Młoda i piękna była. Miała taka aurę, że nie można było odciągnąć od niej wzroku.
Gdy spotkałam ją po latach.... brak słów...
Miała już dość.
Niczego już nie była pewna. Ani tego, że się uda. Ani tego, że jakoś to będzie.
Nieprzerwana walka nie przynosiła efektów. A Ona nie wiedziała ile jeszcze będzie w stanie wytrzymać.
Nie mogę sobie przypomnieć kiedy dokładnie wszystko zaczęło się sypać. Czy wtedy gdy zmarła jej mama, czy jeszcze wcześniej, jak narzeczony zostawił ją z dnia na dzień z pierścionkiem na palcu i dzieckiem w brzuchu. Tak czy inaczej, któregoś dnia obudziła się z myślą, że nie jest w stanie zrobić kolejnego kroku w codzienność.
Wszystkiego zaczęła się bać. Przerażały ją drobne rzeczy. Przerażać zaczęły ją nawet przyjemności.
Zaczęła budzić się zlana potem. I z wielkim trudem myśleć o tym, że musi pojechać do sklepu, bo skończyły się ziemniaki.
Jedynie jej córeczka była wciąż powodem do radości i dumy.
Patrząc na nią jak niezdarnie ściele swoje łóżko, jak stając na palcach wyciąga dżem z lodówki i próbuje robić kanapkę - wciąż odszukiwała resztki sił. Uśmiechała się nawet.
Nawet córka przestała być powodem do czegokolwiek.
Nie wiedziałam dokąd prowadziła ją ta droga. I czy tajemna moc czuwająca nad nią w młodości zwiała na zawsze. Czy kiedyś coś miało przynieść poprawę. Czy... ona kiedykolwiek jeszcze podniesie się z łóżka obudzona promieniami słońca w świadomości, że to będzie piękny dzień. Nie wiedziałam.
Nie mogłam tego zrozumieć. Ogarnąć swoim umysłem.
Nie umiałam mieć nadziei. Ani w swoim ani w jej imieniu. Nadzieja podobno umiera ostatnia... Wydawało mi się jednak, że jej umarła dawno temu. Została tylko Ona. Z całą bezsilnością istnienia.
I ona miała swoje dno. W tamtej chwili, w tamtym momencie, trwała Ona i jej dno. I nic poza tym.
Dno. Ostatni etap. Który u niej wydawał się niekończący. Może są takie dna, że się w nich zostaje...? I właśnie wtedy...
Napięła mocno mięśnie rąk. Nóg. Wszystkiego. I odbiła się jak najwyżej mogła. W moment, gdy więcej rzeczy było powodem niż przeszkodą.
Pokonała samą siebie.
Zrozumiała.
Zrozumiała, że jak dojdzie się do ściany, to walka nie jest wyborem. Walka jest jedynym co mamy. Choć walczyło się 5 poprzednich lat i nic. Nie ważne! Nic innego nie nam nie pozostaje...
Bo poddanie się to nie wybór...
to zwykły brak wyboru. Jakkolwiek to brzmi.
Zaraz przewinie. Ale teraz pęka ze śmiechu, że takie to wyrosło przemądrzałe...
Pęka ze śmiechu.
Jak kiedyś.
I ta jej aura rozświetlająca otoczenie, wróciła.
Odpowiada: Cały czas pamiętałam siebie sprzed lat. Wiedziałam, że skoro taka byłam, to znaczy że taka mogę być.
Moim zdaniem wiara w siebie, w człowieku jest zawsze! Cały pic polega jednak na tym, żeby nauczyć się z niej korzystać.
I nigdy nie poddawać się. Nie czuć się przegranym. Bo sam wysiłek o coś, nawet jak się to coś nie uda, jest wygraną.
Wygraną wiary nad poddaniem.
I nawet jak stracimy wszystko...
z dnia na dzień...
czy też w długim procesie...
to zawsze pozostaje nam wiara i nadzieja. Tego nikt i nic nam nie odbierze. Bo "umiera ostania" oznacza dla mnie, że umiera tuż po mnie.
I że trzeba uczyć się całe życie.... żyć.
Na koniec dla tych, którzy prosili mnie na Instagramie o przepis na kuleczki z wiórkami, podaję go poniżej:
5 paczek herbatników (tych małych paczek)
1/2 kostki margaryny
2-3 łyżki kakao (ja daję zawsze 3)
1/2 szklanki cukru
słodka śmietanka
olejek migdałowy
torebka wiórek kokosowych (czy też wiórków ;))
Herbatniki wrzucić do blendera i zmiksować (albo przemielić przez maszynkę do mięsa).
Na małym ogniu rozgrzać margarynę, dodać do niej cukier, kakao i odrobinę olejku migdałowego (kto ile lubi).
Jak masa się lekko ostudzi (ja nie zawsze czekam) przelać ją z zblendowanych herbatników.
Dodać trochę śmietanki i próbować ręcznie wyrobić z tego dość klejącą masę. Jak nie klei nam się to dodać więcej śmietany.
Potem lepic z tego niewielkie kuleczki i obtaczać je w wiórkach kokosowych. Jeżeli wiórki nie trzymają się kuleczek, to dodać do nich odrobinkę wody.
Kuleczki są przepyszne. Robiła je zawsze moja babcia. Nie trzeba piec. Robi się je w oka mgnieniu. SMACZNEGO :)
iwona wisniewska
Wiara czyni cuda- tak samo jak dzieci to największa siła spawcza....to dwa mądre zdania któe mnie jakoś mobilizują do dalszego życia...Piszesz jak zwykle bardzo,bardzo pięknie....Dziękuje i pozdrawiam....AGA...
OdpowiedzUsuńja też dziękuję Aga :)
UsuńKolejny juz raz w sytuacji gdy myślę że to już koniec i nie dam rady pojawiasz sie Ty i Twoj post... Dziękuję. .
OdpowiedzUsuńRedRose zaciskam kciuki mocno!
UsuńWzruszyłam się :*). Cudowny post x.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Aż mnie dreszcze przeszły po przeczytaniu tego wpisu...
OdpowiedzUsuń:)
Skądś to znam........ I myślę sobie, że ta największa siła kryje się najgłębiej. A nikt nie chce schodzić tak głęboko. Nie każdy musi, nie każdy chce. I żyjemy sobie tak ....... powierzchownie. Nie wszyscy, ale większość jednak tak. A ja mówię, że to co przeżyłam - to moje. I........ czuję, że żyję! Cieszę się wszystkim! Każdą chwilą, każdym dniem. Świętuję. I dziękuję. Wszystkim . Za wszystko. Tobie Iwonko teraz za ten post. A dzisiaj wybieram się na grzyby, bo podobno obrodziły. Ciągnie mnie do lasu. Miłej niedzieli. Wiesława.
OdpowiedzUsuńWiesławo, jesteś ogromnie pozytywną kobietą. Zawsze to paruje aż z Twoich komentarzy :) pozdrawiam!
UsuńPrzepięknie napisane :}. Każdy w swoim życiu ma mur przed sobą który wydaje się bardzo duży i nie do przeskoczenia i stajemy przed wyborem czy się poddać, czy próbować przeskoczyć. Mi siłę do przeskoczenia dają córki, przy nich mam ogromną energię do działania, cieszenia się codziennością i niestraszne mi żadne przeszkody :Pozdrawiam :}
OdpowiedzUsuńCórki. Mąż. Dom. Dżem własnej roboty w słoiku. drewno do kominka w ładnym koszu. To. Tamto.... Wszystko potrafi dać mi siłę. We wszystkim widzę możliwość. Wszystko coś w sobie ma. Tylko, że w pędzie codzienności nie zawsze to widzimy.... A życie aż huczy od cudów i piękna :) Ale to prawda... dzieci są najsilniejszym motywatorem!
UsuńIwonko przeczytałam dziękuję :) Wiara i nadzieja niby kroczą obok siebie , a niekiedy są tak odległe . Nie zawsze w naszym życiu chcą współgrać - niestety. Iwonko jestem cały czas nie myśl, że nie zaglądam, nie czytam jestem cały czas , dziękuję za post, który jest jak zawsze trafiony . Idę poszukać nadziei i odnaleźć wiarę. Pozdrawiam cieplutko K.N.
OdpowiedzUsuńPs. Zdjęcia przecudowne , uwielbiam je oglądać :)
Dziękuję Kasia. I pozdrawiam i ściskam i w ogóle :):)
UsuńOj kiedyś moje serce pękło na milion kawałków, naprawdę. Rozsypał się cały mój świat, a ja nie miałam przy sobie nikogo bardziej bliskiego, bo byłam za oceanem. Brakowało mi oddechu. Nawet przysłowiowej brzytwy nie mogłam się chwycić. Nadzieja nie umarła, ale każdy dzień podpowiadał, że to beznadziejne ciągle w nią wierzyć.
OdpowiedzUsuńNie poddałam się, nie dałam, nie pozwoliłam odebrać sobie możliwości dopełnienia marzeń. Podźwignęłam się sama, dzięki wewnętrznej sile.
Przeczytałam w "Zaklinaczu koni"...
"nie giń w zewnętrznej matni
nie toń w wewnętrznej pustce
zachowaj spokój w jedności rzeczy
a dwoistość zniknie sama"
i tego się trzymam do dziś.
Dziękuję za piękny tekst i pozdrawiam:)
Piękne słowa...piękny komentarz ...
UsuńDziekuje Iwona, nic wieciej nie potrafie napisac w tej chwili….
OdpowiedzUsuńDonata... jestem z Tobą w każdej sekundzie. Nawet Quatar nam na drodze nie stanie :)
UsuńWeszłam po cichutku i zaczytalam się u Ciebie..Miłej niedzieli
OdpowiedzUsuńa ja miłego poniedziałku życzę :)
UsuńJak zwykle pięknie napisane..., masz rację, że zawsze zostaje wiara i nadziej, a żyć trzeba uczyć się całe życie:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i tradycyjnie zapraszam do siebie http://takpoprostudom.blogspot.com/
Piękna opowieść :)
OdpowiedzUsuńWiesz co, ta Twoja najmłodsza córa ze zdjęć wygląda na takiego urwisa słodkiego, że tylko schrupać:) jakie miny strzela i te oczy. No człowiek sam się śmieje hahaha
to jest największa aparatka w rodzinie ;) Niczego się nie boi, nic jej nie straszne, pomocna, kochana... a oczy rzeczywiście boskie ma :):):) dziękuję! :)
Usuńdzięki Iwciu...jesteś Wielka, Twoja bohaterka jest Wielka..ja,.jestem na skraju...
OdpowiedzUsuńCzy to Ty E...? Jakbyś tylko chciała możesz do mnie napisać. Jak tylko mogę coś zrobić... może pogadać po prostu.. pisz!! czekam!
Usuńwitaj. mój pierwszy komentarz u Ciebie, choć czytam już od dawna...
OdpowiedzUsuńDziękuję... jak zwykle wzruszasz, jak zawsze dajesz mocno do myślenia...
Masz przepiękny dar, uwielbiam Cię czytać...
pozdrawiam - Patrycja
ps. jesteście wspaniałą rodziną :)
Dziękuję Ci Patrycja! Zawsze zastanawiam się co myślą Ci ludzie którzy nie komentują. Bo komentuje niewielki procent... a co cała reszta myśli? Jak im się u mnie podoba... co im w duszach gra... uwielbiam rozmawiać z ludźmi, w świecie realnym najbardziej ale w wirtualnym czasem też jest przyjemnie. Pozdrawiam :)
UsuńIwona, dziekuje za ten wpis. Dokladnie taki byl mi w tym momencie mojego zycia potrzebny. Czytam blog od dawna, raz juz komentowalam :-). Pozdrawiam z Florydy. Kinga
OdpowiedzUsuńZ Florydy??? ooo matko jak my kochamy Florydę! :)) Co roku tam jesteśmy.. w tym roku z powodu rodzinnych zakrętów nie byliśmy... Pozdrawiam serdecznie z PA :)
UsuńTak lubię Cię odwiedzać tak lubię czytać gdy piszesz o mnie i dziś też poczulam się wazna i silna I dziś też pomyslałam DZIĘKUJE dajesz mi siłę nawet o tym nie wiedzac sprawiasz ze mam ochotę żyć jeszcze mocniej lepiej więcej Nie zapominam o tym co było ale wiem że nie tylko ja i że teraz jestem mocniejsza i mogę prawie wszystko .... Pozdrawiam Bożena
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło Bożenko :) ale .... to że masz ochotę żyć, sprawiasz Ty sama :)) Bez Ciebie żaden blog niczego by nie zmienił ;) Pozdrawiam!!
UsuńBardzo lubie Pani blog :)
OdpowiedzUsuńA gdzie te zdjecia byly zrobione? (chodzi mi o te wielkie figury)
Pozdrawiam z MD :)
Magda
Zdjęcia są robione w parku Grand for Sculpture ( http://www.groundsforsculpture.org/Exhibitions ) w okolicach Trenton NJ. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńMarta musiałam 8 razy przeczytać ten komentarz... Jest mądry... Tak czasem może i ten zachwyt jest z braku wyboru. Ale powiem Ci że ludzie w zachwycie są szczęśliwsi niż Ci w złości i łzach... I ja nie jestem zwolennikiem :poczekam, będzie dobrze. Uważam, że trzeba walczyć, kombinować, próļować... doceniam ogromnie to co mam, ale ciągle też wyciągam ręce po rzeczy niemożliwe.. i ciągle mocno wierzę, w to, że jak się nie postaram to z nieba mi nie spadnie. A czekać można wiecznie.... doceniać cieszyć się... i nie wyczekać... chyba jednak trzeba mocno życie trzymać w rękach i mocno się starać. A przy tym wszystkim jeszcze doceniać co się ma. No to proste nie jest, wiem... jedni mają siłę na takie podejście a inni nie. I ja uważam że i jedni i drudzy mają do swojego podejścia prawo i w pewnym sensie i jedni i drudzy mają rację... skomplikowane jak nie wiem co. Buziaki!
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś, naprawdę pięknie . A co do kuleczek na pewno zrobię <3
OdpowiedzUsuńAż Ci zazdroszczę bo moje już dawno zjedzone ;)
UsuńAh.... piękne i mądre. Wydrukuję chyba, bo na chwile słabości takie słowa najlepszym ratunkiem!
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że są takie miejsca, które " wśród tandety lśnią jak diament".
Pozdrawiam ciepło
No i co tu powiedzieć na takie słowa? ;) No nic nie umiem. Więc "dziękuję" powiem :) i pozdrawiam!
UsuńIwonko :-) jak ja kocham ( tak! kocham ♥) jak Ty piszesz i to, o czym piszesz, u Ciebie każde malutki słowo, każda literka porusza...♥ wzrusza,..rozśmiesza i ...cieszy...tak bardzo...
OdpowiedzUsuńczytam regularnie Twoje posty,by komentować .. słów brak ...moje takie płytkie i ...oklepane :-(
dzisiaj chciałam jednak napisać,że dziękuję za tę skórę gąsiora którą mam, za cień łzy i uśmiech..
...nigdy nie byłam silną, żyłam w cieniu ale nadziei nie zapomniałam..
jest tekst, który bardzo lubię - to piosenka Michała Bajora " Do trzech cnót"... pozwolisz?
https://www.youtube.com/watch?v=9mKanS4gltY
muz. W. Korcz, sł. W. Kejne
/.../Gdy kruczo kracze przyszłość czarna
Wiatr dziejów niesie wilczy zew
Gdy mnie ścierają czasu żarna
Na szczyptę mąki, stertę plew
Gdy na ołtarzu wielkiej bzdury
We mgle kadzideł prawda mrze
Ty, co przenosić możesz góry
Ty, wiaro, nie opuszczaj mnie
Gdy sens istnienia z rąk umyka
I w czarną dziurę wpada świat
Gdy coraz szybciej zegar tyka
I garb starganych ciąży lat
Gdy krąg Fortuny martwo stoi
I czarno-biało nawet śnię
Gdy koń już dawno w murach Troi
Nadziejo, nie opuszczaj mnie
Gdy w ludzkie serca lodem skute
Daremnie wcieram uczuć maść
Gdy mi po cichu szyje buty
Ten, z którym konie mogłem kraść
Gdy uśmiech każe wietrzyć zdradę
Gdy szukam fałszu w każdej łzie
Gdy dzień po dniu nasiąkam jadem
Miłości, nie opuszczaj mnie/.../
całuję Iwonko mocno i pozdrawiam cieplutko i słonecznie
Dorcia
Dorcia dziękuję bardzo bardzo... cudowna piosenka. Na razie tylko przeczytałam, a nie odsłuchałam, ale z pewnością jej posłucham! I komentarz Twój przeczytałam w najbardziej odpowiednim momencie... poleciłam tę piosenkę komuś kto jej bardzo w tej chwili potrzebował. Dziękuję! Buziaki przesyłam za mądrość a kopniaki za: "by komentować .. słów brak ...moje takie płytkie i ...oklepane :-(" Większej głupoty dawno nie słyszałam ;))
UsuńCudnie to napisałaś Iwonko. Szczególnie ostatnie zdanie o wierze"Bo "umiera ostania" oznacza dla mnie, że umiera tuż po mnie. ", jakoś do mnie przemówiło.....
OdpowiedzUsuńDo mnie trafia ono za każdym razem. BO ja, jak tylko widzę sens... to nigdy nie poddaję się! walczę do końca.. ale czasem potrzebuję sobie o tym przypomnieć. Pozdrawiam Jowi :)
UsuńJa tu siedzę i już prawie straciłam nadzieję, że w końcu uda mi się wymyślić nowe metki, a Ty tutaj jak zawsze piszesz o tym, czego potrzebuje moja dusza! Jak Ty to robisz!?
OdpowiedzUsuńP.S. Mam nadzieję, że niedługo oprawisz swoje myśli ubrane w słowa na tym blogu! Wracam do pracy :)
MOje myśli czekają na odpowiedź z redakcji :) tylko ciiiii!! :)
Usuńczułam to w powietrzu!!!
Usuńskad ty mnie tak dobrze znasz? piekne słowa, przeczytam jeszcze i jeszcze
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cie mocno mocno ;-)
Dziękuję i też mocno mocno pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńprzeczytałam raz, drugi, trzeci..cudnie napisane. Czasami mam chwilę że pomimo wiary, nadziei wątpie, zastanawiam się dlaczego, czy nie można czegoś zmienić, ile można znieść. Ale potem przychodzi kolejny dzień i trzeba kroczyć, żyć dalej i cały czas wierzyć że wszystko się ułoży, że będzie dobrze..
OdpowiedzUsuńAsia takie jest życie. Są momenty że umieramy ze szczęścia a są takie, że umieramy z rozpaczy, smutku... i bardzo ciężko jest pamiętać o tym szczęściu w trakcie nieszczęścia... ale musimy o tym pamiętać! musimy! żeby nie zwariować, nie stracić kontroli, nadziei, szansy.... Każdy z nas się z tym boryka. Ładny, brzydki, biedny, bogaty, fajny, niefajny.. każdy... uściski Asia :)
UsuńGdy napisałaś i opublikowałaś poczta leżałam z moją Hania w szpitalu, zapalenie oskrzeli, zaczytałam się, w białej szpitalnej pościeli z małymi dziurkami w bladym świetle, w nienaturalnej ciszy, spiłam słowa, dostałam kopa energetycznego, zapytałam siebie '' tak można?'' widać można. mocno ściskam :)
OdpowiedzUsuńi ja ściskam i dużo zdrowia życzę córeczce!! :)
UsuńNo i jak tu pracować, kiedy kliknie się do Ciebie.?! Kocham ten blog i jak poczytam to wiele spraw nabiera innego, lepszego smaku, paaa pozdrawiam - Ola
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) a ja kocham takie komentarze ;)
UsuńWitam.Uwielbiam Pani bloga i czytam juz od dluzszego czasu.Znalazlam sie w sytuacji bez wyjscia, dobilam jak to Pani okresla do sciany.Nie dano mi wyboru.Musze zrobic to co musze.Zostalam sama z trojka malych dzieci!!! Boze najbardziej mi zal tych moich ukochanych i niczego nie smiadomych dzieci i mojej mamusi(ktora sie kiedys wykonczy przezemnie).Nie zal mi tylko samej siebie, ze bylam i jestem dalej taka glupia.
OdpowiedzUsuń.Maz po tym jak mnie uderzyl kolejny raz, trafil przed sad i dostal wyrok w zawiasach i 8 miesieczny zakaz kontaktu ze mna.Przepraszal, klekal, omamil.Kolejny raz uwierzylam, bo chcialam wierzyc dla dzieci, dla rodziny.Maz sie zmienil...na gorsze.W domu udawal dobrego meza i ojca a za plecami obmawial, klamal i wbijal mi powoli noz w serce.Zostalam znowu sama, juz dluzej nie moglam wytrzymac.Nie wiem co dalej mam robic.Jestem sparalizowana i przerazona przyszloscia.Co powiem moim dzieciom, czy kiedys mi to wybacza, ze podjelam decyzje za siebie i za nie.Mam tylmo nadzieje, ze starczy mi sil....na to zycie. POZDRAWIAM.I.K.
Mocno trzymam kciuki! a co do decyzji... myślę że matki podświadomie wybierają to co dla dzieci najlepsze. Nie wtrącam się w życie innych ludzi i nie piszę nigdy co mają robić albo co ja bym na ich miejscu zrobiła.. jeżeli jednak wchodzi w grę przemoc... niezależnie od innych okoliczności (bo przecież nie znam całej sytuacji) to mówię zdecydowanie: BARDZO DOBRZE ZROBIŁAŚ!!!!! i Pomyśl tylko przez chwilę... bo martwisz się czy dzieci Ci to kiedyś wybaczą ... to pomyśl... jakbyś postąpiła inaczej, co wtedy powiedziałabyś dzieciom? Może wśród trójki dzieci masz też córkę... jaki byś dała przykład córce i jaki sposób na życie byś jej pokazała... Bo wiesz mówić do dzieci można wszystko, i albo trafia albo nie... ale życie do nich i stety i niestety trafia zawsze. Mama daje przykład czy tego chce czy nie. Teraz jesteś na dobrej drodze by pokazać im czym jest siła w życiu, odwaga... i spokój. Pozdrawiam! i trzymam kciuki
UsuńBardzo dziekuje.Tak mam 2, 5 letnia coreczke, moja wymarzona i wysniona...i dwoch nieco starszych synow.suuuuper chlopaki.moja duma.dlatego tez serce mi peka na sama mysl, ze beda zyly w niepelnej rodzinie...strasznie to boli....
UsuńPrzepraszam ale nie mam polskich liter
UsuńIwonko chcę żebyś wiedziała, że bardzo się cieszę a po książkę polecę do ksiegarni jak na skrzydłach. Zwykle kupuje ebooki ale są książki, które zostaja ze mna przez całe życie, musze je mieć na półce gdzieś w zasięgu, blisko, by czuć ich obecność... Czuję, że Twoja książka jest właśnie tą, którą powinnam mieć zawsze blisko, tak jak Twój blog, do którego zawsze mogę zaglądnąć, gdy jestem na rozdrożu, gdy czuję że się gubię w życiowym pędzie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że jesteś i pokazujesz, że można! Wystarczy tylko robić wszytsko w zgodzie ze sobą i być uczciwym wobec siebie i innych!!! Wydaje mi się, że trochę dzięki twojemu blogowi stałam się wrażliwsza, spokojniejsza bardziej czuła i uważna i za to też dziękuję :-)
Bardzo żałuję, że nie dałam rady się z Tobą spotkac gdy byłaś w Warszawie i organizowałaś spotkanie z innymi osobami, które zaczytują się w Tobie :-) Jeśli będziesz w Warszawie a podejrzeam, że w związku z wydaniem książki taki wyjazd napewno będzie to proszę zoorganizuj raz jeszcze takie spotkanie. Bo coś tak czuje, że potym jak już wydasz książkę to na spotkanaich autorkich mogę się do Ciebie już nie dopchać :-)
Jeszcze raz gratuluje z całego serca i dziękuję, że nas inspirujesz i dodajesz wiary we włąsne marzenia!!!
hahaha Ty czujesz że się nie dopchasz, a ja boję się, że nikt nie przyjdzie i będzie trzeba organizować sztuczny tłum :):) jak coś to wciągam Cię na listę :) Bardzo dziękuję Ci za przemiłe słowa! i pozdrawiam i ściskam! wyjazdu do PL na razie nie planuję, ale jak tę książkę uda mi się wydać, to pewnie coś będzie zorganizowane.
Usuńbardzo fajny wpis, a do tego piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńRobiłam dziś ciasteczka z przepisu podanego powyżej z podwójnej porcji hihi. Wyszły przepyszne. Pozdrawiam serdecznie :) Patka
Super! :)
OdpowiedzUsuń