzUsuńPiękne słowa pod koniec! Z tym 'światem w oczach'... :)) Nie ma się czego wstydzić, niektórym takie teksty wiele dają i skłaniają do przemyśleń...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dalej mnie Iwonko zaskakujesz ;) Piękna historia... Twój brat jednak miał i ma bardzo dużo... taką wspaniałą siostrę ;)
OdpowiedzUsuńPięknie napisane. Żeby każdy malutki chłopczyk i mała dziewczynka dostawała tyle miłości, wsparcia i DOM w prezencie od życia, to świat byłby dużo piękniejszy, problemów i frustracji mniej. Dziękuję za taki osobisty post :*
OdpowiedzUsuńja zazwyczaj nie pisze Ci prywatnych komentarzy tutaj, ale ten wpis jest wyjatkowy!!!! a historia, chociaz mi znana, opisana tutaj przez Ciebie zawsze wyciskla lzy.....
OdpowiedzUsuńA wiesz, że ja rozumiem te płonięcie Twoje z zażenowania, choć powodu nie ma, ale wiem, bo ja czasem też tam miewam. I z jednej strony to napisać, powiedzieć, podzielić się z innymi, a z drugiej to a czy aby na pewno, może to takie za bardzo, za moje, za intymne. Ale wiesz, to że Ty ty klikasz to opublikuj to wdzięczna Ci niezmiennie jestem. Bo jak Ty coś napiszesz...to wiesz...no wiesz...no sama wiesz...musisz wiedzieć. Ja Ci kolejny raz dziękuję, bo to, kiedy Ty takie coś napiszesz to dzięki temu ja wiem, ponownie wiem, że cały świat mam, że i wnerwiający, irytujący, zwykły, i cudowny cały mój świat mam ;) I wiesz ta jajecznica...ta obietnica...to ja już nie mogę...ta walka... te lata z jajecznicą...to...wiesz-wiedz Ty cudna jesteś. A ja tak bardzo, bardzo spełnienia tego marzenia Ci życzę, by był taki pewien dzień, gdy On pozwoli tę dżdżownicę z ręki sobie wyjąć. A tekst jest napisany tak, że ach ;)
OdpowiedzUsuńIwonko popłyneły mi łezki :( tak pięknie to wszystko opisałaś, czytając tego posta można wyczytać, że bardzo kochasz tego Twego przyszywanego brata. Czasem jest tak w życiu że człowiek gdzieś się zagubi, nie potrafi odnaleźć tej właściwej drogi. Z tego co piszesz wynika że właśnie tak teraz jest u Twojego brata. Życzę mu aby odnalazł światełko, i powrócił no dobra drogę. A Tobie kochana, abyś znów mogła wyrwać ta dzdzownice z ręki i pomóc bratu we właściwym wyborze.
OdpowiedzUsuńPięknie się czyta takie słowa, takie pisane z sercem na dłoni. Dziękuję
OdpowiedzUsuńWzruszylam sie, to Ty mnie wzruszylas i przez te lzy nic wiecej nie napisze, tyle tylko, ze zycze mu szczescia....
OdpowiedzUsuńprosze pisac,bo zasiadam i czytam.brak mi slow....Aga
OdpowiedzUsuńPopłakałam się... Wyłaź spod ziemi... Myślę, że zrobiłaś wszystko co w Twojej dziewięcioletniej mocy aby dzieciństwo Twojego brata było szczęśliwe, radosne... Myślę, że życie całej Twojej rodziny było podporządkowane temu, aby ten mały chłopiec poczuł się kochany... Życzę Twojemu bratu aby zauważył, że nadal może być szczęśliwy... Idę trochę pomyśleć i się zastanowić... Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńCzytam drugi raz... i to co mnie najbardziej szokuje - jak ledwie trzy lata zycia, pierwsze 3 lata zycia moga zmienic cała jego resztę... i cała późniejsza praca, miłosć, dom, poczucie bezpieczeństwa, ciepło i miłosć to za mało, żeby wymazać to zło którego się doświadczyło...
OdpowiedzUsuńale i tak kibicuję Twojemu bratu i zycze mu mocno, żeby udało mu się być szczęśliwym...
Ja się poplakalam i przestac nie mogę. ..jak bardzo trudno mają te Dzieci w Domach Dziecka i jak te pierwsze lata życia zmieniają cały świat cale widzenie świata i psychikę ludzką. ..życzę Twojemu Bratu dużo spokoju i szczęścia, dziękuję za tego posta.a łzy nadal płyną
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu, bo ktoś udostępnił na Fb. I już tu zostanę :) I będę polecać dalej. Piękny, wzruszający wpis. Właśnie ze względu na tę prywatę.
OdpowiedzUsuńdziękuję za to, że opublikowałaś
OdpowiedzUsuńżeby mu się ułożyło i te kapcie i ta chusteczka i kolonie
aby wszystko mu się ułożyło
tak jak powinno
Dżdżownica blee, ale moja siostra też w dzieciństwie jadła piasek, jadła go szpadelkiem a jak miałyśmy już wracać do domu to zabierała sobie porcje piasku na później w wiaderku...rozbudziłaś wspomnienia tym tekstem...miałam takie normalne dzieciństwo...chce żeby moja córka miała wyjątkowe i inspirujące :)Pozdrawiamy, uwielbiamy tu zaglądać!
OdpowiedzUsuńhttp://mroznytrojwymiar.blogspot.com/
Podobno pierwsze trzy lata życia mają największy wpływ w rozwoju dziecka, podobno zależy gdzie dorastamy, na kogo w życiu trafimy, podobno lepiej chronić i nie puszczać na głęboką wodę, ale jednak podobno lepiej zahartować i nie pomagać zbytnio...nie ma recepty na to, żeby się wszystkim w życiu udało...czasem niektórzy po prostu nie chcą sobie pomóc, jest im dobrze jakkolwiek, pomimo podawania ręki nie wykorzystują szansy jaką im daje ktoś inny...można czasem ustawiać komuś drogowskazy, a on i tak udaje, że ich nie widzi...Twój brat trafił do Was i to wszystko co mu zaoferowaliście, dom, pomocną rękę, pokazaliście, że ustawione kapcie w kostkę nie są najważniejsze, to wszystko może kiedyś zaprocentuje. Nigdy nie jest za późno, żeby się ocknąć i dać sobie "wyjąć z ręki tę dżdżownicę "...Najlepszego dla Was i dla Brata!
OdpowiedzUsuńA o odkopaniu się spod ziemi nie piszę, bo rozumiem, że po tylu komentarzach to już dawno tańczysz na stole :)
Dzięki za każdy taki osobisty post, bo ja dzięki Tobie próbuję być bardziej otwarta i mówić głośno o tym co mi w duszy siedzi. Niestety nie umiem tego tak pięknie w słowa ubierać...
Czytam Cię od początku jak Cię tu znalazłam i choć czasem nie piszę komentarzy to jestem.
Rysunek Twojej córki taki oczywisty, jak oczywiste jest życie każdego dziecka, które dorasta w szczęśliwym domu. Oby tego dziecięcego spojrzenia na świat zostawało w nas na długi czas.
Wyłaź czym prędzej!!!!. Właśnie takie rzeczy trzeba ludziom opowiadać. Fakt ,że nie każdy potrafi i nie każdy chce się aż tak bardzo otwoerać. Czego się boimy? Może kiedyś sobie odpowiem na to pytanie. Może Twoje pisanie mi w tym pomoże. Może przestanę się chować gdzieś pośród o ich mebli i roślin w ogrodzie. Dodam tylko ,że w mojej rodzinie był dość podobny incydent z bratem.Tylko mnie jeszcze wtedy na świecie nie było. Pojawił się potem ,gdy byłam już nastolatkom . Przybył z bukietem dla mamy i dobrym trunkiem dla taty. Dla mnie miał czekoladki.Twierdził ,że chwile w naszym domu to był jego najbardziej beztroski okres w życiu. Wtedy miał się dobrze chociaż do końca nie jestem pewna czy działał w zgodzie z prawem. Z opowieści mamy zapamiętałam tylko ,że przyszedł do nas w rajtuzkach z wciągniętą gumką od słoików i spał z łyżwami, które dostał od taty na gwiazdkę.Ciekawe gdzie teraz jest.Aż sprawdzę czy go nie ma na FB. Buziaczki Iwonko .ps. zawsze budzisz we mnie chęć mówienia o rzeczach , o których normalnie na co dzień , gdzie indziej nie mówię.I nie mam zamiaru się zapadać pod ziemię. Może dlatego ,że to Twój blog :-)
OdpowiedzUsuńPamietam tego 3-letniego chlopca z lokiem na czubku glowy. Gdy przyszedl do naszej rodziny mialam tyle lat co Ty ale nigdy na to w ten sposob nie patrzylam, czyli, ze bylo tak jak piszesz. Po prostu kolejny czlonek rodziny. Dopiero potem rozumialam dlaczego tak sie stalo.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze w koncu mu sie uda i bedzie szczesliwym czlowiekiem.
Co za tekst! Przede wszystkim podziwiam twoich rodziców, ze taki obowiązek na siebie wzięli. I zazdroszczę takich rodziców, bo wiele miłości zapewne do rozdania mieli :) I złość mnie bierze, jak o takich dzieciach czytam.... Złość na rodziców tych, którzy dzieci lekkomyślnie rodzą, bo tacy spontaniczni i beztroscy są... Czytam obecnie dużo psychologii, psychiatrii po trochu - takie rozwojowe historie - i właśnie przykre rzeczy tam wyczytuje. Ze jak już w wieku niemowlęcym dziecku pewnych podstawowych potrzeb nie zapewnisz, to potem na głowie stawać możesz.... i tak nie nadrobisz tak, jak ci się to marzy.... I im starsze dziecko, tym problemów więcej....
OdpowiedzUsuńpłacz na końcu nosa bo moja Hania ta co teraz przytulona w mój szlafrok nózie wciska, ta mała trzyletnia dziewczynka miałaby te kapcie i ten paluszek i boli w środku bo takie ciężkie początki powinny zwyczajnie powinny mieć zawsze dobre zakończenia.
OdpowiedzUsuńJa mam dwóch młodszych braci, jeden był wczoraj z żonką swoją, i gdy już wszyscy śpią my sobie w tej kuchni mojej przy resztkach jedzenia w ciemną noc gadamy i słuchamy muzyki tak normalnie zwyczajnie. Siostro brata swego, post który popłyną z serducha bezcenny
Uwielbiam Cię Iwona! Zakop się na chwilę i odkop jak najprędzej :-)
OdpowiedzUsuńUściski Kochana!
Łzy popłynęły same, piękny post i aż mi się serce ścisnęło, bo tyle w nim miłości, tęsknoty..
OdpowiedzUsuńOczyma wyobraźni widzę tego maleńkiego chłopczyka z podniesionym paluszkiem, żeby dostać dokładkę jajecznicy.
I od razu wielki żal i poczucie niesprawiedliwości, bo takich dzieci, które odnalazły dom jest przecież niewiele.. Ale dobrze, ze choć ta garstka dzieci może poznać co znaczy domowe ciepło rodzinne.
Marysia
Cudowną jesteś kobietą,taką prawdziwą, bez koloryzacji. Fajnie, że napisałaś o tak osobistej sprawie, że niezawsze jest tak różowo. Ja też mam brata tyle, że starszy jest i też różne głupie błędy popełnia, a kocham go ciągle tą naiwną siostrzaną miłością więc rozumiem Twoje rozterki. Oj bliską mi jesteś osobą i myślę, że teTwoje pisania pomaga nie jednej istocie na tej ziemi :) . Trzymaj się cieplutko <3
OdpowiedzUsuńtwoj tekst spowodowal, ze wrocilam wspomnieniami do mojego dziecinstwa.
OdpowiedzUsuńa zdarzylo sie tam cos naprawde dziwnego.
jako dziecko mam niewiele wspomnien, ale wspomnienie malego chlopczyka, placzu jego i mojego bede miec do zawsze
i do dzis nie wiem,czy to fikcja,czy rzeczywistosc.
mama mowi,ze wymyslislam go sobie, ale jak ja go moglam sobie wymyslic, tak realnie, dokladnie, z emocjami?
obawiam sie, ze byla taka sytuacja, mozliwosc przygarniecia, ale ona jej nie podolala i teraz wszystkiemu zaprzecza jakby sie to nigdy nie stalo
och, nawet teraz czuje te emocje i smutek
pozdrawiam cieplo
To było do przewidzenia. Wzruszyłam się ogromnie... Nawet nie wiesz.
OdpowiedzUsuńWyjątkowa historia. Ale takie dobro widzę i tyle miłości Twojej...
I brat Twój ma szczęście wielkie! A ja trzymać kciuki będę mocno by mu się udało. By życie mu się udało! Mój brat był moim przyrodnim, inna historia całkiem ale widzę podobieństwo bo on sobie życia ułożyć też do końca nie potrafił, choć może dlatego że młody taki jeszcze był, tyle razy chciałam mu pomóc... nie zdążyłam...
Jesteś i bądź Iwonko!
I dziękuję!
To jeden z piękniejszych wpisów jakie przeczytałam, w nosie mnie kręci ze wzruszenia i słów brak. W jakiś niezwykły sposób jestem Ci wdzięczna za to, że podzieliłaś się swoim życiem, a mi dane było zatrzymać się tu i pochylić się nad tą opowieścią. Życzę jak najlepiej dużemu małemu chłopcu, czasami mi się wydaje, że zacząć życie tak właśnie, to jakby już na samym początku źle przerobić oczka robiąc na drutach piękny sweterek, mimo iż już później robótka jest idealna, to zawsze będzie się coś ciągło, nieukładało, odstawało, kuło jakąś dziurka w oczy... ech... ciężko to potem naprawić...
OdpowiedzUsuńDużo ciepłych myśli posyłam...
Cudowne... Pisz nadal. Będziemy czekać.
OdpowiedzUsuńWróciłam do Ciebie po tak długim niebyciu. Jest nadal pięknie i ciepło! Zdjęcia są magiczne i ocieplają serce!
OdpowiedzUsuńŚciskam!
Piękny i wzruszający post, moje emocje tańczą...
OdpowiedzUsuńMimo siarczystego mrozu, już mi cieplej. Ogrzałam się Twoimi wspomnieniami...
dziękuję i pozdrawiam :-)
Pierwszy raz do Ciebie trafiłam i wzruszyłam się, obejrzałam bardzo ładne zdjęcia i zachwyciłam pięknymi córeczkami. Zostaję tu
OdpowiedzUsuńIwonko, takie jest życie. Dałaś wiele z siebie, nie masz sobie niczego do zarzucenia, więc nie ma powodu do zażenowania i innych złych odczuć. Jesteś wielka i tak dalej trzymaj
Łzy mi się wylewają :(
OdpowiedzUsuńwww.rzemlik.blogspot.com
Iwonuś,umknęło mi, ile On z Wami był, ale myślę, że to,co najpiękniejsze dostał właśnie u Was i od Was.
OdpowiedzUsuńKochaj Go, kochaj wciąż i wciąż, to musi wydać owoc, może już wydało, tylko my tego nie widzimy, ale zawsze jest, zawsze. A On jeszcze nie jest dorosły, On potrzebuje więcej czasu, więcej miłości może, a przecież ma jedno i drugie, i to się nie zmarnuje. Nie zawsze wszystko widzimy i rozumiemy od razu, czasami do końca życia nie, ale miłość zawsze zostawi ślad, ten najważniejszy pośród innych.
OdpowiedzUsuńMądre słowa :))) Jestem wyznawcom wielu Twoich zasad :)))
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma miłość- to najważniejsze w życiu. A reszta już zależy od człowieka, od jego wyborów...
OdpowiedzUsuńNapisałaś Iwonko - początkowo nam nie ufał. A ja myślę, że on tak naprawdę nigdy Wam nie zaufał, niestety. I ten jego brak zaufania teraz jest przyczyną tego, że jego życie się jak piszesz - nie układa. Skądś to znam, gdzieś już widziałam te rozbiegane oczy. Kiedyś nie mogłam zrozumieć czemu one tak uciekają. Teraz już wiem. I wiem, że życie, udane życie można budować tylko na zaufaniu. I trzeba ufać na całego, nie można trochę, bo wtedy w ten brak jak w dziurę wpadają wszystkie nasze starania i ciągle ręce mamy puste, ciągle ten ktoś, któremu chcielibyśmy nieba przychylić nam ucieka. To takie smutne, gdy człowiek zdaje sobie sprawę ze swojej bezsilności. I tak trudno pogodzić się z tym, że mimo iż wyjęło się tę gąsienicę z jego ręki, to ona nadal w niej jest. Przesyłam wyrazy zrozumienia i pociechy. Zrobiłaś co mogłaś - nie musisz się chować pod kołdrę. Pozdrawiam serdecznie. Wiesława.
OdpowiedzUsuńAż nie wiem co napisać. .. na pewno to czego doświadczamy ma wpływ na nas. Dla jednych większy a dla innych mniejszy....nie każdy umie sobie z przeszłością poradzić. ..dobrze, że jest ktoś kto wyciąga tą rękę nadal :-)
OdpowiedzUsuńcudowne jest wszystko to co piszesz:*
OdpowiedzUsuńpozdr